Mówią, że Y. sądziła się o kasę z córką byłego męża czyli do d... takie oświadczenia
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Pech chciał, że w barze, gdzie ostatnio za 14 zeta jadłem zestaw z kotletem mielonym, leżały „Nowiny Raciborskie” z artykułem o majątkach urzędników. Gazetą poczęstował się jeden z klientów i po krótkiej lekturze, zamiast wbić zęby w schabowego, począł marudzić do towarzyszki, że do d… taki artykuł, bo nie napisali o tym cwaniaku radnym Z. i dyrektorce przedszkola Y. – A wiesz, mówią, że sądziła się o jakiś dom czy kasę z córką byłego męża, ciekawe czy to wpisała? – wypełnił jadowitym szeptem pół baru.
Dla niewtajemniczonych: rzekoma beneficjentka miałaby ewentualny przybytek wpisać do oświadczenia majątkowego, które corocznie muszą składać m.in. prezydenci, burmistrzowie, radni, dyrektorzy samorządowych placówek, a nawet co ważniejsi urzędnicy. Teraz jest akurat wysyp oświadczeń za 2016 rok, które są jawnie publikowane w tzw. biuletynach informacji publicznej.
Oczywiście jestem za tym, żeby ludzie żyjący z publicznej kasy musieli być, jak żona Cezara, poza wszelkimi podejrzeniami. Ale forma obecnych oświadczeń majątkowych obraca się przeciwko celowi, jakiemu w założeniu miały służyć, czyli (dzięki większej przejrzystości życia publicznego) lepszemu funkcjonowaniu demokracji. Tymczasem według mnie, oświadczenia w obecnej formie przynoszą więcej szkody niż pożytku. Przede wszystkim, poprzez zmuszanie do publicznego striptizu, zniechęcają do działalności społecznej wielu wartościowych ludzi, którzy ze względu na swoją sytuację majątkową lub osobistą, woleliby, żeby informacje o nich nie wychodziły poza urząd skarbowy, sądy czy inne właściwe instytucje. Z tego powodu nie garną się do społecznych obowiązków m.in. przedsiębiorcy, prawnicy, menedżerowie, którzy nie chcą poprzez publiczne deklaracje pomagać konkurentom, a może i złodziejom. Bez nich samorządy tracą wiele bezcennej wiedzy i doświadczenia, których nie zrekompensują liczni ponad miarę przedstawiciele tzw. budżetówki (czyli zbyt często ludzie, którzy w życiu sami nic nie zarobili, nie wyprodukowali i za niewiele odpowiadali).
Zresztą, oświadczenia w obecnej formie nie zawierają niczego, co nie byłoby wcześniej znane urzędom skarbowym czy łatwo dostępne instytucjom typu CBA. Za to jest sporo niejasności, jak je wypełniać, czego chyba najsłynniejszym przykładem jest wycena majątku typu dom, gospodarstwo, działka, samochód, o wartości udziałów w spółkach czy zabytkowych meblach lub obrazach nie wspominając. Tak powstały przecież słynne dowcipy-ogłoszenia typu „kupię dom radnego w cenie deklarowanej w oświadczeniu majątkowym”. Dotychczasowa praktyka pokazuje także, że nawet wyczulony obywatel, przeglądający jawne deklaracje, nie jest w stanie ocenić czy jakiś urzędnik ujawnił właściwą kwotę oszczędności czy nieruchomości czy też nie. A odpowiednie organy państwa to potrafią, na co ostatnio mamy dowody nawet w naszym raciborskim grajdołku.
Wydaje się, że rozwiązaniem mogłyby być, niechby nawet i bardziej rygorystyczne, oświadczenia majątkowe składane bezpośrednio do CBA, ale których jawność byłaby mocno ograniczona. A resztą, czyli np. pilnowaniem by wybrańcy narodu nie marnotrawili publicznej kasy na swoje pensje i diety, nie dorabiali w podległych jednostkach, albo nie obsadzali pociotkami samorządowych posad, zajmowałyby się media i obywatele wyposażeni przecież w konstytucyjne prawo do informacji publicznej.
bozydar.nosacz@outlook.com