3 pytania do Gabrieli Lenartowicz posłanki PO
3 pytania do Gabrieli Lenartowicz posłanki PO
– Pracuje pani w sejmowej komisji środowiska i przewodniczy parlamentarnemu zespołowi tzw. antysmogowemu. Czy kontaktował się z panią Raciborski Alarm Smogowy (RAS), który chce w 8 lat wytępić w mieście tzw. kopciuchy czyli trujące piece?
– Nie kontaktowano się ze mną, ale ja współpracuję z Polskim Alarmem Smogowym, również z działaczami ze Śląska. Inicjatywy jakie proponuje się na przykładzie Raciborza są potrzebne, ale trzeba mieć środki finansowe na ich realizację. Raciborski Alarm Smogowy kojarzę z trzema osobami (Dawid Wacławczyk, Piotr Dominiak i Zbigniew Wieczorek – red.). Czy oni sami sfinansują te zapowiedzi czyli wymianę pieców?
– Z własnych pieniędzy zamierzają na razie zorganizować spotkanie o charakterze informacyjno-konsultacyjnym, z udziałem ekspertów, na temat zagrożeń jakie powoduje smog.
– To nie są działania, które wymagają inicjatyw lokalnych. Wiedza w tym zakresie jest szeroko dostępna i są gotowe rozwiązania. Po cóż wyważać otwarte drzwi? Na czym miałaby polegać odmienność dla rozwiązania problemu Raciborza? Jeśli ktoś mówi władzy: zróbcie coś z tym, to znaczy, że sam nie ma żadnego pomysłu. Pomysł, że nie wolno kopcić, żeby nie było zakopcone to przecież oczywistość.
– Co sądzi pani o zaangażowaniu polityki w walkę ze smogiem? Także w kontekście lokalnym.
– Każde wsparcie społeczne tego typu idei jest istotne. Ono ma znaczenie wtedy gdy rada miasta podejmuje decyzje gdzie skierować pieniądze i jest potrzebna zgoda społeczna. Wtedy aktywność polityków jest cenna. W przypadku raciborskim, żeby chodzić po domach i namawiać do zaprzestania spalania flotu w piecach, nie trzeba organizować konferencji prasowych (jak zrobił to RAS i NaM– red.) tylko zebrać ludzi i ruszyć w teren. Każdy z nas powinien to robić. Żeby ludzie wiedzieli, że sami sobie szkodzą.