Targ koński potrzebuje więcej koni
Na październikowym targu pojawiło się czterech hodowców i pięć koni. – To i tak nieźle. Jeden z tegorocznych targów odbył się z jednym koniem – usłyszeliśmy od jednego z bywalców. Jakie są przyczyny spadku zainteresowania pietrowicką imprezą?
Wyjaśnijmy na początek, że spadek zainteresowania dotyczy przede wszystkim hodowców koni, bo zwiedzających końskie targowisko wciąż jest całkiem sporo. Jednak gdy zabraknie „koniorzy” to i targujących ubędzie.
Przyczyn zjawiska szukać można w pieniądzach. Ile trzeba ich wydać żeby wyhodować źrebaka na sprzedaż wie lekarz weterynarii i pasjonat koni Marek Nierychło. – Pogłowie koni spada, bo to hobby dla zamożnych – zauważa. Potrzeba paru tysięcy złotych by utrzymać klacz – matkę źrebięcia. Koszty weterynaryjne, wyżywienie itp. robią swoje. Tymczasem na targu nie uda się uzyskać ceny wyższej niż jakieś 2 tys. zł. Biznes skazany na stratę.
Gdy odwiedziliśmy targowisko w Pietrowicach Wielkich na sprzedaż były m.in. dwie klacze. Każda po 9 tys. zł. Zainteresowanie umiarkowane. – Na targu rzadko kiedy dobija się targu – uśmiecha się Józef Warzynek, uznawany za eksperta końskiego nie tylko w powiecie. Konia zwykle ogląda się w domu właściciela, gdzie jest spokojniej niż na targowisku. Robimy zdjęcia klaczom wystawianym przy pietrowickim centrum. Podchodzą gapie i dopytują czy kupujemy te okazy.
Targ ożywia się wiosną, a zamiera zimą. Porównuje się go z imprezą w Żorach, której już jakiś czas się nie organizuje, ale podobno ma odżyć w 2017 roku. – Do Żor łatwiej jest dojechać niż tutaj. Jest autostrada i Wiślanka – wskazuje jeden z wystawców. Inny, który przyjechał spod Katowic narzekał, że w handel końmi angażują się obrońcy zwierząt. – Przez te ich kontrole odechciewa się tym zajmować – skwitował. Obaj panowie nie chcieli podać Nowinom swoich nazwisk.
(ma.w)