Lasek Krześnioki skrywa tajemnicę nieznanej mogiły
Dzieje wojny wyznaczają dramaty żołnierzy, którzy w czasie krwawych walk o każdą piędź ziemi przelewali swą krew. Gdy ginęli, często chowano ich w zbiorowych, nierzadko anonimowych, mogiłach, nie dając nadziei na poznanie losów zaginionych bliskim oczekującym na ich powrót do domu.
Jeden z takich grobów znajduję się w lasku Krześnioki w Pogrzebieniu. Miejsce to jest szczególne, gdyż niegdyś odbywały się tam ćwiczenia „Sokoła”, a także imprezy dla mieszkańców Kornowaca i Pogrzebienia. Tam też najprawdopodobniej spoczywa żołnierz, a może nawet kilku żołnierzy niemieckich. Grób usytuowany na skarpie, jakby ukryty w jej zboczu, stale odwiedzany jest przez mieszkańców tej miejscowości.
Dziś niestety jego historia powoli ginie w cieniu przeszłości, podobnie jak i ludzie, którzy jeszcze ją pamiętali i potrafili o niej opowiadać, a dziś już ich nie ma wśród nas.
Przez wiele lat mogiłę zaszytą w lesie odwiedzała nieżyjąca już pani Antonina Zając, babcia Mariana Zimermanna, który chodził tam wraz z nią przed świętem zmarłych, a dziś zabiera tam swoje dzieci. Ojciec pana Mariana, Teodor Zimermann, z jej relacji pamięta, że pochowano tam żołnierza niemieckiego.
– Mama mojej mamy, która od czasu wojny opiekowała się tym grobem, mieszkała w domu, który znajdował się naprzeciw tego, w którym zginął – opowiada pan Marian. Rannego żołnierza właśnie w tym domu zastali radzieccy sołdaci, zabili, a następnie zakopali. Pan Paweł słyszał, że w lesie jest jeszcze jeden grób, ale niestety miejsce kolejnego pochówku nie jest mu znane.
Grobem nieznanego żołnierza opiekowało się wielu mieszkańców. Pani Helena Sładek była dzieckiem, gdy wspólnie z mamą Anną chodziły tam, oporządzały mogiłę, stroiły i zapalały świeczkę. Potem odwiedzały to miejsce jej dzieci, a dziś wnuki.
W pobliże Krześnioków przeprowadziła się wraz z rodzicami i sześciorgiem rodzeństwa w 1955 r. W lasku spędzali czas na zabawach, a więc i często zaglądali na grób. – W tamtych czasach nie wyjeżdżało się ani na wakacje, ani na kolonie, na które nie było nas stać. Chodziliśmy więc do lasu, bawiliśmy się przy pobliskiej lipie, na której ojciec zrobił nam huśtawkę. Przy okazji robiliśmy porządek na grobie – opowiada.
Na Wszystkich Świętych mogiła zawsze była przystrojona. Wraz z innymi mieszkańcami Pogrzebienia palono świeczki. Dla pani Anny był to rodzaj zobowiązania, ponieważ jej brat był czołgistą i zginął od miny. – Mama nie wiedziała gdzie został pochowany, dlatego zaopiekowała się grobem nieznanego żołnierza – opowiada pani Helena. Przypomina też sobie, że mówiła jej, że pochowano tam kilku żołnierzy, może dwóch, a nawet trzech. Co więcej jej mama widziała tych żołnierzy. Jednak są dziś i tacy mieszkańcy, którzy sądzą, że grób jest pusty.
Z biegiem lat coraz trudniej dociec prawdy. Pewnie coś więcej można byłoby dowiedzieć się odnajdując nieśmiertelniki. Metalowe blaszki pozwoliłyby zidentyfikować żołnierzy, a przede wszystkim potwierdzić, że lasek jest faktycznie miejscem ich wiecznego spoczynku. Nasuwa się jednak pytanie, co stało się z nieśmiertelnikami, bo jeśli faktem jest, że zawieszone w pobliżu grobu – zaginęły, już nigdy nie dowiemy się niczego o dokonanych tam pochówkach. Nigdy też nie zostanie przywrócona nadzieja na odnalezienie żołnierzy, których bliscy mogliby w końcu, po latach, poznać tajemnicę ich śmierci.
(ewa)