Tańcowali u chorwackich rodzin
Dwie grupy folklorystyczne Raciborzanie I i II ze Stowarzyszenia Kultury Ziemi Raciborskiej „Źródło” gościły u Chorwatów, którzy rok wcześniej występowali w Raciborzu podczas festiwalu „Śląsk – Kraina Wielu Kultur”.
Chorwacki zespół Petar Zrinski pochodzi z miasta Vrbovec, tam też Raciborzanie spędzili większość czasu z czterodniowego pobytu. Raciborscy tancerze mieszkali w rodzinach, dzięki czemu jeszcze lepiej poznali miejscową kulturę, zwyczaje i mogli skosztować tamtejszych potraw.
Poznani w internecie
Pobyt we Vrbovcu rozpoczął się od wizyty w radiu. Szefowa grupy Aldona Krupa-Gawron wraz z tłumaczką Elżbietą Wojdałą zostały zaproszone do lokalnego Radia Vrbovec, gdzie mogły m.in. zaprosić słuchaczy na koncert z udziałem Raciborzan. Zespół Petar Zrinski istnieje już od 104 lat, jest dużo starszy od raciborskiego „Źródła”, które za rok obchodzić będzie dwudziestolecie. – Podobnie jak „Źródło” chorwacki zespół ze Vrbovca posiada cztery grupy wiekowe. Mają kapele co jest rzadkością zarówno u nich jak i nas, że gra ona wolontaryjnie. Ludzie są wykształconymi muzykami, ale grają dla pasji – tłumaczy Aldona Krupa-Gawron. Petar Zrinski występował przed rokiem w Raciborzu na Zamku Piastowskim. – Podczas zeszłorocznego festiwalu „Śląsk – Kraina Wielu Kultur” koniecznie chciałam zaprosić zespół chorwacki, bo podobała mi się ich muzyka i szukałam jej w internecie. Znalazłam właśnie zespół Petar Zrinski, najbardziej mi się podobali pod względem techniki tańca i radości. Zaprosiłam ich, a oni bardzo się ucieszyli, ponieważ film, który wybrałam, prezentował właśnie tańce Vrbovskie – mówi szefowa „Źródła”.
No i co, że deszcz?
Pogoda podczas pobytu w Chorwacji Raciborzanom nie dopisała, ale wyjazd mimo tego był bardzo udany dzięki chorwackim rodzinom. – Nigdy nie byliśmy na zagranicznym wyjeździe, na którym padało tak dużo deszczu, ale też nigdy na takim, gdzie otrzymaliśmy mnóstwo ciepła, serdeczności i życzliwości. Mieszkałam w rodzinie, w której mama tańczy prawie 40 lat, a dwóch synów i córka tańczy ponad 20 lat – wspomniała Krupa-Gawron. Blisko czterdziestoosobowa grupa z Raciborza znalazła swoje miejsce w kilkunastu rodzinach. – Tak samo jak u nas na festiwalu wszystko odbywa się własnym sumptem – domowe ciasta i sałatki robione były przez członków zespołu. Na jedną z kolacji ubili dla nas trzy świnie. Logistyką zajmowali się członkowie zespołu i ich rodzice – mówi prezes SKZR „Źródło”. Racibórz reprezentowały dwie grupy zespołu Raciborzanie, grupa młodsza i starsza. Raciborzanie II zatańczyli tańce lubelskie, natomiast Raciborzanie I zaprezentowali tańce cieszyńskie. Do występów przygrywała kapela Raciborzanka.
Krótko, ale intensywnie
Poza koncertem był czas na zwiedzanie. Tancerze zobaczyli Zagrzeb, Park Narodowy Jezior Plitwickich, a także stajnię z której zrobiono kuźnię artystyczną. Tam występowali m.in. muzycy z Kongo i Zimbabwe, którzy przyjechali z wizytą. – Braliśmy także udział we Mszy Św. na której śpiewaliśmy pieśń pt. „Barka”. Miejscowi ludzie są bardzo wierzący, było dużo symboli m.in. w postaci pomnika Papieża Jana Pawła II – powiedziała A. Krupa-Gawron. Raciborzanie podróżowali za własne pieniądze i tradycyjnie skorzystali z firmy transportowej Mariana Korszenia z Rybnika. Na tym nie koniec wyjazdów tancerzy „Źródła” w tym roku. Młodsza grupa była już na Cyprze, a starsza pojedzie jeszcze do Bułgarii, Hiszpanii i Portugalii.
Maciej Kozina
Moim zdaniem. To był kolejny mój wyjazd w ciągu ostatnich dwóch lat z SKZR „Źródło”, w którym mam również przyjemność tańczyć. Wyjazdy to nie tylko możliwość poznania świata, ale także promocja Raciborza i tańców folklorystycznych. Choć przez większość naszego pobytu było deszczowo, to śmiało mogę ocenić, że był to jeden z lepszych wyjazdów. Dlaczego? Być może dzięki gościnności Chorwatów i możliwości mieszkania w ich rodzinach. Podczas wcześniejszych wyjazdów organizator zapewniał nocleg m.in. w hotelach czy akademikach. Sam razem z trzema innymi tancerzami przebywałem u rodziny Palikućów, która w domu prowadzi prywatne przedszkole. Małżeństwo ma czterech dorosłych synów i dwójkę adoptowanych dzieci. Nie było większego problemu, aby dogadać się z miejscowymi, oni rozumieli nas po polsku, my ich po chorwacku, w razie potrzeby używaliśmy języka rosyjskiego, niemieckiego i angielskiego. Moi współlokatorzy zastanawiali się nad fenomenem tego wyjazdu i stwierdzili, że gospodarze mimo wielu obowiązków rodzinno-zawodowych potrafili ugościć nas aż czterech. – Styl, poświęcenie pełne uwagi i przy pełnej frekwencji członków rodziny, to był najwyższy wyraz szacunku. To, że byli wspaniałymi ludźmi odczuwało się w każdym z nich – stwierdził jeden z moich współlokatorów Michał Cycon.
Maciej Kozina