Strażak „złota rączka”
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Na pytanie: czym zajmuje się strażak prawidłowa odpowiedź brzmi: prawie wszystkim. W Raciborzu ostatnio np. rozcinaniem zatrzaśniętych kajdanek. W ostatnim tygodniu strażacy uwalniali (przynajmniej chwilowo) aż dwóch delikwentów. Jednego zakuli ochroniarze (choć strażaków wezwała policja), a drugiego strażnicy miejscy. Zakuli tak skutecznie, że potem, biedactwa, nie potrafili tych kajdanek zdjąć.
Mój kolega – strażak mówi, że to jeszcze potrafi jakoś zrozumieć (choć na temat ochroniarzy i strażników swoje zdanie ma), ale najbardziej wkurza go, gdy strażaków wzywa się do ściągania kotów z drzew albo łapania węży, które komuś uciekły z terrarium. Podaje też przykład z sąsiedniego Kędzierzyna, gdzie gość wyszedł na spacer z…waranem, który uciekł mu na drzewo. Zgadnijcie, kto wspinał się na drzewo po egzotycznego gada? Z kolei w Opolu, strażacy tak często uwalniali ludzi z opuchniętymi palcami z obrączek i pierścionków, że w końcu…straż kupiła specjalne urządzenie do ich rozcinania. A w jednej z podopolskich wsi pomagali rolnikowi ujarzmić agresywnego byka, który zerwał się z łańcucha. I tak dalej…
Dlatego kolega – strażak uważa, że kiedy straż musi ratować ludzi z powodu ich głupoty lub ewidentnego zaniedbania to sprawcy powinni za to płacić, przynajmniej częściowo. Prawo podobno na to pozwala, ale procedura wyliczania kosztów jest tak skomplikowana, że w końcu straż macha na to ręką. Nie mówiąc już o tym, że drabina zaangażowana do ściągania kota z drzewa może przez to zbyt późno dojechać na miejsce pożaru lub innego niebezpieczeństwa, jeśli pechowo zdarzy się w tym samym czasie.
Dlatego lepiej uważać z wężami, waranami i kajdankami, nawet gdy te ostatnie są skórzane lub obszyte różowym aksamitem. Bo do takich też strażaków wzywają, ale nie wolno mi opisać szczegółów, bo gazetę trzeba by sprzedawać w czarnej folii…
bozydar.nosacz@outlook.com