Zakazany pomnik
We wrześniu 1986 roku raciborska Służba Bezpieczeństwa wpadła na ślad, jak to wówczas nazywano, antypaństwowej działalności. Znaczyło to w zasadzie tyle, że coś było niezgodne z ideologią bądź stanowiło zagrożenie dla komunistów.
W Roszkowie, wsi w gminie Krzyżanowice, niektórzy mieszkańcy postanowili upamiętnić poległych w czasie II wojny światowej. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby chodziło o żołnierzy Armii Czerwonej, czy powołane przez Stalina jednostki polskie. Tymczasem roszkowianie chcieli uczcić żołnierzy niemieckich, poległych w roku 1945 w walkach wokół swej miejscowości oraz bliskich, którzy zginęli służąc w jednostkach III Rzeszy.
Chodzili i zbierali
Początkowo SB starała się potwierdzić te niepokojące wiadomości, a następnie przystąpiła do akcji. Poświęcenie pomnika miało odbyć się na cmentarzu w Roszkowie w dniu 21 września 1986 roku. Wcześniej mieszkańcy zorganizowali się i przeprowadzono zbiórkę na ten cel. Po cichu, by nie zdekonspirować planów przed komunistycznymi władzami, chodzono po domach by zebrać pieniądze. Prawdopodobnie pomysłodawcami i najważniejszymi osobami byli dwaj działacze tworzącej się mniejszości niemieckiej. Grupy de facto nie uznawanej przez PRL i pozbawionej, tak jak inne grupy społeczne, swej reprezentacji i możliwości zrzeszania się. Zamiast swobody i wolności istniały narzucone z góry i kontrolowane organizacje oraz stowarzyszenia, które realizowały politykę partii. Mniejszość niemiecka miała takie stowarzyszenie, ale nie cieszyło się ono sympatią i traktowane było z dystansem. Inne, niezależne zrzeszenia, były zakazane i zwalczane. W latach 80. działały w podziemiu, jak ruch Solidarności, czy partie polityczne nie uznające sowieckiej dominacji w Polsce.
Komunista za pieniądze
Kolejne starania podjęto w roku 1984, gdy na ręce wojewody opolskiego złożono wniosek o zarejestrowanie Stowarzyszenia Niemców w Polsce. Z województwa katowickiego dokument ten podpisało 17 osób, w tym 13 z ziemi raciborskiej i 4 z wodzisławskiej. Równocześnie podobne starania podjęto w urzędzie wojewódzkim w Katowicach. Jednym z inicjatów był m. in. mieszkaniec Roszkowa Norbert Gajda.
Prym na rzecz postawienia pomnika wiedli Maksymilian Kretek z Roszkowa i Horst Muszalik z Rydułtów. Pierwszy, Maksymilian Kretek, był synem Franciszka i Albertyny Skowronek, rocznik 1930. Był to bezpartyjny rencista, który pracował kiedyś jako elektromonter w Zakładach Elektrod Węglowych w Raciborzu. Już wcześniej miał do czynienia z SB. W czasie kampanii przedwyborczej do sejmu PRL i rad narodowych w dniu 25 maja 1969 roku miał określić sekretarza gromadzkiego PZPR towarzysza Augustyńskiego jako komunistę za pieniądze. Co miało prawdopodobnie znaczyć, że jest on po stronie władzy tylko dla korzyści finansowych. Groził mu i miał wyrazić się, że go zlikwiduje. SB przeprowadziła z Maksymilianem Kretkiem rozmowę ostrzegawczą i skierowała wniosek, by ukarać go przed kolegium do spraw wykroczeń.
Kształt krzyża
Od roku 1978 Kretek starał się wraz z żoną Adelajdą, córkami Elżbietą i Edytą oraz synem Gerardem, o wyjazd stały do RFN. Władze jednak nie pozwalały mu na opuszczenie kraju. W 1986 należał do „nielegalnej” organizacji „Koło zaprzyjaźnionych Niemców na Śląsku”. W nomenklaturze SB była to „tak zwana niemiecka mniejszość narodowa”. Został uznany przez służby za jednego z inicjatorów budowy pomnika ku czci poległych w czasie II wojny światowej żołnierzy niemieckich i objęty tajną inwigilacją. Drugim z działaczy był Horst Muszalik właściciel prywatnego warsztatu diagnostycznego i naprawczego z pobliskich Rydułtów. Wpłacił on 14 tysięcy zł. na rzecz budowy pomnika. Wpłacane sumy w Roszkowie oscylowały pomiędzy 1500 – 2000 zł. W kweście wzięło udział 47 osób, zebrano jednak tylko 34 800 zł. Projekt zakładał, że pomnik będzie miał kształt krzyża z umieszczonymi po obydwu stronach pionowymi prostokątnymi płytami. Na jednej miał być napis: „Tu spoczywają nieznani, około 110 żołnierzy poległych w roku 1945. Pamięci poległych żołnierzy od 1939-1945. Mieszkańcy Roszkowa”. Na drugiej: „Pamięci poległych żołnierzy w roku 1945 mieszkańców Roszkowa”.
Rozwój wiary
Przypomnijmy, że rok 1986 był ważną datą w historii parafii. Do Roszkowa przydzielono kapłana, został nim od 27 sierpnia 1986 roku ks. Ryszard Rikert. Pojawienie się kapłana we wsi było pierwszym ważnym krokiem na drodze do utworzeniu samodzielnej parafii, co nastąpiło jednak dopiero 16 kwietnia 1995 roku. Na przeszkodzie stała głównie zbyt mała liczba mieszkańców (w roku 1939 było ich 645) oraz najpierw niechętny stosunek do Kościoła państwa pruskiego, potem III Rzeszy, a w końcu komunistycznych rządów w PRL.
Planowane poświęcenie i odsłonięcie pomnika miało odbyć się 21 września na cmentarzu w Roszkowie, jednak działalność SB to uniemożliwiła, zarekwirowano zebrane pieniądze i fragmenty nie dokończonego pomnika. Nawet msza, której intencja miała brzmieć: „za poległych w II wojnie światowej” zmieniono na: „za parafian w 101 rocznicę wybudowania świątyni”. Ks. Rikert w kazaniu stwierdził, że została ona wzniesiona pomimo przeszkód stawianych przez rząd Bismarcka, w Polsce buduje się obecnie ponad 1000 kościołów, co miało świadczyć o rozwijającej się wierze, porównał tę sytuację z Zachodem, gdzie wiara chrześcijańska upada. Obecni wówczas na uroczystościach funkcjonariusze SB nie stwierdzili wypowiedzi antykomunistycznych ani w kościele, ani na cmentarzu. Można przypuszczać, że stało się tak po wpłynięciu na księdza, który dostosował się do „sugestii” SB.
W październiku 1986 roku w urzędzie miejskim w Raciborzu stanął przed kolegium do spraw wykroczeń Maksymilian Kretek i został ukarany grzywną 50 000 zł oraz kosztami postępowania w wysokości 1000 zł, kolegium orzekło również przepadek kwoty ze zbiórki czyli 34 800 zł oraz pomnika z tablicami. Wyrok został podany do publicznej wiadomości, w Roszkowie i urzędzie gminy w Krzyżanowicach, co miało odstraszyć innych od podobnej aktywności.
Prawdopodobnie Maksymilian Kretek dopiął swego i wyjechał na stałe do Niemiec Zachodnich, w roku 1988, a po upadku rządów komunistycznych mieszkańcy bez przeszkód postawili pomnik, którego 30 lat wcześniej nie udało się odsłonić.
Beno Benczew