Nasi jeździli za kadrą Nawałki. Kilometry nie miały znaczenia
Kibice z Raciborszczyzny dzielą się wspomnieniami i emocjami z pobytu na stadionach EURO 2016.
Po nieudanych wcześniejszych edycjach Euro, kibice nie zwątplili w naszych piłkarzy i masowo kupowali bilety na mecze, które rozegrane zostały na stadionach we Francji. Jak było na tegorocznych mistrzostwach chyba każdy wie. Wygrane 1:0 z Irlandią Północną, 1:0 z Ukrainą i bezbramkowy remis z Niemcami dał Polakom awans z drugiego miejsca. W 1/8 finału kadra Polski pokonała w rzutach karnych Szwajcarów, ostatecznie odpadając w ćwierćfinale również po karnych z Portugalią. Nasi czytelnicy byli we Francji, żeby w tej wyjątkowej chwili być razem z naszymi piłkarzami.
Dzięki związkowi
Zmagania podczas Euro 2016 Polacy rozpoczęli meczem z Irlandią Północną. Jednym z kibiców wspierających kadrę na stadionie w Nicei był wiceprezes Podokręgu Racibórz, Andrzej Starzyński. – Skorzystałem z biletów dystrybuowanych przez Śląski Związek Piłki Nożnej. Z racji tego, że jestem wiceprezesem Podokręgu Racibórz, to mogłem skorzystać z opcji pojechania na mecz. Dostępne były bilety na wszystkie mecze grupowe Polaków, ale wybrałem się na spotkanie z Irlandią Północną – powiedział Starzyński. Dlaczego akurat pierwszy mecz kadry Polski na Euro? – Wybrałem ten mecz, bo odbywał się w Nicei, a w pobliżu miałem załatwioną bazę noclegową. Chciałem to spotkanie zobaczyć z bliska, bo był to bardzo ważny mecz dla Polaków, w końcu podstawą jest dobrze rozpocząć turniej – stwierdził pan Andrzej. Były prezes Unii Racibórz, który wybrał się razem z bratem Januszem posiadał bilet drugiej kategorii w dolnych rejonach na wysokości chorągiewki narożnej boiska. Kosztował on 105 euro. – Bramkę Arkadiusza Milika niestety widziałem z daleka, ale nie żałuję wyjazdu na mecz, bo atmosfera była jak w Polsce. Kibice naszej reprezentacji spędzili tam trzy dni. Najpierw polecieli samolotem z Wrocławia do Bergamo, a potem wynajętnym samochodem do Nicei. – Żałowałem tylko, że nie wpuścili nas z flagą Polski z napisem Racibórz. Szkoda, bo inni ochroniarze przepuszczali kibiców nawet z dużymi flagami – zakończył pan Andrzej.
Jazda w ciemno
Na trzecim meczu Polaków z Ukrainą była grupka kibiców z Kuźni Raciborskiej. – Bilety kupiłem od kuzyna z Wrocławia, który wygrał vouchery (cztery na Polska – Ukraina – koszt 550 euro i cztery na Polska – Niemcy). Zebraliśmy się we czwórkę, postanowiliśmy, że pojedziemy autem z wypożyczalni przez Włochy wzdłuż morza – powiedział Mateusz Szymczyk. Trudno było im wynająć auto do Francji, ale dzięki koledze w ostatniej chwili się udało. – Hotelu niestety nie umieliśmy zarezerwować, bo trzeba było płacić kartą kredytową. Postanowiliśmy, że jedziemy w ciemno. We Francji zachwyciliśmy się atmosferą, którą trudno wyrazić w paru słowach. – Po meczu mieliśmy już w planach, że jedziemy do kolegi do Albi we Francji – przekazał nam Mateusz.
