OFF-ROAD 4×4 CZYLI RACIBORSCY WŁÓCZĘDZY
Nie straszna im ciemność, błotne podłoże czy deszcz, który zabiera ostatnie metry dobrej widoczności. Ba! To wręcz aura przez nich pożądana. Każdy z nich lubi inną jazdę – ekstremalną, turystyczną etc. – ale wszystkich bez wątpienia łączy jedno: nie potrafią wyobrazić sobie życia bez przygody, której, jak sami mówią, najlepiej posmakować wyjeżdżając w trasę swoją terenówką. To prawdziwi „włóczędzy”!
Mowa o członkach działającego Raciborskiego Klubu Off-Road 4×4. Założycielami jest trzech raciborzan zakochanych od lat w szeroko pojętym off-roadzie: Bohdan Białuski, Jakub Górka oraz Rafał Burgstaler. Pierwszy z nich tak wspomina początki: – Z racji swojej działalności firmowej od jakiegoś czasu jeżdżę do Rumunii i na Ukrainę. Jeśli jednak trafia się wolna chwila, chciałbym ją jakoś wypełnić. Powiedziałem o tym Kubie i razem wpadliśmy na pomysł założenia klubu, którego głównym celem ma być integracja środowiska off-roadowego w Raciborzu, organizowanie wspólnych wyjazdów, przejażdżek i spotkań. Mówiąc krótko: dobra zabawa – wyjaśnia Bohdan Białuski, a Rafał Burgstaler, który dołączył do panów po jakimś czasie, dodaje: – Chcemy zmobilizować raciborzan, sprawić, aby w mieście zaczęło się dziać coś ciekawego oraz skupić w jednym miejscu i czasie jak najwięcej miłośników off-roadu.
Każdy z członków grupy odnajduje się w innym klimacie. Rafał Burgstaler, który na dobre wkręcił się w off-road trzy – cztery lata temu, zdradza, że uwielbia ekstremalne trasy. – Najlepiej, gdy błoto sięga do pasa – śmieje się, a Bohdan Białuski dodaje: – Ja stawiam bardziej na turystykę połączoną z off-roadem. Chodzi np. o kilkudniowe wyprawy samochodami terenowymi, dzięki którym można poznać okolicę z zupełnie innej perspektywy niż z drogi głównej – nie kryje i kontynuuje: – Poprzez działalność Klubu chcielibyśmy promować rekreacyjną oraz bezpieczną jazdę w trudnym terenie, z poszanowaniem natury. Bo nie chodzi o to, aby wjechać w las i swoim działaniem niszczyć przyrodę.
Pierwszą dużą inicjatywą, jaką podjął Klub, była Raciborska Integracyjna Włóczęga. – Zjawiło się aż 21 ekip – cieszą się moi rozmówcy. – Połowa pochodziła spoza Raciborza, co pokazuje, że środowisko pasjonatów off-road jest szerokie. Uczestnicy zabrali ze sobą nawet całe rodziny, w tym dzieci. Wybraliśmy na tyle prostą trasę (między innymi okolice Kobyli, Pogrzebienia i Lubomi), że w wyprawie mógł wziąć udział każdy. Wystarczyły chęci i dobry humor – mówi z uśmiechem Białuski i kontynuuje: – Jeden chłopak przejechał całą trasę Volkswagenem Polo, tylny zderzak obłożył poduszkami i przestrzegł nas, abyśmy, gdy zakopie się w błocie, nie wyciągali go linami, lecz popchali – śmieje się pan Bohdan, a jego koledzy przyznają: – W grupie zawsze jest raźniej. Można pozwolić sobie wtedy na bardziej agresywną i brawurową jazdę, ponieważ masz pewność, że ktoś ci pomoże.
Bo najważniejsza w trasie, zdaniem moich rozmówców, jest współpraca. Duże znaczenie mają także posiadane umiejętności, doświadczenie oraz nastawienie psychiczne. – Nie można się bać, trzeba być gotowym na nowe wyzwania – zapewnia Białuski. – Tego sportu nie zrozumieją ludzie, którzy nie posiadają samochodu terenowego. Zawsze powtarzam, że im brudniejsze i bardziej obłocone auto, tym piękniejsze – dorzuca Rafał Burgstaler. W ubiegłą sobotę mogły się o tym przekonać panie, które startowały w imprezie zorganizowanej z okazji Dnia Kobiet na specjalnie przygotowanym torze przeszkód.
Nasi bohaterowie przekonują, że to sport dla każdego, a co ważniejsze – nie zarezerwowany wyłącznie dla majętnych osób. Jeśli ktoś nie posiada odpowiedniego samochodu, a chciałby spróbować swoich sił lub przeżyć off-roadową przygodę, panowie zachęcają do wspólnej przejażdżki. – Zazwyczaj każdy z nas ma dwa wolne miejsca. Jesteśmy otwarci na nowych członków Klubu – mówi Białuski i opowiada o ambitnych planach: – Myślimy już o kolejnej włóczędze, akcjach charytatywnych i zlocie załóg z całego regionu. Czas pokaże, jak rozwinie się nasza działalność.
MAD