Żona chorego: Pogotowie gorsze niż w PRL
Pojechał na Ocicką po pomoc. 62-latek cierpiał z bólu. Na miejscu brakowało leków, nie było USG, a lekarz ociągał się ze skierowaniem do szpitala. Zabrakło też właściwego cewnika i pacjent przeżył kolejne piekło gdy próbowano mu włożyć do penisa złą rurkę.
– Irma, nie potrafię się wysikać – powiedział do żony pan Zygmunt w niedzielne południe. Był przerażony. Taką niedyspozycję miał po raz pierwszy w życiu. Odczuwał silny ból w okolicy nerek. Małżonka też się wystraszyła. Przed 20 laty zmarł jej ojciec, a zaczęło się od problemów z oddawaniem moczu.
Irma z Zygmuntem zadzwonili na 997. Tam poinformowano, że mają udać się na Ocicką, do centrum świadczącego nocną i świąteczną pomoc lekarską. Pierwsze co budziło zdziwienie, to konieczność kupna środków przeciwbólowych. – Usłyszałam, że mężowi podadzą nospę i ketonal, ale trzeba jechać po te leki do apteki bo na miejscu brak – opowiada kobieta. Schorowany i cierpiący pan Zygmunt musiał sam usiąść za kierownicą i udać się do oddalonej o kilka kilometrów apteki. – Nie było też USG, a tam byłoby widać, że jest stan zapalny i jest guz na nerce, co wykazała późniejsza diagnoza – zaznacza pani Irma. Mężczyźnie wstrzyknięto ketonal i odesłano do domu.
Minęło parę godzin, ale problem z oddawaniem moczu nie zniknął. – Mąż męczył się niemiłosiernie, więc pojechaliśmy na Ocicką – kontynuuje nasza rozmówczyni. Wspomina, że „kwitli tam godzinę”. Kobieta prosiła lekarkę by skierować męża do szpitala. – Ta pani tłumaczyła, że podano mu leki i nie ma powodu by jechał na izbę przyjęć. Uparłam się i ona, z oporami, wpisała na skierowaniu, że to na moje wyraźne żądanie. Pojechaliśmy na Gamowską – przytacza kolejne fakty.
W szpitalu mąż pani Irmy dostał cewnik, do którego w końcu się wysikał. Połowa zbiornika na mocz była we krwi. Skierowano go do poradni urologicznej. Specjalista wykrył guza na nerce i wskazał konieczność operowania. – Wyznaczono terminy i wróciliśmy do domu – mówi kobieta.
Nie minął tydzień i problemy się nasiliły. W piątek wieczorem. – Mąż dostał krwotoku. Zamiast moczu były tylko strzępy krwi. Byłam przerażona, telefonowałam po karetkę ale powiedzieli, żeby jechać na Ocicką. Mąż nie był w stanie prowadzić samochodu. Udało się nam z pomocą rodziny dostać do przychodni – relacjonuje pani Irma. Trafiła tam – jej zdaniem – na bardziej kompetentnego lekarza niż za pierwszym razem. – Obsługa była na odpowiednim poziomie ale zaopatrzenie znów beznadziejne. Nie mieli cewnika dla męża. Próbowali mu założyć jakiś niepasujący i tylko sprawili mu niepotrzebny ból – żali się rozmówczyni. Sama musiała udać się apteki i nabyć właściwy cewnik. Jej zdaniem to kolejny aburd na pogotowiu.
– Mąż cały zakrwawiony trafił w końcu na izbę przyjęć na Gamowskiej. Jak go tam zobaczyli to powiedzieli by jechać z nim do Rybnika – opowiada żona pacjenta. Rozłożyła ręce, bo sama nie była w stanie go tam przetransportować. Okazało się, że szpital nie ma karetki. – Wtedy nie wytrzymałam nerwowo. Zaczęłam krzyczeć i przeklinać. Okazało się, że ambulans się jednak znajdzie – dodaje.
