Jak dobrze mieć sąsiada
W przeddzień Bożego Ciała plac za ogrodem Marianny i Bernarda Korzonków staje się tradycyjnym miejscem sąsiedzkich spotkań. Jest gwarno, radośnie i kolorowo od farb, które trzeba zmieszać z trocinami. A wszystko po to, by w Boże Ciało ulica Solna pokryła się kwiatowymi dywanami. Jest jeszcze inny wymiar tego przedsięwzięcia – sąsiedzka solidarność, bez której tradycja nie przetrwałaby siedemdziesięciu lat.
Wielkie święto integracji
Najstarsza w gronie sąsiadów Irena Rębisz na Ziemie Odzyskane przyjechała z Kresów. Rodzina mieszkała w Oporzcu, na terenie dzisiejszej Ukrainy, ale pani Irena była zbyt mała by pamiętać tradycje i obyczaje kultywowane na wschodzie Polski. Zresztą była wojna i w pamięci dziewczynki zachowały się jedynie dramatyczne przeżycia związane z jej konsekwencjami. – Banderowcy pobili mamę i musiałyśmy uciekać. Pomógł nam ukraiński sołtys, który nas zawiózł końmi na stację. Na pociąg do Polski czekałyśmy miesiąc, a potem trafiłyśmy do Pielgrzymowa, 16 kilometrów za Głubczycami – wspomina pani Irena i opowiada, że procesje Bożego Ciała odbywały się wokół oddalonego od jej domu o dwa kilometry, kościoła w Dobieszowie. – Stroiliśmy brzózki, a dzieci sypały kwiaty, ale nie było dywanów, ani kwiatów w oknach – dodaje.
W 1967 roku przeprowadziła się do męża, który pracował w ZEW-ie i wynajmował przy ul. Solnej w Raciborzu mieszkanie. – Na początku nie czułam się tu dobrze. Nikogo nie znałam, a moje sąsiadki mówiły po niemiecku, albo po śląsku i w ogóle ich nie rozumiałam. Tęskniłam za rodziną, koleżankami i domem – opowiada pani Rębisz. Na szczęście w miejscu, gdzie dziś stoją garaże, wcześniej znajdowały się fundamenty domu, które stanowiły plac zabaw dla dzieci i miejsce spotkań ich matek. Pani Irena, która wychodziła tam z 5-letnią córką i półtorarocznym synem, na początku tylko przysłuchiwała się rozmowom sąsiadek. Z czasem lody zostały przełamane i panie przyjęły nową lokatorkę do swego grona. Po roku pierwszy raz mogła uczestniczyć w tradycyjnym układaniu dywanów i korzystać z drewnianej ramki, stanowiącej szablon do układania trocin, którą zrobił nieżyjący już Walter Wycisk. W latach 60. w sąsiedzkiej ekipie, do której dołączyła Irena Rębisz była też Elżbieta Depta, Agnieszka Wójcicka, Alicja Krzyżok, Aniela Woch i rodzina Hercogów.
Rozeta pani Eli
Mózgiem całego przedsięwzięcia była pani Elżbieta, która zaraz po przeprowadzce na Solną Korzonków, zaprosiła ich do udziału w robieniu dywanów. – W nowym domu zamieszkaliśmy w maju 1989 roku. Nie znaliśmy wcześniej tej tradycji, ale przypomniałam sobie, że moja siostra Terenia, która mieszkała w Rydułtowach, stroiła na Boże Ciało okna, więc pojechałam do niej po pomoc – tłumaczy Marianna Korzonek. Obok zdobytych od siostry białych szablonów, w oknie stanęły kwiaty i olejny obraz o tematyce religijnej, który zamówił pan Bernard.
Oprócz tradycyjnych dywanów, na skrzyżowaniu ulicy Solnej z Leczniczą zaczęto też układać kwiatową rozetę, której pomysłodawczynią była nieżyjąca już Elżbieta Depta. – Marzyłam w tym roku o kole udekorowanym fioletowym bzem, ale przekwitł, więc posłużymy się tradycyjnymi dla naszej ulicy piwoniami, gerberami i margaretkami, które ułożymy na żółtych, zielonych i brązowych trocinach – wyjaśnia pani Marianna i przyznaje, że nie zawsze pogoda sprzyjała sąsiedzkiej inicjatywie. – Pamiętam takie święto, gdy procesja się nie odbyła, bo deszcz, który rozpadał się o siódmej, zmył układane od piątej rano dywany – wspomina pani Korzonek, której przez wiele lat towarzyszyła córka Marzena. Odkąd wyprowadziła się do własnego domu, tradycję zabrała ze sobą.
