Salezjanki od 70 lat trwają w Pogrzebieniu
W pięknym pogrzebieńskim pałacu już 70 lat mieszkają salezjanki, które trafiły tam wraz ze znajdującymi się pod ich opieką dziećmi, zmuszone opuścić podwileński Laurów na Kresach Wschodnich. Przywiodła je Sługa Boża Laura Meozzi, pierwsza przełożona, zajmująca się sierotami i nazywana czule Mateczką. Włoszka została wybrana, by stanąć na czele pierwszych sióstr salezjanek posłanych do Polski. Dziś raz podjętą misję w Pogrzebieniu kontynuuje siostra dyrektor Teresa Czekała.
Jubileuszowe uroczystości, w rocznicę przybycia sióstr ze Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki do Pogrzebienia, zorganizowane na pałacowym dziedzińcu, zainaugurowała msza koncelebrowana. Kazanie wygłosił inspektor ks. Dariusz Bartocha SDB.
Pojawienie się sióstr w Pogrzebieniu przyrównał do wizyty Maryi u Elżbiety, do której ta wybrała się na spotkanie „z pośpiechem”. – 27 października 1945 r. siostry wraz z wychowankami opuszczają Laurów i udają się w pośpiechu, w drogę – przypomniał powojenną wyprawę w nieznane.
Poproszony o możliwość utworzenia w Pogrzebieniu nowicjatu, ks. inspektor Jan Ślusarczyk, 14 lutego 1946 r. wydzierżawił pałac siostrom salezjankom, jednocześnie darząc je wielką sympatią i życzliwością. Matka Laura przyjeżdża do Pogrzebienia 7 czerwca 1946 r., aby zostać tam już na zawsze.
– Tak rozpoczyna się przebogata historia tego domu. Myślę, że na podstawie związanych z nim wydarzeń dziejowych można przedstawić całą duchowość salezjańską i wszystko to, co nazywamy pedagogią salezjańską. W tym domy chyba było wszystko: przedszkole, ochronka, oratorium młodzieżowe, szkoła zawodowa z kursami krawieckimi, ale też śpiew, muzyka, teatr, pracownia malarska, wycieczki, przechadzki, festyny. Trwała współpraca z dorosłymi, katecheza i posługa w parafii, troska o ubogich, praca w ogrodzie, punkt medyczny, był też dom formacyjny na różnych poziomach z akademickimi wykładami, a także troska o kształtowanie pokoleń oraz o tych, którzy byli już zaawansowani w swoim życiu zakonnym. Był też dom rekolekcyjny dla sióstr z całej Polski i wreszcie była siedziba inspektorii. W centrum choć trochę na uboczu, zapadały najważniejsze decyzje oraz przyjmowało wielu zacnych gości, których lista jest w kronikach – wyliczał ks. Dariusz Bartocha.
Jednocześnie przestrzegał: – Wszystkim nam grozi – w pewnym zachwycie nad historią – nostalgia, która zamyka oczy na jutro, ale ten dom nie widział jeszcze wszystkiego, nie kończy się jego historia. Mówimy raptem o rocznicy 70-lecia, a chcemy poczekać na kolejne jubileusze, jest na to jeszcze czas.
(ewa)