Inwestorzy boją się o ręce do pracy
3 pytania do Ireny Żylak wiceprezydenta Raciborza
– Tereny po cukrowni przy ul. 1 Maja wciąż czekają na nowych przedsiębiorców. Czy pozyskiwanie inwestorów przebiega zgodnie z oczekiwaniami urzędu miasta?
– Zainteresowanie odnotowujemy nadal. Telefonów w sprawie tych działek nie brakuje, bo są naprawdę dobrą ofertą. W tym rejonie jest 5 wolnych działek. Na razie nie ogłaszamy przetargów, bo rynek nie wysłał dotąd konkretnego sygnału w tej sprawie. Rozmawialiśmy na przykład z przedstawicielem inwestora z Azji. To było pół roku temu i wówczas usłyszeliśmy, że jakakolwiek decyzja zapadnie najwcześniej w listopadzie. Naszą rolą jest zatem cierpliwie czekać w takim przypadku. Docierają do nas zapytania z agencji państwowej zajmującej się inwestycjami zagranicznymi. We wrześniu spodziewamy się konkretnych rozmów.
– Przed rokiem nastroje dotyczące przyszłości działek po cukrowni były chyba bardziej optymistyczne.
– Aktualnie spółka Hills już tam działa. Zrealizowała plany, rozpoczęła produkcję. Nie robiła przy tym rozgłosu. Niestety, producent dźwigów nie zdobył pieniędzy na inwestycję i musiał się wycofać z planów rozwoju w Raciborzu. Umowy z inwestorem na sprzedaż działki nie podpisaliśmy i wadium wpłacone przez tych przedsiębiorców przejęliśmy.
– Prezydent Lenk opowiadał radnym o jeszcze jednej inwestycji na tym terenie, planowanej przez obecną już w Raciborzu firmę. Długo czekał, aż w końcu powiedział: sprawdzam. Co na to inwestor?
– Jeden z naszych poważnych rozmówców nie kryje, że obawia się o miejscowy rynek pracy, w ogóle boi się o ręce do pracy. Zakład produkcyjny bez tego przecież nie ruszy. Dostrzegamy to także w sferze samorządowej. Na niedawny nabór w MZB zgłosiły się dwie osoby, a jeszcze niedawno przynajmniej dziesięć startowało w konkursach. Słyszę ze środowiska biznesowego opowieści jak trudno dziś zatrzymać solidnego pracownika. Wpierw inwestuje się w jego kwalifikacje, a po paru miesiącach on rezygnuje. To problem nie tylko Raciborza, ale całego kraju.