Byliśmy na Końcu Świata
Czy ktoś z Was zastanawiał się nad tym, gdzie znajduje się Koniec Świata? Część powie, że to przecież jedno z popularnych miejsc rozrywkowych w Raciborzu, inni zaś będą wskazywali odległe punkty na mapie. My dotarliśmy do prawdziwego Końca Świata i – jak się okazuje – wcale nie jest on tak daleko, jakby się to wydawało, bo raptem 3 godziny jazdy autem od raciborszczyzny.
200 kilometrów do Końca Świata
Co rusz słyszymy w mediach o końcu świata. To Majowie, to Indianie, to wróżbici straszą nadejściem końca naszej planety. Tymczasem we wsi Głuszyna w Wielkopolsce możemy znaleźć Koniec Świata. Zobaczymy go na mapach Google czy też w atlasach samochodowych. To przysiółek stworzony przez poprzedniego wójta Głuszyny. Pewnej lipcowej niedzieli postanowiłem w trzyosobowym gronie wybrać się na ów Koniec Świata. Doniesienia medialne sprzed kilku lat o powstaniu tego przysiółka zaciekawiły nas, więc nie było problemu, aby pokonać ponad 200 kilometrów tylko po to, by sprawdzić, jak tam jest.
Cisza i brak zasięgu
Przemierzając drogi województwa opolskiego, łódzkiego i wielkopolskiego można było mieć czasem wrażenie, że ten koniec świata jest bliski. Wąskie, dziurawe drogi wiodły do Głuszyny w gminie Kraszewice. Gdy po trzech godzinach wjechaliśmy do wspomnianej wioski, zaczęliśmy się rozglądać za drogowskazem na Koniec Świata. Przejeżdżając przez wioskę, za skrzyżowaniem docieramy do drogowskazu, a tam faktycznie... Koniec Świata w lewo za 1,5 kilometra. Jedziemy najpierw wąską, wylaną asfaltem drogą, następnie po zakręcie w prawo i w lewo droga zmienia się w piaszczystą, by na końcu dotrzeć do tabliczki z nazwą miejscowości (przysiółka): Koniec Świata. Wokół las, cisza i... Chata na Końcu Świata. Taki napis widnieje na drewnianym budynku, który zbudowano na leśnej polanie. Zasięgu w komórce brak. To miejsce musi być często odwiedzane przez turystów, bo znak z napisem jest mocno zabazgrany i wyklejony wlepkami. Rozglądamy się wokół, za znakiem dwa, trzy domki... Myślimy – najpewniej ktoś tam mieszka.
Opowieści pana Ryszarda
Odczekaliśmy chwilę, zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć, aby udokumentować, że byliśmy na końcu świata. Po chwili dostrzegamy, jak z lasu wychodzi pan z taczką. Zawołałem: „Przepraszam, czy pan jest mieszkańcem Końca Świata?” – Tak – odparł i podszedł do nas. Wyczytaliśmy w internecie, że Koniec Świata zamieszkuje jedna osoba, więc pomyśleliśmy, że to właśnie pan. Pan Ryszard, bo tak się nam przedstawił, podszedł do nas i zaczął rozmawiać, chętnie odpowiadając na nasze pytania. Zaczęło się od tego, dlaczego właśnie tutaj jest Koniec Świata. – To jest Głuszyna, ale w 2012 roku kiedy przepowiadali koniec świata, to wójt postanowił zrobić tutaj atrakcję turystyczną. Wykupił więc działkę, postawił chatę z drewna i zlecił zamontowanie tablicy z nazwą. Kiedyś mówili na to m. in. róg świata – powiedział pan Ryszard. Jak się dowiedzieliśmy, przyjeżdża tu sporo ludzi. – Każdy robi sobie zdjęcie przy znaku z nazwą przysiółka. Nie wiem, jakiej tam ludzie szukają atrakcji turystycznej, ale fakt jest taki, że przyjeżdżają ludzie i robią zdjęcia – rzekł mieszkaniec. Postanowiliśmy pociągnąć pana Ryszarda za język, co nie było szczególnie trudne. Sam dalej opowiadał: – Kiedyś po tej stronie było dwanaście domków, tu