Duży Kaliber: Sto tysięcy za wolność
Wytrop sprawcę czyli zagadka kryminalna
Jeszcze dwa tygodnie o uprowadzeniu Jana Kluczki trąbiło całe miasto. Biznesmen porwany sprzed swojego domu odnalazł się cały i zdrowy. We wsi spekulowano, że pewnie rodzina nie chciała, zapłacić za niego okupu. Krążyła też teoria, że mężczyzna odzyskał wolność, bo jednak okup trafił do porywaczy. Choć rodzina Kluczków cieszyła się z powrotu męża i ojca, dla policji sprawa wcale nie była zakończona.
– Szefie, co pan myśli o tym całym porwaniu? – zapytał komisarza Szarka sierżant Kosek, zalewając poranną kawę.
– Są dwie wersje. Kluczka prowadził dyskotekę, a to bardzo podejrzana branża. Szczególnie, że już kiedyś próbowano mu ją podpalić. Na dziś zaplanowałem przesłuchanie jego głównej konkurencji. Kluczka miał też wspólnika. Gdzieś trafiło sto tysięcy złotych z okupu. Nie wiem jeszcze gdzie. Sam Kluczka mówi, że nic nie pamięta, że jest w szoku – tłumaczył młodszemu koledze policjant.
– Ten Groniec, to ponoć gangster.
– Tak mówią.
Jan Groniec prowadzi dyskotekę Saturn od dziesięciu lat. Przez ten okres wykończył wszystkie mniejsze kluby w okolicy z wyjątkiem klubu Viva należącego do Jana Kluczki. Z wyglądu podstarzały mięśniak. Bardziej od marynarki pasowałby mu dres.
– Jak pan walczy z konkurencją? – zapytał chwile po rozpoczęciu przesłuchania komisarz Szarek.
– Cenami i jakością usług. Klienci wiedza, że u mnie w lokalu jest czysto, niedrogo i bezpiecznie. Wiem dlaczego pan mnie tu wezwał. Nie mam nic wspólnego z porwaniem Kluczki. Ich klub niedługo padnie i moim zdaniem upozorowali te porwanie – tłumaczył szef dyskoteki Saturn.
– Co pan robił w dniu, kiedy zaginął pan Kluczka?
– W połowie września wróciłem z urlopu. Dwa dni później, 18 września odebrałem telefon od rozhisteryzowanej żony Kluczki, żebyśmy wypuścili jej męża. Krzyczała coś o porwaniu. To jakiś absurd.
Godzinę później do gabinetu komisarza Szarka weszła Joanna Kluczka. Policjant zaplanował jej przesłuchanie na koniec, kobieta jednak przyszła szybciej.
– Na okup, który przekazaliśmy porywaczom złożyła się cała rodzina. 50 tysięcy złotych dał wspólnik męża, na pozostałą kwotę złożyłam się ja i rodzina.
- Kiedy złożyła pani zawiadomienie o zaginięciu? – dopytywał policjant.
- 18 września. Mąż wyjechał 16 września na dwudniową delegację. Dzwoniłam do niego, ale komórka nie odpowiadała. 18 września ktoś zadzwonił na nasz numer stacjonarny i powiedział, że mamy zebrać 100 tysięcy złotych. Zaczelismy więc zbiórkę wsród rodziny. Na szczęście całą kwotę udało się zebrać – tłumaczyła kobieta.
Za drzwiami komisarza Szarka czekał zniecierpliwiony Stefan Batura, wspólnik Jana Kluczki.
– Czy dyskoteka to dobry biznes?
– Kiedyś bardzo dobry, dziś przynosi straty. Na szczęście mam jeszcze inną działalność. Z tego powodu ciągle kłóciliśmy się z Jankiem. Ja sugerowałem, żeby zamknąć już ten lokal, bo tylko do niego dokładamy. 17 września musiałem wyłożyć kolejne 50 tysięcy złotych, tym razem na okup – odpowiedział policjantowi mężczyzna.
– Podejrzewa pan kogoś o porwanie?
– Sprawa jest jasna. Porwania dopuścił się ten gangster Groniec. Chce nas zniszczyć od dłuższego czasu.
Komisarz Szarek, zadał Baturze jeszcze kilka pytań po czym zakończył przesłuchanie.
– Możesz mi wezwać na jutro członków rodziny, którzy dołożyli się do okupu?
– Bardzo chętnie, ale nie potrafimy ich znaleźć. Wszyscy się wypierają, że się dołożyli – odpowiedział sierżant Kosek.
– A więc sprawa jest jasna. Tu nie chodziło o sto, ale o pięćdziesiąt tysięcy złotych. Rano możecie zatrzymać panią Joannę i pana Jana – polecił komisarz Szarek.
Jak komisarz Szarek wytypował sprawę?
Aby poznać odpowiedź, odwróć stronę
Joanna Kluczka 17 września zbierając pieniądze na okup, nie mogła jeszcze wiedzieć, że jej mąż został porwany, bo jak zeznała, porywacz miał zadzownić dopiero 18 września. Pobrała pięćdziesiąt tysięcy od wspólnika męża, sama nic nie dokładając do okupu i nie przekazując nikomu pieniędzy. Wspólnik Kluczki miał pieniądze, bo prowadził inną działalność. Kluczkowie tonęli w długach.
Mechaników pomysły na biznes
Daniel Krybus i Wojtek Skibiński to uczniowie raciborskiego "Mechanika". Obaj mają w sobie ducha przedsiębiorczości i po ukończeniu szkoły zamierzają rozpocząć własną działalność gospodarczą.
Pomysły na biznes młodych techników z "Mechanika" są bardzo konkretne. Daniel chce otworzyć firmę zajmującą się kompleksową oprawą imprez, natomiast Wojtek wietrzy interes w przerabianiu samochodów z tradycyjnym napędem spalinowym na elektryczne.