„Oto Król wasz!”
„Oto Król wasz!” – rzekł Piłat na sądzie do Żydów. Żałosny to był król. Nie wiadomo, czy Piłat powiedział to ironicznie, czy ze złością; a może z litością, bo patrząc na tak strasznie umęczonego, nawet w jego twardym żołnierskim sercu wzbudziło się współczucie.
Czy Chrystus jest Królem?
Wiadomo z Ewangelii, że Jezus nie chciał nim być, przynajmniej w powszechnym, ludzkim zrozumieniu. Miał kilka okazji, by nim się stać: po cudownym rozmnożeniu chleba, kiedy nasycony darmowym chlebem lud chciał go „porwać, by ogłosić królem”, oraz w niedzielę palmową, kiedy, wjeżdżając do Jerozolimy, był witany jako Mesjasz i Król. Nie skorzystał z tych okazji, nie podjudzał tłumu, ale usunął się na bok, a nawet w niedzielę palmową zraził sobie lud awanturą na dziedzińcu świątynnym.
A jednak, gdy był przesłuchiwany na osobności przez Piłata, zapytany przez niego: „Czy Ty jesteś królem?” nie zaprzeczył, ale wyznał: „Tak, jestem Królem” (J 18,37) i uściślił: „Królestwo moje nie jest z tego świata”, a więc nie jest królem z rodzaju władców państw o określonych granicach, ani jednego narodu. „Jam się na to narodził i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”.
Dlatego mam zastrzeżenia, jeżeli chce się Chrystusa koronować złotą, nawet potrójną koroną, podczas gdy On, oprócz cierniowej, nigdy innej nie nosił. W pełni zgadzam się jednak z naszymi biskupami, którzy nie tyle chcą Chrystusa intronizować, bo przecież jest Królem, ile poddać się Jego władaniu, uznać Jego panowanie, przyjąć Jego prawo miłości.
„Intronizacja” czy „uznanie chrystusowego panowania”?
W młodości obok mojego domu rodzinnego stawiano nowy budynek. Jak to bywało: z wielkim trudem i przeważnie własnymi siłami. Gdy dom był w surowym stanie, dziadek, po naszemu opa, upierał się, że w korytarzu nad drzwiami do mieszkania musi być gniazdko elektryczne. – Po co ci, opa, ten kontakt pod sufitem? – kiwali głowami inni domownicy. Gdy wszystko było przygotowane do wprowadzenia, opa wniósł figurkę Serca Pana Jezusa, umieścił w korytarzu nad drzwiami, by wszyscy wchodzący ją zauważyli i zapalił pod nią małą, wieczną lampeczkę. Była to swoista intronizacja Chrystusa w rodzinie i zawierzenie Jezusowi, który obiecał przez św. M. Małgorzatę Alacoque, że „będę błogosławił domom, gdzie obraz Mojego Serca jest czczony”.
Można snuć porównanie: W dziesiątym wieku budowano zręby państwa pol
skiego, polski dom. Książę Mieszko zjednoczył większość plemion Polan, zakreślił też pewne granice nowego państwa, a w 966 r. wraz z Dobrawą Czeską wniósł do nowo powstałego państwa Chrystusa. Przyjął chrzest i poddał siebie oraz lud chrystusowemu prawu.
Odnowić akt oddania
Właściwie każde pokolenie powinno odnowić chrześcijańskie wyznanie wiary i na nowo wybrać Chrystusa do swego życia. Nie wiem, czy we wspomnianym wyżej domu mojego dawnego sąsiada nadal figura Jezusa jest czczona, albo też jest zapomniana a może usunięta? Nowe pokolenie Polaków, żyjące w drugim tysiącleciu chrztu, przez półwiecze poddane ateizacji, powinno odnowić zakurzony obraz Chrystusa z obojętności religijnej i ogarniającej nas zewsząd laicyzacji.
Poddanie się Chrystusowi jest zawsze aktem dobrowolnym. Pamiętajmy, że posłuszeństwo Chrystusowi nie zniewala, ale uwalnia. Podporządkowanie się Jego prawu nie krępuje, ale porządkuje nasze życie. Wybranie Go Panem nie czyni nas niewolnikami, ale wyzwala z niewoli grzechu.
Król naszych serc
Kiedyś podczas odwiedzin chorych, pewna staruszka pokazała mi ciekawy obraz. Mówiła, że wyrzucili go mło
dzi ludzie, ona zaś zabrała go ze śmietnika i powiesiła w swoim pokoju. Była na nim postać Chrystusa z otwartym sercem, a obok wiele mówiący napis:
„Jezus niewidzialnym gościem w naszym domu.
Jezus cichym słuchaczem naszych rozmów.
Jezus Królem naszych serc”.
Nie wiem, kto wymyślił te słowa, ale oddają one istotę zaproszenia Jezusa do naszego życia; zarówno osobistego, jak i rodzinnego. Przez wiarę Jezus jest z nami. Przez głos sumienia dosięga nas Jego osąd. Świadomość Jego niewidzialnej obecności wśród nas każe nam tak żyć, żeby się Jemu podobać, rozmawiać tak, że mógłby się nam przysłuchiwać, odnosić się nawzajem do siebie tak, jak zaleca nam to Jego prawo miłości. W każdym chrześcijańskim domu powinien być znak Jego cichej obecności, żeby nas dopingował do takiego zachowania, abyśmy przed Nim nigdy nie musieli się wstydzić.
Król wszechświata
„Ojciec wszystko poddał pod stopy Jego” (1 Kor 15,27), a równocześnie On sam „uniżył samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci” (Flp 2,8).
Jakże trudno jest przyjąć z wiarą, że Ten, który włada wszechświatem wypełnionym miliardami galaktyk, któremu nieobce są tajemnice czarnych dziur w kosmosie, ani właściwości wnętrza atomu, Ten, który był przy prawybuchu i przy początkach życia stał się człowiekiem podobnym do najmniejszego z nas na małej planecie Ziemi, w mizernym
Izraelu, w niegościnnym Betlejem. Jeszcze trudniej pojąć to wszystko trzymając Hostię w ręku i myśleć: to jest On, Król i Władca wszechświata, oddany w moje ręce, położony na języku czy dłoniach ludzi, narażony na znieważanie i lekceważenie.
„Przyszedł bowiem nie, aby Mu służono, ale aby służyć” (Mt 20,28). Nie chce panować. Równocześnie jednak pragnie ująć serca ludzkie swą miłością, by same poddały się Jego władzy.
W niedzielę 20 listopada, kiedy z całym Kościołem w Polsce będziemy uczestniczyli w akcie oddania się Chrystusowi Królowi, wiedzmy o tym, że jest to Władca pełen miłosierdzia. Rozważaliśmy o tym przez cały ubiegły rok.
ks. Jan Szywalski