Pobito byłego policjanta. Skarży się, że policja nie pomogła
Funkcjonariusz o 16. letnim stażu, dziś rencista został pobity na ulicy. Leczy rany do dziś i kwestionuje postępowanie policjantów w jego przypadku.
Grzegorz Wieczorek jest inwalidą I grupy, utrzymuje się z renty. 16 lat pracował w raciborskiej policji jako inspektor. Odpowiadał za sprawy nieletnich i tematykę uzależnień. Odszedł ze służby z powodów zdrowotnych w 2005 r. W okolicy gdzie mieszka wiedzą, że to były "glina" i miewa z tego powodu nieprzyjemne sytuacje. Otoczenie stanowi w dużej mierze społeczność zamieszkała w socjalnych kamienicach. Wielu jest na bakier z prawem i nadużywa alkoholu.
Historia, którą się z nami podzielił, zdarzyła się w ciepły sobotni wieczór 17 września. O godz. 22.30 Wieczorek ruszył ulicą Londzina na drobne, nocne zakupy. W rejonie stacji benzynowej i Biedronki natknął się na grupę młodych ludzi, znanych mu z widzenia. Ci byli wobec niego agresywni. – Nagle jeden mnie uderzył w twarz. Przewróciłem się. Skopali mnie, leżącego. Dostałem w okolice mostka – relacjonuje 54-letni raciborzanin. Skulił się i leżał na ziemi. Napastnicy spłoszyli się bo nadjechał radiowóz. Wieczorek sądzi, że ktoś wezwał policję widząc, że grupa wyrostków kopie starszego człowieka.
Okulary przepadły
Według relacji G. Wieczorek funkcjonariusze z Bosackiej podeszli do niego i kazali mu wstawać. Uznali go za pijanego. – Mówili, że wywiozą mnie do izby wytrzeźwień do Bytomia. Ja nie mogłem się podnieść, tak mnie bolało – tłumaczy nasz rozmówca. Dodaje, że policjanci nie zainteresowali się młodymi ludźmi, którzy go pobili, choć ten wskazywał, że ci znajdują się w pobliżu. – Gdy mnie pobito zgubiłem gdzieś okulary. Prosiłem policjantów o pomoc w szukaniu, ale ci powiedzieli, że rano je sobie znajdę. Nie mam ich do dziś – mówi ze smutkiem. 54-latek wspomina też, że usłyszał od młodszych od siebie funkcjonariuszy słowa "to po coś pracował w milicji", co uważa, za obraźliwe (skojarzenie z komunistycznym reżimem) i nieprawdziwe, bo do komendy w Raciborzu trafił w 1989 roku, gdy PRL upadł.
Pogotowia nie było
Kowalczyk nie ma wątpliwości, że funkcjonariusze, którzy interweniowali gdy został pobity, nie postąpili właściwie. – Uznali mnie za nietrzeźwego, a nie badali mnie alkomatem. Nie potrafiłem wstać bo wszystko mnie bolało. Krzyczeli na mnie, zamiast wezwać pogotowie. Sam musiałem tam później dotrzeć. Mam dokumentację medyczną potwierdzającą, że zostałem dotkliwie pobity – opowiada nam mężczyzna. Zdaniem byłego policjanta, jego koledzy po fachu nie dokonali oględzin miejsca zdarzenia. Dziwi go też, że nie spisali stojących niedaleko młodych ludzi, którzy według Wieczorka wcześniej brali udział w jego pobiciu.
Jak twierdzi G. Wieczorek informował później komendę powiatową o swoich wątpliwościach i dzwonił do komendy wojewódzkiej. Nie wie czy wszczęto w tej sprawie jakieś postępowanie wyjaśniające, a tego by oczekiwał. Po tym jak pobito go na ulicy, a policja go zawiodła obawia się wychodzić z domu.
Komenda sprawdza skargę
Zapytaliśmy w raciborskiej komendzie o interwencję policji z 17 września, przekazaliśmy uwagi, które podał nam G. Wieczorek. Rzecznik Mirosław Szymański poinformował nas, że sprawa zostanie rozpoznana przez wydział kryminalny jako zawiadomienie o pobiciu człowieka. Ponadto komendant powiatowy Łukasz Krebs polecił wszcząć postępowanie skargowe, bo uwagi pobitego dotyczące pracy policji zostały potraktowane jako skarga. – Nastąpi weryfikacja danych, ustalimy wersje zdarzeń skarżącego i funkcjonariuszy i rozpoznamy sprawę – wyjaśnia Szymański. Rzecznik informuje ponadto, że każdy raciborzanin, który chce przekazać swoje uwagi na temat pracy policjantów, poskarżyć się na ich zachowanie, ma do tego sposobność w każdy poniedziałek w godz. od 12 do 16, osobiście w komendzie, po wcześniejszym umówieniu terminu w sekretariacie.
Mariusz Weidner