Pan Bernard podkreśla, że wkład w przygotowania do święta mieli i mają również mężczyźni. – Trzeba wspomnieć o panu Nyczu, który nam kiedyś pomagał, Mariuszu Thomasie, który zawsze przychodzi z synem i Wacku Cwalinie, który kierował ekipą sprzątającą, bo musi pani wiedzieć, że sprzątaniem zawsze zajmują się panowie – podsumowuje.
Inicjatywa, która łączy pokolenia
Kiedy Maria Chomicka wprowadziła się na Browarną, świąteczne dywany zachwyciły ją. – Oglądałam przez okno, jak moje sąsiadki układają kwiaty i zapragnęłam stać się jedną z nich. Zgłosiłam się sama dwa lata temu. W tym roku wzięłam też ze sobą dwuipółletnią córeczkę Lenę. W ubiegłym roku była jeszcze za mała, ale teraz chce już we wszystkim uczestniczyć. Liczę na to, że kiedyś przejmie tę tradycję ode mnie – mówi pani Maria, która na co dzień pracuje w sklepie obuwniczym, a według sąsiadów jest nie tylko młoda ale i kreatywna. – Bardzo się cieszę, że mogłam dołączyć do tej grupy. Wcześniej nikogo tu nie znałam, a teraz czuję się z sąsiadkami bardziej zżyta. Podoba mi się też taki zwyczaj, że zaraz po ułożeniu dywanów wszyscy spotykamy się w ogrodzie państwa Korzonków, którzy goszczą nas kawą i ciastem. To bardzo miłe – podsumowuje pani Marysia.
Dywany, które co roku zdobią ulicę Solną to rodzima produkcja. Trociny pochodzą ze stolarni Omanu w Pawłowie, farby do ich koloryzacji ze sklepu Jerzego Gruda, a kwiaty z działek, ogrodów lub raciborskich hurtowni. Podczas pracy często wspomina się tych, którzy już odeszli i myśli o tych, którzy przyjdą po nich. – Rok temu odeszła moja żona Adela. Wczoraj była rocznica jej śmierci. Ślub wzięliśmy w 1972 roku, a po dwóch latach wprowadziliśmy się na Solną. Od tego czasu żona zawsze udzielała się w przygotowaniach do Bożego Ciała, więc przyszedłem tu dzisiaj zamiast niej i przyniosłem kwiaty z działki – mówi Zdzisław Frycel.
Raciborzanka Joanna Kalus w strojeniu ulic i procesjach zaczęła brać udział jeszcze jako dziecko. Tym razem jej przyjazd na Boże Ciało z Niemiec, gdzie mieszka na stałe, zbiegł się z innymi uroczystościami. – Powodów odwiedzin w tym okresie było dużo. Moja nieżyjąca już mama ma za dwa dni urodziny, a siostrzenica będzie miała chrzciny. Jest też święto, które tak pięknie kultywowane jest w Raciborzu, więc cieszę się, że mogę pomóc w przygotowaniach – tłumaczy pani Joasia i dodaje, że mieszka w dużym mieście, gdzie takie tradycje już zanikły, a procesje towarzyszą tylko obchodom św. Marcina.
Cała nadzieja w młodych
Wieczorem do ogrodu Korzonków dociera Brygida Kuś. Wieloletnia pielęgniarka oddziałowa na oddziale pediatrycznym doktora Konzala, jest już ikoną parafii WNMP w Raciborzu. Od lat 60. udziela się też w przygotowaniach do święta Bożego Ciała. – Przy ul. Browarnej będziemy mieć ołtarz, więc przywiozłam ze wsi brzózki do jego przystrojenia. Na co dzień opiekuję się dziewięcioma ołtarzami w kościele farnym. Jestem zdrowa jak rybka, bo jak się pracuje dla Boga i człowieka to chorować nie ma kiedy – podsumowuje pani Brygida i biegnie do kolejnych zajęć.
Wspólnie z panią Marianną zastanawiamy się nad fenomenem corocznych sąsiedzkich przygotowań. – Za każdym razem jest to dla nas ogromne przeżycie. Kiedy klientki naszego zakładu mówią, że te dywany to uczta dla oczu, czujemy się jeszcze bardziej zmotywowani do pracy, bo przecież nie możemy ich zawieść. Najważniejsze jest jednak to, że możemy na siebie wzajemnie liczyć, że sprawdzamy się jako sąsiedzi. Mam nadzieję, że będzie się do nas zgłaszać coraz więcej młodych ludzi i będzie miał kto po nas przejąć tę piękną tradycję, która łączy wiele pokoleń mieszkańców ul. Solnej – podsumowuje pani Korzonek.
tekst Katarzyna Gruchot
zdjęcia Wojciech Żołneczko