Duży kaliber: Napad przy Wiśniowej
Wytrop sprawcę czyli zagadka kryminalna.
Radiowóz na sygnale pędził dwupasmówką w stronę willowej dzielnicy. Napady rabunkowe, podobnie jak zabójstwa, należą do najpoważniejszych przestępstw. Komisarz Szarek popędzał kierowcę, bo w tym przypadku była jeszcze szansa na ujęcie bandytów „na gorącym”. Kilka minut wcześniej do komendy zadzwonił biznesmen, który poinformował, że do jego domu wtargnęła grupa zamaskowanych osób. Komisarz Szarek przepuścił przodem kolegów z komendy, którzy z długą bronią i okrzykami „policja” wparowali do budynku przy Wiśniowej 6. – Czysto – rzucił ktoś ze środka. Szarek wraz z kolegą weszli do domu.
Policjanci przeszli przez splądrowany salon i w gabinecie na pierwszym piętrze znaleźli skrępowanego mężczyznę. Jan Sobiński, właściciel okazałej willi, siedział na starym, drewnianym krześle na środku pokoju. Na ustach miał knebel, który udało mu się częściowo zsunąć. Ręce były skrepowane z tyłu i przywiązane do oparcia krzesła. Napastnicy unieruchomili i „fachowo” przywiązali mu obie nogi do nóg krzesła. Gdyby nie policja, nie miałby szans na wyswobodzenie się. – Dzięki Bogu, już myślałem, że się uduszę – rzucił Sobiński, któremu ściągnięto już chustę z ust i przecinano sznury krepujące kończyny. – Zaskoczyli mnie. Prowadzę kilka restauracji i ze względu na ryzyko mam broń w domu, ale nie zdążyłem jej wyciągnąć – tłumaczył zasapany.
Co panu zginęło? – zapytał policjant. – Z gabinetu na pewno gotówka, którą miałem przygotowaną na wypłaty dla pracowników. Słyszałem jeszcze, że szukali czegoś w pozostałej części domu. Zaraz będę musiał iść ocenić straty – denerwował się biznesmen. – Proszę mi powiedzieć, jak udało się panu wezwać pomoc – pytał komisarz Szarek. – Kiedy plądrowali salon, udało mi się częściowo przesunąć językiem chustę na ustach. Zrzuciłem głową słuchawkę z telefonu i nosem wybrałem numer na policję. – Nie przecięli panu linii telefonicznej? To raczej profesjonaliści – powiedział policjant podchodząc do biurka. Słuchawka leżała na blacie. Komisarz Szarek podniósł ją przez chusteczkę i zbliżył do ucha. – Rzeczywiście jest sygnał – powiedział odkładając jąw pierwotnej pozycji. Telefon Sobińskiego, model już dość wiekowy, miał duże przyciski do wybierania numeru. Wybranie numeru nosem byłoby rzeczywiście wykonalne. – No dobrze panie Sobiński, to teraz niech pan zdradzi, kto pana naprawdę związał i gdzie ukrył pan pieniądze – rzucił Szarek opierając się rękami na biurku. Jak policjant zorientował się, że Sobiński kłamie?
Aby poznać odpowiedź, wciśnij: CTRL+A.
Sobiński siedział na krześle na środku pokoju. Do biurka miał kilka kroków. Nie mógł wezwać pomocy i przemieścić się z krzesłem na środek pokoju, skoro był całkowicie unieruchomiony.