Śmieci wywożą, ale smród pozostał. Spór Raciborza z Pietrowicami Wielkimi
Racibórz wyciąga do Pietrowic Wielkich ręce po pieniądze za wywóz odpadów. Okazało się, że śmieci jest więcej niż spodziewano się odbierać tam w Przedsiębiorstwie Komunalnym. Nadwyżka jest warta pół miliona złotych. Miasto żąda tych pieniędzy od gminy, ale ta nie zamierza dokładać. Prezydent Lenk głośno mówi o finale w sali sądowej.
Relacje samorządów Raciborza i Pietrowic Wielkich od dłuższego czasu nie należą do wzorcowych. Zaczęło się przed laty, gdy pietrowiczanie chcieli stawiać wiatraki blisko Ocic i wiceprezydent Krzyżek starł się słownie z wójtem Wawrzynkiem. Później niesnaski rosły niczym nabierająca rozpędu kula śniegowa. W gminie, która chwali się rozwojem Eko – Okien chętnie żartują, że kiedyś przyłączą Racibórz jako dzielnicę Pietrowic Wielkich. W Raciborzu snują podejrzenia, że to sąsiedzi stoją za atakami na obecną władzę ze strony czy to opozycyjnych kandydatów na prezydenta czy to miejskich i powiatowych radnych. Co prawda dwie gminy złączyły siły przy remoncie drogi wojewódzkiej do Żerdzin, ale okazało się to wyjątkiem od reguły.
Akcja ratunkowa
Oliwy do ognia dolał aktualny konflikt o kontrakt miejskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego, które za prezesury odwołanego w trybie nagłym Krzysztofa Kowalewskiego zawarło w Pietrowicach Wielkich umowę na wywóz śmieci. Okazuje się, że Racibórz dopłaci do interesu pół miliona złotych. Kowalewskiego tłumaczą teraz obie strony – Mirosław Lenk, że chciał ratować spółkę wobec utraty rynku w Raciborzu (śmieci wywoził koncern Toensmaier) i Adam Wajda mówiący o byłym prezesie to samo.
Dziurę w budżecie PK odkrył wiosną prezydent Lenk. Za jego sugestią w polityce spółki dokonano ruchów oszczędnościowych. Autobusy miejskie przestały wozić pasażerów do gmin ościennych, a wobec kontrahenta z Pietrowic Wielkich postanowiono podjąć negocjacje w sprawie znacznej ilości śmieci, jakie PK musi stamtąd wywozić.
Bliźniacze umowy
Przedsiębiorstwo ma z gminą umowę ryczałtową. Nie ma wyznaczonego ograniczenia ryczałtu więc ile trzeba, tyle wywiezie. Szacowano, że śmieci będzie o 100% mniej niż wyszło w rzeczywistości. W Raciborzu chcą teraz w asyście prawników udowodnić klientowi PK, że przesadził. W Pietrowicach Wielkich są zaskoczeni. Firma z Raciborza podjęła się zadania na postawie określonej umowy zatem przyjęła warunki jakie ma świadczyć gminie.
Formuła jakiej były prezes Kowalewski użył wobec Pietrowic Wielkich była stosowana także w Nędzy i Lyskach, z których PK również wywoziło śmieci. Jednak tam nie doszło do tak znacznych różnic w ilości odpadów.
Kto zapłaci?
Mirosław Lenk liczy, że dogada się z samorządowcami z Pietrowic Wielkich. Planuje takie "rozmowy na szczycie". Efektem ma być podzielenie się kosztami nadwyżki wynikłej z pracy PK na sąsiedniej ziemi. W kuluarch coraz głośniej mówi się, że decydują tu "inne względy", wspomina się o konflikcie między konkretnymi samorządowcami (Tadeusz Wojnar i Lenk oraz Henryk Marcinek szef pietrowickiej rady gminy). Jeśli okaże się, że nić porozumienia jest wątła niczym babie lato to skończy się tym, że raciborski podatnik wysupła z kieszeni te 500 tys. zł by miejskie przedsiębiorstwo mogło dalej działać. – Kontrakt musimy wypełnić na obecnych zasadach. Kończy się z końcem grudnia – wyjaśnia nam Marian Czerner prezes PK.
(m)