Bez kłótni i waśni
Również z Kuźni Raciborskiej jest Łukasz Gajewski, który razem z bratem Kamilem i dwójką kolegów Łukaszem Grzesikiem i Łukaszem Wojaczkiem wybrał się na mecz do Marsylii, gdzie Polska w ćwierćfinale mierzyła się z Portugalią. – Pewnie jak większość tak i ja zarejestrowalem się na stronie UEFA, tam wypełniłem odpowiednie formularze i zadeklerowałem na jakie mecze naszej reprezentacji chcę jechać. Zaznaczyłem wszystkie mecze grupowe, 1/8, ćwierćfinał i półfinał. Los chciał, że wylosowałi moje zgłoszenie na mecz ćwierćfinałowy. Dostałem do domu voucher i tylko czekałem aż Polacy przejdą do ćwierćfinału. Nawet rodzinny urlop skróciłem, żeby tylko pojechać do Francji. Bilety kosztowały 100 euro za trzecią kategorię (miejsca za bramkami). W przypadku, gdyby Polska nie znalazła się w ćwierćfinale, pieniądze zostałyby zwrócone. Ze mną jechał Łukasz Grzesik, po drodze z Wiednia zabraliśmy mojego drugiego kolegę Łukasza Wojaczka z Raszczyc, a jeszcze później wsiadł mój brat Kamil – powiedział Łukasz. Ich podróż trwała 18 godzin. – Zarezerwowałem wcześniej hotel przed Marsylią w nim zostawiliśmy bagaże, a samochód zostawiliśmy na pierwszym wolnym parkingu miejskim, na stadion udaliśmy się komunikacją miejską. Mieliśmy parę godzin, żeby trochę zobaczyć miasto. Udaliśmy się do strefy kibica z niesamowitą lokalizacją nad samym Morzem Śródziemnym. Widzieliśmy bawiących się polskich i portugalskich kibiców bez żadnych kłótni i waśni. Liczyła się tylko miłość do piłki i wspólna zabawa. Ten mecz był wyjątkowy ze względu na dogrywkę i rzuty karne, które oglądaliśmy na stojąco. Przejechaliśmy 3700 km, ale było warto i wyjazd do Marsylii uważam za bardzo udany. Warto podkreślić dobrą organizację i bezpieczeństwo na każdym kroku. Jednym dużym minusem były drogie autostrady. Aby dojechać do Marsylii musieliśmy zapłacić 60 euro i drugie tyle z powrotem – powiedział Łukasz Gajewski.
Mecz i spanie na plaży
Na ćwierćfinale obecny był także Andrzej Gawron z Raciborza, który do Francji wybrał się wspólnie ze znajomymi z Będzina. – Mój kumpel wylosował bilety, ale nie mógł jechać, więc odstąpił mi je. Bilet kosztował 105 euro za bramką, na którą wykonywano rzuty karne. Bilety na miejscu można było bez problemu kupić na miejscu i to po normalnej cenie. Spaliśmy na plaży jako jedni z wielu, nie było zimno, mieliśmy karimaty i śpiwory. Szukałem hotelu, ale najtańsze były po 500 zł na osobę i to jeszcze daleko od Marsylii. Co ciekawe na meczu Polski było zaskakująco dużo kibiców z Niemiec, widziałem także kibiców z Kanady i Australii. Polaków było conajmniej trzy razy tyle co Portugalczyków. Kibiców z naszego regionu było mnóstwo, widziałem też flagę z napisem Pietraszyn. Na pamiątkę zakupiłem szalik polsko-portugalski w cenie 5 euro. Wracając do domu zawitaliśmy jeszcze do strefy kibica w Lyonie i obejrzeliśmy mecz Walii z Beglią. Wracaliśmy autem 17 godzin – powiedział pan Andrzej.
Z kadrą na dobre i na złe
Ćwierćfinału nie odpuścili także kibice z Chałupek i Tworkowa, którzy przygodę z reprezentacją Polski zaczęli już od pierwszego meczu towarzyskiego ze Słowacją we Wrocławiu w 2014 roku. Michał Kura i Szymon Łopocz jeżdżą na wszystkie mecze w Polsce, ale także na te zagraniczne. – Przejechaliśmy za reprezentacją bardzo dużo kilometrów i stwierdziliśmy, że nie może nas zabraknąć również w tak bardzo ważnym momencie. Udało nam się kupić bilety bezpośrednio na stronie UEFA. W poniedziałek przed meczem udostępnionio dodatkową pulę tysiąca biletów, więc od razu postanowiliśmy je kupić. Wsiedliśmy w samochód i nie zastanawiając się pojechaliśmy do Marsylii – powiedział pan Michał. Kibice z gminy Krzyżanowice byli także na meczach Euro 2012 w Polsce i oceniają, że Polacy byli lepsi organizacyjnie od Francuzów. – Bilet na mecz z Portugalią kosztował 195 euro i siedzieliśmy na środku, bo to były najdroższe bilety. Mieliśmy ochotę być na całym turnieju, ale moment gdy można było kupować bilety, zbiegł się z zamachami terrorystycznymi. Postawiliśmy wówczas na bezpieczeństwo, nastomiast teraz w trakcie trwania turnieju entuzjazm nas poniósł i jednak bezpieczeństwo zeszło na dalszy plan, a liczył się tylko ten historyczny moment i mecz Polaków w ćwierćfinale – stwierdził kibic z Chałupek. Przygodę z reprezentacją zamierzają kontyuuować w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2018. – Chcemy jechać na mecze do Rumunii i Kazachstanu. Dla nas kilometry nie stanowią żadnej przeszkody. Skoro daliśmy radę pojechać samochodem do Marsylii, to do Rumunii też damy radę. Spaliśmy w hotelach nieopodal Marsylii, ale w związku z tym, że sen nie był priorytetem, to wykorzystaliśmy czas na zobaczenie Lazurowego Wybrzeża – podsumowują fani.
kozz