Najmłodszy pszczelarz na Śląsku
Filip – chłopak, który nie boi się pszczół
Ma trzy swoje ule, otwartą głowę na wiedzę o pszczołach i zaledwie 10 lat. Filip Ćmok jest dziś najmłodszym pszczelarzem w Śląskim Związku Pszczelarskim, co nie przeszkadza mu prowadzić swoją pasiekę na równi z dorosłymi członkami tej organizacji.
Ten z pewnością jeden z najmłodszych pszczelarzy w Polsce wychowany w pełnym zwierząt gospodarstwie, które prowadzą jego rodzice w Bieńkowicach, już teraz swoją przyszłość wiąże z rolnictwem. Trudno odmówić mu determinacji, skoro od trzech lat konsekwentnie nabywa umiejętności, na co dzień obcując z miododajnymi owadami.
Filip wiele wie na temat swoich podopiecznych. Rezolutnie opowiada, jak pszczołami zainteresował go znajomy ojca, miejscowy pszczelarz Konrad Hanczuch. – Miałem siedem lat, gdy pojechaliśmy z tatą zobaczyć ule pana Konrada. Potem załadowaliśmy trzy i przywieźliśmy do domu. Po rozładowaniu, pan Konrad wszystko nam powiedział, również jak wyciągać żądło i że nie wolno go ściskać, bo wtedy wydziela się jad – tłumaczy. On sam już dwukrotnie został użądlony przez swoje pszczoły. Nie zraża go to jednak, pomimo że od palca spuchła cała stopa i trzeba było pojechać do lekarza.
Filip z podziwem mówi o panu Konradzie, który przy ulach nie używa żadnej ochrony przed owadami, on sam jednak zaglądając do swojej pasieki konsekwentnie ubiera rękawice i kapelusz z moskitierą, który nazywany jest przez miejscowych haubą.
Syna w pszczelarskiej pasji wspierają rodzice, którzy prowadząc gospodarstwo hodowlane obyci są ze zwierzętami i naturą. Pan Aleksy, zapewne pod wpływem syna, również zainteresował się pszczelarstwem, a pani Ania – lekarz weterynarii, otoczona jest dodatkowo domowymi zwierzętami. Oprócz trzody chlewnej, w gospodarstwie państwa Ćmoków jest obecnie cielna krowa, na podwórku trzy psy i żyjący z nimi w zgodzie kot, a na pastwisku koń.
– Wiele zawdzięczamy panu Konradowi. Nieustannie pomaga Filipowi w prowadzeniu pasieki, jest dla niego wzorem. Spokojny i cierpliwy, pozwala mu zdobywać własne doświadczenia, nawet jeśli musi uczyć się na błędach – mówi pani Ania.
Aby natenczas siedmiolatek mógł więcej dowiedzieć się o pszczołach, w korpusie jednego z uli, pan Konrad zrobił przeszklony otwór, przez który Filip podpatrywał życie roju. Obecnie jednak miejsce starych drewnianych uli, zajęły trzy nowe wielkopolskie, lekkiej styropianowej konstrukcji. Filip zrobił też specjalny kurs zorganizowany w Nędzy przez Ślaski Związek Pszczelarzy w Katowicach, gdzie uzyskał uprawnienia pszczelarskie. Uczestnicząc w wykładach prowadzonych przez doświadczonych specjalistów pszczelarstwa wiele się dowiedział. Choć tak naprawdę dopiero w praktyce, przekonuje się, jak dużo trzeba umieć, by fachowo opiekować się pszczołami. Nie zrażony zdradza, że miał już cztery pszczele rodziny, ale jedna wyroiła się, czyli uciekła za młodą matką.
Obecnie Filip już wie, że intensywność prac przy ulach, zależy od miesiąca. Późną wiosną i latem, kiedy dużo roślin kwitnie, a pszczoły zbierają pyłki, trzeba pamiętać o właściwym wietrzeniu uli, by pszczołom nie było za zimno lub za gorąco, a także o porach wybierania miodu, a następnie oddzielania go od plastrów, w czym nadal pomaga chłopcu pan Konrad. Ze swego pierwszego miodobrania Filip uzyskał 60 kg miodu, z czego jest bardzo dumny.
Na dziesięciolatka więcej pracy czeka zawsze w sierpniu, kiedy faktycznie zaczyna się rok pszczelarski. Wtedy musi odpowiednio przygotować pszczoły do zimy, by w jak najlepszej kondycji mogły przetrwać do wiosny. Pan Konrad wspiera go też w walce z warrozą, najgroźniejszym pasożytem pszczół oraz nosemozą – zaraźliwą chorobą miododajnych owadów. Filip nie tylko umie je rozpoznawać, ale wie że trzeba ule odymiać specjalnymi środkami, a zmuszony liczyć np. pasożyty warrozy, potrafi ocenić, jak mocno jego rój jest nią porażony. Zna też innych wrogów pszczół, np. nocnego motyla – zmierzchnicę trupią główkę, która wkrada się do ula po miód.
W marcu natomiast sprawdza, jak przezimowały pszczoły, czy jest matka, czy czerwi, czy są mateczniki. Wie kiedy należy oddzielić matkę od roju, założyć kraty odgrodowe, aby pszczoły zajęły się pracą. Potrafi też pod nadzorem pana Konrada oznaczyć matki pszczele. – Potrzebne są dwie zapałki i numerki. Jedną z zapałek zamacza się w utwardzaczu i nakłada na matkę, a drugą przykleja numerek – opowiada, jakby wyjęcie najważniejszej pszczoły z roju nie było dla dziesięciolatka żadnym problemem. Obecnie zafascynowany jest tworzeniem matek i mateczników.
– Pan Konrad przez rok mnie uczył, a teraz podpowiada, jak zajmować się pszczołami – mówi zadowolony z siebie Filip, a ma z czego się cieszyć, bo dotychczas wszystkie jego pszczoły przezimowały i wokół jego uli toczy się gwarne życie.
Filip nie tylko poznał zwyczaje pszczół, ale też zna wszystkie wytwarzane przez nie produkty, a po kolorze pyłku potrafi rozpoznać z jakiej pochodzi rośliny. Jak na chłopaka przystało, potrafi też płatać dziewczynom figle, przykładając do ręki pszczołę. Faktycznie jest to trudny do odróżnienia truteń lub mucha, które nie żądlą. Żart jednak zawsze wywołuje pożądany efekt, w postaci całkiem naturalnej w takiej sytuacji paniki.
Pomimo hodowlanych planów, które założył sobie na przyszłość, Filip nie zamierza rezygnować z pszczół. – Umówiłem się z kolegą, który też chce być rolnikiem, że jak będziemy starsi, to ustawię mu ule na rzepak. On będzie miał zapylone pole, a ja będę miał miód – mówi rezolutny dziesięciolatek, który już zdecydował, że chce zajmować się trzodą chlewną i pszczelarstwem.
(ewa)