Rozmowa z Dariuszem Roninem pełnomocnikiem referendalnym
Racibórz
– Gdzie zebrano w Raciborzu najwięcej głosów poparcia?
– Na początku sprawdzał się pod tym względem rynek. Nawet gdy były to tylko 2 – 3 godziny obecności tam naszego stoiska, to było dużo podpisów. Potem skutecznością cieszyło się zbieranie podpisów od mieszkania do mieszkania. Choć było to zależne od miejsca i dzielnicy. Były dzielnice i osiedla gdzie przebiegało to lepiej i były takie gdzie poszło nam gorzej. Co ciekawe miała na to wpływ pogoda. Jak było ciepło, to ludzi nie było w domach.
– Jak przebiegała zbiórka? Większe zainteresowanie odnotowaliście z początku czy dopiero z czasem?
– Na rynku podchodziło do naszego stoiska wiele osób. Niektórzy chcieli się nawet podpisywać kolejny raz, a inni przychodzili porozmawiać. Udał się nam „eksperyment” ze zbiórką przy Leclercu. Zebraliśmy tam więcej podpisów niż na rynku. Za każdym razem podpisów było więcej. Staliśmy też przy targowisku w czwartek. Tam było słabe zainteresowanie. Gdy byliśmy mało widoczni to przekładało się to na niewielką uwagę przechodniów.
– Wszystko odbyło się bez problemów?
– Zdarzały się słowa krytyki. Nie wszyscy byli zadowoleni, że odwiedzamy ludzi ponownie. Jeżeli kogoś nie zastaliśmy albo mieliśmy telefon, że gdzieś nie było zbiórki to tam wracaliśmy. Jak ktoś już wracał w to miejsce, to prowadził zbiórkę po raz drugi. Nie chodziło o napastliwość. Pytaliśmy grzecznie czy ktoś chce się podpisać. Negatywnego odbioru naszej akcji było naprawdę niewiele. Najwięcej przykrości spotkało nas po zarzutach sformułowanych przez radnego Tomasza Cofałę, że podpisy zbierają nieletni. Nie wiem czy to była celowa prowokacja. Zastanawiałem się nad reakcją. Potem w rozmowach z mieszkańcami przekonałem się, że ludzie nie wierzą w takie rzeczy. Ludzie mi mówili, że to jest atak na całą inicjatywę.
– O co pytali was ludzie?
– Byli ciekawi kto będzie kandydował na prezydenta. Mówiłem, że przecież każdy będzie mógł wystartować. Mieszkańcy mówili, że może być wtedy gorzej niż jest. Ale jak ktoś się angażuje w życie polityczne to wchodząc do samorządu z założenia musi się starać.
– Jak duża była grupa ludzi zaangażowana w zbiórkę podpisów?
– Trudno tak od razu precyzyjnie odpowiedzieć ilu ich było. Przyjdzie czas na oficjalne podsumowanie i podziękowanie im. Ludzie się deklarowali, że biorą 10 list do podpisu, że przyniosą 200 podpisów. Później było ich dużo mniej, ale byli tacy, co nie deklarowali nic i potem 3 albo 4 listy dostarczali, a na każdej liście 12 podpisów. Było wiele osób starszych, schorowanych. którzy prosili o podjechanie do nich, więc dojeżdżaliśmy.
– Czuje się pan już spełniony? Tego pan się spodziewał gdy podejmował wyzwanie?
– Wielu mówiło mi, że to się nie uda. Że będzie za trudno. Jednak zebraliśmy podpisy. Wiele sygnałów sympatii od raciborzan odebrałem. Z różnych stron, z różnych środowisk. Szczególnie od tych, którzy zrozumieli, że my nie walczymy, a chcemy dobrych zmian dla naszego miasta. Czuję po tym zebraniu podpisów wielką odpowiedzialność. Tyle udało się zrobić żeby coś dobrego powstało. Bardzo mi na tym zależy. Chciałbym by wszyscy ocenili za jakiś czas nasze przedsięwzięcie pozytywnie. Tego sobie życzę jako mieszkaniec Raciborza. Nie chcę aby na tym ktokolwiek ucierpiał tylko by raciborzanie wybrali dobrego prezydenta dla swego miasta. Marzy mi się coś pozytywnego dla Raciborza.