Zakupy i zabawa bez granic: Niezapomniane miejsca i smaki, czyli czym Czech bogaty
Sonda
Wojciech Skwierczyński
Przez wiele lat jeździłem do Czech po kanadyjską karmę dla psa, która była tam o wiele tańsza niż w Polsce. Przy okazji przywoziłem do domu zapas piwa, lentilek i czeskich ajerkoniaków „Vaječný sen”, w które zaopatrywałem się w prywatnym sklepiku w Sudicach. W centrum handlowym Avion w Ostrawie jest mój ulubiony sklep firmy Bushman, w którym kupuję kurtki, koszulki, bluzy i spodnie. Niestety, ta czeska sieć nie ma swoich sklepów u nas, więc pozostają wyjazdy do sąsiadów. Korzystam też czasem z aptek w Kobierzycach albo Opawie, gdzie można dostać leki niedostępne w Polsce. Lubię czeską kuchnię, więc uwieńczeniem każdych zakupów jest obiad, najchętniej z dużą porcją żeberek albo smażonym serem.
Aleksandra Brańska
Kiedyś jeździło się do Czech po rowery i osprzęt do nich. Pieć lat temu u naszych sąsiadów kupiliśmy dla synka tzw. wozik, czyli przyczepkę do roweru, ponieważ w Polsce takie akcesoria nie były wtedy dostępne. Od tej pory pokonaliśmy całą rodziną wiele kilometrów, wybierając na trasy podróży często Czechy, bo mają dużo lepsze i tańsze połączenia kolejowe oraz bezpieczniejsze ścieżki rowerowe niż nasze. Przy okazji wycieczek, robimy też zakupy. Edi uwielbia rohliki i bułki z dziurką na hot-dogi, a my czeskie sery: hermeliny i wędzone, skręcane często w warkocze, które świetnie pasują do piw. Jak planujemy jakąś imprezę to przywozimy Radegast i Becherovkę, a w Kauflandzie w Boguminie zaopatrujemy się w sudove vino, czyli wino lane z beczek.
Marek Kuder
Czechy kojarzą mi się z nartami, rowerami i dobrą kuchnią, w której nie może zabraknąć lokalnego wina lub piwa. Zimą korzystam często z wyciągów w Ramzowej, Małej Morawce, na Pradziadzie i w ośrodku Vaňkův kopec. Czeskie stoki nie są tak zatłoczone jak polskie, a trasy narciarskie są zawsze dobrze przygotowane i umożliwiają jazdę nocną. Latem lubię odwiedzać sąsiadów na dwóch kółkach. Dobrze rozwinięte i świetnie utrzymane ścieżki rowerowe zachęcają do podziwiania krajobrazów, zwiedzania zabytków w Karwinie czy Hradcu nad Morawicą i kosztowania lokalnej kuchni. Lubię wyskoczyć na rybę do Beli albo piwo do Rohowa. Z przyjemnością korzystam z basenów w Hluczynie, Pistcie, Ostrawie czy Boguminie, który dzięki węzłowi kolejowemu jest świetnym miejscem wypadowym do zwiedzania Europy.
Babeta Przybysz
Jest wiele czeskich smaków, które kojarzą mi się z dzieciństwem spędzanym u dziadków w Ludgierzowicach. Te najważniejsze to ostravaczki, czyli słodkie jogurty i twarogowe lody Miśki, które można tam kupić do tej pory. Kiedy jestem na zakupach w Czechach nigdy nie zapominam o rohlikach i knedlikach. Choć te ostatnie można już kupić w Polsce, daleko im do czeskich. Przywożę też nanukowy tort lodowy, pyszną zupę gulaszową z torebki, koniecznie z Vitany i pomazankę, czyli pastę twarogową z szynką lub chrzanem. Mojemu mężowi, który ma pracownię plastyczną, kupuję w Czechach denaturat, którego używa do odtłuszczania powierzchni reklamowych, bo czeski nie śmierdzi tak jak polski.
Jan Kuchciński
Będąc w latach 80. kierownikiem „Opawskiej” wprowadziłem do naszej restauracji dania czeskie. Mieliśmy z naszymi sąsiadami z Opawy wymianę. My jeździliśmy do nich, a oni przyjeżdżali do nas. Ciastkarnia przy Kolejowej, zaczęła piec opawiany, adwokatki i cymesy, a my męczyliśmy się z knedlikami, do których musieliśmy sprowadzać mąkę z Czech, bo nasza się nie nadawała. Królowała cmuda po kaplicku (czyli placek ziemniaczany z kiszoną kapustą i gulaszem) oraz svickowa na smetane (polędwiczka wołowa w śmietanie). W ramach współpracy Aniczka Venclowa z Hotelu „Kamyszyn” w Opawie często zabierała całą moją rodzinę na kulinarne wycieczki. Do dziś bardzo lubię szoferski gulasz z chlebem kminkowym lub knedlikami.