Jubileusz sołtysa. To już jego 10 dożynki
Maków. Rolnicy dziękowali tu za dobre plony przy szczęśliwej pogodzie. Wyróżnikiem była liczna grupa gości z zagranicy.
Za średnio udany uznał sezon żniwny w Makowie sołtys Antoni Gincel. Na tych ziemiach dominują zboża i kukurydza, mniej jest buraków. Klasa ziemi waha się między 2 a 4 i 6 klasą. Sołtys pamięta jak cała wieś utrzymywała się z roli, dziś zostało paru gospodarzy. – Sam się wywodzę z jednego hektara. Teraz pomału mamy tu kombinat – ocenia pan Antoni. Były to już jego dziesiąte dożynki w Makowie, w tym drugie gminne. Pytany o różnice między organizacją tych wiejskich z tymi dla całej gminy podkreślił rozmach drugich. – Pracy przy ich przygotowaniu jest znacznie więcej – wyjawił.
Maria Sobola (jej syn Tomasz ma duże, 30-hektarowe gospodarstwo) i Jerzy Płaczek (pracuje w kietrzańskim kombinacie) wcielili się w role starostów dożynkowych. On jest operatorem sprzętu rolniczego. Pracuje w branży ponad 40 lat, jeździ głównie ciągnikami. – Było ciekawie. W sumie nie było źle – to pierwsze skojarzenie pana Jerzego zapytanego o przebieg żniw. – Wszystko się udało zebrać, a to było najważniejsze – podkreślił. Pani Maria wspomniała, że jest rolnikiem z wykształcenia, ale z praktyki tylko małorolnym, "doniczkowym".
Dożynki organizowano w ramach wspólnego projektu z Krawarzem. Przybyli też goście z partnerskich Sudic i Liederbach. W korowodzie wzięło udział ponad 200 osób.
Warte odnotowania było pojawienie się w bawarskich strojach mieszkanek Makowa. Tak przyodziane debiutowały jako miejscowy Caritas. Stroje projektuje i szyje jedna z nich, ale nie chciała informacji o sobie w mediach.
(ma.w)