osiem, a tam dalej też kilka. Dokładnie nie wiem, bo sam mieszkam tutaj od trzech lat. Wprowadziłem się po nadaniu Głuszynie nazwy „Koniec Świata”. Ponoć tu były wszystkie telewizje i robiły stąd materiały. Nie ma tu żadnego przemysłu, teren nie jest skażony chemikaliami. Palimy drewnem w piecach, także rodziny chętnie tu przyjeżdżają, by zaczerpnąć świeżego powietrza – powiedział nasz rozmówca. Dostrzegłem palenisko obok chaty. Fajny pomysł, ale nieco zdziwiony byłem, że tuż obok lasu i chaty z drewna ktoś używa ognia. Rozumiem, że trzeba mieć pozwolenie na zrobienie ogniska? – spytałem. – Zgadza się. Jeżeli jest zezwolenie, to można, aczkolwiek nie powinno się tu ognia palić, bo las blisko. Według mnie, zrobione jest to na dziko i nie powinno go tu być, bo zabezpieczeń przeciwpożarowych tu próżno szukać. Udało się nam doprowadzić wodę i to w zasadzie
jedyne zabezpieczenie przed pożarem – odpowiedział. W dalszej rozmowie mieszkaniec zachęcał i wymieniał, że jest tu dużo grzybów, jagód i jeżyn. Wówczas w oddali zobaczyliśmy kogoś zbliżającego się na rowerze. – A to kto? – spytałem. To pan Jan, tak naprawdę jedyna zameldowana tutaj osoba, bo ja tu jestem przybyszem – odpowiedział pan Ryszard. Pan Jan, zsiadając z roweru, z niechęcią zapytał kim jesteśmy. Pan Ryszard odpowiedział, że panowie przyjechali w odwiedziny i pytają kim jesteś. – A muszą wiedzieć? – obruszył się pan Jan. – Muszą, bo piszą książkę – rzucił w kierunku pana Jana pan Ryszard. Gdy już odjechał, dodałem w naszej pogawędce, że słyszałem o tym mieszkańcu w telewizji. Mówili, że jest mało rozmowny, co się potwierdziło.
Rezerwat przyrody
Wcześniej pan Ryszard mieszkał w Kaliszu, do którego przyjechał ze Szczecina. – Nie żałuję tego, że teraz mieszkam tutaj. Jest pięknie, spokój, cisza... Zimą jest cudownie! – powiedział. A co, jak zasypie? – To jest droga gminna. Jest tu jeden rolnik, który wygrał przetarg. Szczerze, to ta część drogi jest nieraz lepiej odśnieżona, niż te wojewódzkie – śmieje się mieszkaniec. – A Wy skąd przybywacie? – zapytał. Gdy powiedzieliśmy, że z Kuźni Raciborskiej i Kietrza, to szczególnie zareagował na tę pierwszą miejscowość, bo słyszał o niej ostatnio w telewizji. Wszystko dzięki zamieszaniu związanym ze zmianą nazwy ulicy Karola Świerczewskiego na Roberta Lewandowskiego. Pochwalił, że to fajna sprawa, bo Kuźnia będzie znana tak jak ich przysiółek, a może nawet jeszcze bardziej. Gdy powiedzieliśmy, że dojazd na Koniec Świata zajął nam trzy godziny, pan Ryszard powiedział, że to jeszcze nic, bowiem przyjeżdżali tu ludzie z Bartoszyc (miasto na północy przy granicy z Rosją), Czech i Anglii. – Jak pójdziecie lasem piętnaście minut, to dojdziecie do stawów hodowlanych Łozie. To prawdziwy rezerwat przyrody. Jak macie czas, to polecam to miejsce. Wypoczywajcie, łapcie świeże powietrze i dzięki za odwiedziny – pożegnał się z nami pan Ryszard. Wziął swoją taczkę i pojechał w teren zbierać butelki i inne śmieci, bo – jak mówił – niedziela jest dla niego ekologicznym dniem. My zaś udaliśmy się nad stawy i nie żałowaliśmy, bo było to piękne miejsce. Głos ptaków i innych zwierząt tam się znajdujących wraz z kojącą ciszą pozwalały się całkowicie wyluzować. Podsumowując wyprawę, zdecydowanie wolimy taki Koniec Świata niż ten przewidywany przez wróżbitów.
Maciej Kozina