Gdy pan Zygmunt trafił do rybnickiej lecznicy urolodzy dziwili się dlaczego tak długo zwlekano z pomocą pacjentowi. Jego stan skłaniał do pilnej operacji. Poddano go zabiegowi. Okazało się, że nerka musi być usunięta razem z nadnerczem. Z pacjentem wciąż nie jest dobrze. Żona obawia się o przyszłość. – Nie potrafiłam sama ocenić stanu męża. Skąd mogłam wiedzieć jak jest źle? Mam żal, że nie trafił do specjalisty wcześniej choć w Raciborzu, także na izbie przyjęć, powinni rozpoznać jak sprawa jest poważna. Oczekiwałam pomocy od służby zdrowia ale system opieki jak widać sam jest bardzo chory. Pamiętam pogotowie przy Ludwika, z czasów PRL. Było dużo lepiej niż jest teraz – kończy zirytowana raciborzanka.
(ma.w)
Sytuację ocenia Marceli Klimanek szef komisji zdrowia w radzie powiatu, doświadczony lekarz ginekolog
– Nie słyszałem dotąd o narzekaniach na tzw. całodobówkę na Ocickiej. Przyznaję jednak, że choć lekarze rodzinni mają przypisane pewne czynności to nie wszystkie wykonują, o czym orientuję się na podstawie doświadczeń ze swojej specjalości. Leki przeciwbólowe i podstawową apteczkę taka placówka, gdzie jest gabinet zabiegowy, musi posiadać. To samo dotyczy wyposażenia w cewniki czy strzykawki. Podkreślę tu, że pacjent zawsze powinien być świadomy swoich praw, a te są niemałe i domagać się tego co mu przysługuje. Jednocześnie trzeba sobie uświadomić, że żyjemy w innych realiach niż np. w latach 80.
Ryszard Rudnik dyrektor szpitala rejonowego dziwi się dlaczego NFZ powierza opiekę całodobową placówce POZ.
– Od lat staramy się przejąć nocną i świąteczną opiekę lekarską. Oferujemy kompleksowość obsługi pacjenta. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie brakuje nam leku czy cewnika. Pacjent ma być zaopatrzony od każdej strony. Jego dolegliwości można przecież na miejscu skonsultować ze specjalistą. Rzeczywistość jest taka, że chorzy wpierw kierują się do nas, my odsyłamy na Ocicką, a później i tak są oni kierowani na Gamowską. W dwóch przetargach o te usługi przegraliśmy głównie ceną. Odniosę się też do kwestii dostępności karetek. Mamy określone priorytety. To nie jest transport, który można przewidzieć. Raz mamy nadwyżkę wolnych pojazdów, a innym razem spiętrzenie zleceń.
Mówi Mariusz Chlebek, prezes Centrum Zdrowia prowadzącego nocną i świąteczną pomoc lekarską w Raciborzu
– Ta opieka nie działa jak szpital, a jest przedłużeniem funkcji placówek Podstawowej Opieki Zdrowotnej, tej samej jaka jest świadczona na Ocickiej do wieczora. Otrzymuje się tam poradę, recepty i ewentualnie skierowanie do specjalisty. Pacjenci wykupują leki. Ludzie oczekiwaliby leków za darmo, ale takie zaopatrzenie zrujnowałoby centrum finansowo. W weekend dziennie obsługujemy po 150 osób, przyjmujemy wszystkich, nie odmawiamy. Leki przeciwbólowe mamy na stanie. To musiała być wyjątkowa sytuacja. W trudnych przypadkach nie wymagamy ich wykupu ale zwyczajowo podajemy je, a pacjenta prosimy by wykupił je w aptece i nam oddał. Podobnie z cewnikami. Mamy je, ale mogło się zdarzyć, że cewka moczowa była zwężona i wymagał nietypowego egzemplarza. Ocena przypadku zawsze zależy od lekarza. Posiadamy aparat USG, ale nie każdy z lekarzy dyżurujących potrafi go obsługiwać. To kwestia techniczna, również zależna indywidualnie od lekarza. W trudnych sytuacjach kieruje na badanie USG na izbie przyjęć.