Targowisko różności
Handel starociami w pietrowickim centrum obchodził w lipcu swe półrocze. Rozwija się, zyskał wymiar międzynarodowy dzięki obecności Czechów. Upalne lato nie sprzyjało jednak frekwencji przy stoiskach, zarówno sprzedających, jak i kupujących.
Targ wymyślony w miejscu, gdzie raz w roku odbywa się słynna ekowystawa ruszył w styczniu i z każdą ostatnią sobotą miesiąca zachwycał coraz szerszym asortymentem i cieszył wystawców rosnącym zainteresowaniem odwiedzających go osób. Co prawda większość z nich była „apaczami” (bo przychodzą i mówią tylko „a patrzę” lecz nie kupują), ale i tak liczba transakcji zwiększała się. Rekordowy okazał się pod tym względem maj. Wakacje wyhamowały niestety tempo rozwoju, a lipcowe targowanie okazało się dosyć skromne. – Brakuje nam intensywnej reklamy, przypominającej o tym, że pod koniec miesiąca zawsze tu jesteśmy i mamy coś, co może zainteresować bywalców targu – przekonuje Tomasz Niedźwiedzki, który jest głównym architektem targu staroci. Ma stoisko z zegarkami, nieraz unikatowymi i bardzo drogimi. Prezentuje nam model wart 8 tys. zł. Obok zegarków jest np. porcelana z Chodzieży, w dobrej cenie (20 zł) i stanie. O nią pyta pani w średnim wieku gdy rozmawiamy z Niedźwiedzkim. Ten ożywia się i jest gotów do negocjacji cenowych wyliczając zalety naczyń. W handlowaniu towarzyszy mu synek Błażej. Przyniósł na targ zabawki. Z ich sprzedaży chce uzbierać na kolejne. Zawarł pierwsze transakcje. – Poza brakiem właściwej reklamy są jeszcze pewne nieporozumienia, które organizator, czyli gmina, powinna eliminować – zaznacza pan Tomasz. Ma na myśli np. dopuszczenie do sprzedaży ciast na kolejnym stoisku, a od początku zajmowała się tym – niejako na wyłączność – inna osoba. – Ta pani była z nami w mrozie i od początku. Latem łatwo tu znaleźć klienta, przy rozkręconej imprezie. Powinniśmy się szanować w takich sprawach – uważa pomysłodawca targu.
Rowerek jak zysk
Mieszkanka Amandowa Renata Holeczek wystawia swoje prywatne starocie. Mimo że jest na targu piąty raz, wciąż ma nowe rzeczy. – Sprzątam strych, robię remonty i wyzbywam się tego i owego – uśmiecha się przyjaźnie. Wie jak przyciągnąć klienta, wystawia koszyk z drobnymi zabawkami i rozdaje je za darmo najmłodszym klientom. Ich rodzice przystają i przyglądają sie reszcie prezentowanych rzeczy. Jej sąsiadka z Krowiarek Maria Ruchała też handluje co miesiąc. W lipcu towarzyszyła jej córka. Śmiały się, że trudno podzielić się wrażeniami, bo tych brakuje z uwagi na słabe zainteresowanie kupujących. – Dyskutuję z córką, ona widziała takie pchle targi zagranicą gdzie ludzie wpierw kupują, a potem nad tym myślą, u nas jest jakieś zawahanie, jakiś wstyd przez zakupem – opowiada mieszkanka Krowiarek. Gdy młody mężczyzna podchodzi i przegląda gierki na playstation słyszy zachętę: proszę samemu zaproponować ich cenę. Pani Maria jest zadowolona z pobytu na targu, bo kupiła rowerek dla krewniaka. – Dobry, krajowy z dawnej produkcji, nie ta słaba chińszczyzna co teraz zalega w sklepach – podkreśla. Kupiła rower za 75 zł.
Praskie porównanie
Tomasz Niedźwiedzki poleca nam rozmowę z cudzoziemcem handlującym na targu. To Czech z Piotrowic pod Karwiną. Antoni Szandera wita nas z uśmiechem. Zbieżność nazw miejscowości – polskiej i czeskiej – traktuje żartobliwie. Jeździ po wielu targowiskach, np. w Bytomiu – to te po naszej stronie granicy, ale bywa też w Pradze (słynna Buczera) i Ostrawie (na Czarnej Łące). – Mam towary dla zamożniejszych klientów niż mieszkańcy wiejskiej okolicy, ale mam sporo zapytań o rzeczy, które tu przywożę. Bo ja mam głównie starocie, a widzę, że inni mają tu dużo nowszych rzeczy, takich do domowego użytku, nie do kolekcji. Podoba mi się tutaj, pomijając skalę zwiedzających, to pietrowicki targ w niczym innym nie ustępuje tym dużym miejskim przedsięwzięciom – mówi pan Antoni całkiem dobrą polszczyzną. Jakiś młody chłopak prosi go o sprawdzenie akordeonu z czeskiego stoiska. Kosztuje 250 zł.
Czech wystawiał
Niedźwiedzki opowiada o licznych telefonach z zapytaniami o targ. Chce zorganizować weekend targowy, bo wie, że przyjadą nowi handlujący. Być może jesienią taki pomysł mu wyjdzie. – Nie jestem władny w tej sprawie, potrzebuję tu wsparcia ze strony urzędu – podsumowuje pan Tomasz.
Mariusz Weidner
Komentarz
Na targu staroci kupiłem zabawkowy samochodzik z filmu „Auta”, telewizor LCD i odtwarzacz DVD – oba samsunga i wreszcie wieżę sony. Zakupów dokonywałem na trzech edycjach targowiska, na lipcowym byłem bliski zakupu rowerka dziecięcego. Jest coś przyciągającego do tych stoisk z rupieciami, niepotrzebnymi już innym. Sprzęt, który przywiozłem z Pietrowic Wielkich służy mi dobrze i sprawił wiele radości. Wydałem nań grosze w porównaniu z kwotami jakie wydaje się na nowe urządzenia. Faktycznie targowisku potrzebna jest intensywniejsza reklama, choćby zbliżona do tej jakimi karmią nas supermarkety. Jesień powinna znów rozwinąć tę sympatyczną imprezę, w której sentyment pozwala nie nadwyrężać zbytnio portfela.