Dlaczego Nowe Zagrody są mokre? Zagadka dekady nadal nierozwiązana
Od siedmiu lat władze Raciborza bezskutecznie poszukują sposobu rozwiązania „mokrego” problemu mieszkańców Nowych Zagród. Na nic zdają się konsultacje ze specjalistami, odwierty, analizy – piwnice w 24 domach pozostają zalane, kolejnych 80 domostw jest permanentnie zawilgocone.
Mieszkańcy mają swoje teorie na temat przyczyny podwyższenia się poziomu wód gruntowych. I pomysły na rozwiązanie problemu. Sęk w tym, że skuteczność proponowanych przez nich działań nie jest pewna, ewentualne koszty – ogromne.
Wiercili i na wodę trafili
W minionym tygodniu prezydent Mirosław Lenk zorganizował kolejne spotkanie z mieszkańcami Nowych Zagród, na którym pracownicy firmy Intergeo przedstawili wyniki badań geogologiczno-hydrologicznych. Na początku roku dokonali oni 38 nawierceń w rejonie ulic Źródlanej – Polnej – Łąkowej, dzięki czemu zidentyfikowali dwa poziomy wodonośne. Pierwszy na głębokości od 1,2 m do 2,96 m. To właśnie wody na tym poziomie zalewają piwnice i powodują wilgocenie ścian nieruchomości.
Pierwszy poziom wodonośny oddzielony jest od drugiego nieprzepuszczalną warstwą podłoża. To ważna informacja – oznacza, że pompowanie wód z drugiego poziomu (np. przez infrastrukturę wodociągową przy ul. Bogumińskiej) nic nie daje. Potwierdzać to ma test, który specjaliści z firmy Intergeo przeprowadzili wspólnie z raciborskimi Wodociągami. Przez 24 godziny pompowano wodę przy intensywnym użyciu infrastruktury z ulicy Bogumińskiej i nie zaobserwowano żadnych odchyleń w feralnym pierwszym poziomie wodonośnym. – To jest najistotniejszy wniosek – mówi Magda Skłodowska z firmy Intergeo.
Trzy teorie
Zdaniem części właścicieli domów wynik tego testu niczego nie dowodzi. Bo nie dość, że z ujęcia przy ul. Bogumińskiej wodę pompowano zbyt krótko, to jeszcze nie wykorzystując pełnej mocy tamtejszych pomp. Przypominają, że problem zalanych piwnic pojawił się, gdy zaprzestano użytkowania ujęcia wody przy ul. Bogumińskiej i zaczęto jej wydobycie ze źródeł pod Strzybnikiem. Poza tym oba poziomy wodonośne mogą łączyć się w innym miejscu.
Nie wszyscy zgadzają się z tą tezą. Zdaniem części mieszkańców, źródeł problemu należy upatrywać w zasypaniu przed laty rzeki Psinki, która miała drenować właśnie pierwszy poziom wodonośny na Nowych Zagrodach. Jeszcze inni wskazują, że zasypanie Psinki nie ma żadnego związku ze sprawą, bo zrobiono to w połowie lat 80. XX wieku. Na jej miejsce położono betonowe rury, które nie zbierały już wód z Nowych Zagród. Mimo to w ciągu kolejnych lat problemu zalanych piwnic nie było.
Trzecia teoria mieszkańców dotyczy niewydolności kanalizacji, która nie jest w stanie odebrać nadmiaru wód z rejonu osiedli przy ulicach Katowickiej oraz Chodkiewicza. Woda ma
spływać w kierunku ulicy Łąkowej, pod którą poprowadzono zaledwie jedną, wąską rurę.
Samobiczowanie Lenka
Spotkanie miało burzliwy przebieg. Mieszkańcy zarzucali brak skutecznych działań prezydentowi Lenkowi, pracownikom wodociągów, specjalistom. Sprzeczali się również między sobą. Oliwy do ognia dolewał Sylwester Potocki (mieszkaniec osiedla, piwnica w jego domu jest zalana od 2009 roku), który co chwila wchodził na salę i mówił, że problem zostanie załatwiony dopiero, gdy Mirosław Lenk odpowie za niego przed sądem, a wszelkie badania i analizy to „dyrdymały”.
Mirosław Lenk bronił się, wskazując na zlecenie badań, których wyniki mają doprowadzić do rozpoznania źródeł problemu, a następnie jego rozwiązania. Powiedział mieszkańcom, że nie przychodzi na spotkania z nimi dla „samobiczowania”, tylko konstruktywnej dyskusji.
Wnioski?
Problem pozostaje nierozwiązany. Postulowana przez część mieszkańców próba zaprzestania wydobycia wody ze Strzybnika i przerzucenia pełni mocy wydobywczej na ujęcie przy Bogumińskiej nie wchodzi w grę. Wodociągowcy uważają, że wiązałoby się to z ogromnym ryzykiem uszkodzenia wartej dziesiątki milionów złotych infrastruktury w Strzybniku.
Inny pomysł to przekopanie rowu od strony Studziennej, który miałby odebrać wody spływające z tamtego kierunku. Szacunkowy koszt tego przedsięwzięcia to 5 milionów zł. Za dużo, wziąwszy pod uwagę, że przekopanie rowu wcale nie gwarantuje rozwiązania problemu – uważa prezydent.
Władze Raciborza przymierzają się natomiast do zwiększenia przepustowości kanalizacji deszczowej przy ulicy Łąkowej. Prace mają zostać przeprowadzone w przyszłym roku. Czas pokaże, czy ta akcja przyniesienie jakikolwiek rezultat dla grupy zrozpaczonych mieszkańców Nowych Zagród.
Wojtek Żołneczko