Sprawiedliwość, a miłosierdzie. – Echo sprawy ks. Krzysztofa K.
ks. Jan Szywalski przedstawia
„Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył”, czyli inaczej „nie kopie się leżącego na ziemi”, ani „nie dobija się rannego”.
Po raz trzeci media zajęły się sprawą ks. Krzysztofa K. i tryumfalnie oznajmiono, że zapadł ostateczny wyrok i że jest skazany.
Samopromocja zła
O ile pamiętam, nigdy żaden artysta, żaden polityk, żaden zasłużony czy odznaczony nie doznał takiego zaszczytu, żeby aż dwie całe strony jednego numeru tygodnika były poświęcone jednej osobie! Plus portal internetowy.
W Średniowieczu celebrowano wymierzanie kary, zwłaszcza tej najwyższej – kary śmierci. Stos, szubienica czy szafot stawiano na miejscu publicznym, zwykle na rynku miasta. Cel miał być wychowawczy: zastraszyć na przyszłość potencjalnych przestępców. Naturalnie na takim spektaklu pojawiały się tłumy i był zwyczaj, że po wykonaniu wyroku matki czy ojcowie wymierzali dzieciom policzek przestrzegając: „pamiętaj, tak może się stać z tobą!” Aż po czasie przekonano się, że robienie widowiska z okrutnych wyroków nie działa wychowawczo lecz odwrotnie, obniża wrażliwość młodych umysłów, może nawet stać się przyczyną samosądów. Podobnie zaniechano zakucia w dyby, stawiania pod pręgierzem, kiedy to każdy mógł podchodzić do przestępcy i dołożyć mu czy opluć.
Dzisiejsze czasy jednak mają swój pręgierz: media publiczne, prasa, internet. Zwłaszcza to ostatnie nadaje się świetnie na to, aby pogrążyć zgnębionego czy soczyście mu dołożyć. Im bardziej oryginalna jest forma, im brutalniejszy język, tym więcej kliknięć. Zaś w prasie może się to przełożyć na zwiększenie nakładu. Zło samo się reklamuje, dobro gorzej się sprzedaje. Ofiara jest bezradna, ewentualne protesty czy wyjaśnienia najczęściej się ignoruje albo cynicznie wyśmiewa.
Przewrotna satysfakcja
Narzuca się pytanie: dlaczego opisy zbrodni, skandali, bulwersujących zachowań mają większy oddźwięk niż relacje o szlachetnych czynach czy o prawości dobrych ludzi? Skąd popularność zła?
Odpowiedź jest prosta: opisy ciemnych stron w zachowaniach ludzkich uspokajają nasze sumienia. Na czarnym tle przestępstw innych ludzi sami wypadamy całkiem, całkiem dobrze... Samozadowolenie rośnie. Dziennikarze i czytelnicy od brudnych skandali zacierają ręce: „my zatem najgorszymi nie jesteśmy, nie tkwimy w błocie jak tamci”. Przy niektórych grzesznikach kontrast na naszą korzyść jest jeszcze większy: „Chcieli nas pouczać, a oto patrzcie, na czym ich przyłapano!” Świat jest czarno-biały, my naturalnie jesteśmy po jasnej stronie, należymy do tego lepszego sortu.
Oskarżonemu na zdjęciu daje się opaskę na oczy, skraca się nazwisko do jednej litery, aby wszystko było wg przepisów o anonimowości, z obłudnym poczuciem, że mamy litość nad upadłym. To naturalnie dodatkowo podnosi słodkie uczucie zadowolenia z siebie.
Dać szansę
„Ile razy mam przebaczyć mojemu bratu, czy aż siedem razy?” – pytał Piotr Jezusa. „Nie mówię ci, że siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy” – czyli zawsze kiedy tylko żal okazuje. Każdy powinien mieć szansę, by wrócić na prawą drogę. Wszyscy jesteśmy ludźmi i możemy błądzić, ale powinniśmy mieć szansę i móc zacząć od nowa. Chrześcijaństwo nie polega na bezgrzeszności, ale na tym, aby w grzechu nie trwać. Gdyby tak nie było, gdyby każdego upadłego zapędzono do nory na dozgonną hańbę, gdyby po pięciu, czy dziesięciu latach ciągle otwierano dawne rany, nie byłoby świętej Marii Magdaleny, byłej jawnogrzesznicy; nie byłoby św. Augustyna, który miał niechlubną przeszłość i spłodził nieślubne dziecko, ani św. Ignacego Loyoli, awanturnika w młodości. Nawet św. Piotr mógłby nie dostać drugiej szansy, ani św. Paweł nie zostałby wybrany apostołem.
W przypadku ks. Krzysztofa K. szansę zaprzepaszczono. To nic, że się wycofał; nawet sąd starał się być dyskretny, może niepewny swego. Ale media czuwały. Taki nośny temat! Jak go nie wykorzystać? Trzy razy stworzono im okazję; wszystkie wykorzystano. To nic, że powtarzają się te same zdjęcia: czarny typ na czarnym tle, słów nie trzeba wiele, byle są dosadne. Rzym też trzeba douczyć, by wiedział, jak ma postąpić dalej. Wszystko pod szyldem tzw. odwagi dziennikarskiej, ale to już prawie sadyzm.
Szerokie kręgi szkody
Ks. Krzysztofa K. znam od wielu lat. Nie mogę ocenić jego winy, zrobił to sąd i myślę, że starał się być bezstronnym. Wiem tylko, że ma opinię, nie tylko u mnie, dobrego człowieka i nie jest potworem.
Ogromną szkodę poniósł image Ośrodka dla Niesłyszących. Ta szkoła obchodzi w tym roku 180-lecie swej chlubnej egzystencji.
O poszkodowanej dziewczynie też znów będzie głośno, na nowo będą ją wytykali palcem.
Mówi się: „Czas leczy rany”, już wydawało się, że są zabliźnione, ale brutalnie zostały rozdarte na nowo.
Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.
Na koniec pouczająca bajka Ignacego Krasickiego:
Koło jeziora
Z wieczora
Chłopcy wkoło biegały
I na żaby czuwały:
Skoro która wypływała,
Kamieniem w łeb dostawała.
Jedna z nich, śmielszej natury,
Wystawiwszy łeb do góry,
Rzekła: «Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie!
Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie!»
Komentarz redakcji
Ksiądz prałat kolejny raz stanął w obronie swego środowiska, wyrażając troskę o bliskiego mu kapłana. Rozumiemy to, ale Czytelnik mógłby powziąć przekonanie, że publikując tekst księdza Jana podzielamy w pełni jego pogląd i posypujemy czoła w skrusze za niewłaściwe postępowanie. Tak nie jest. Tekst ten publikujemy, bo naszego autora – księdza Jana Szywalskiego bardzo szanujemy, a wolność wyrażania opinii stanowi dla nas istotną wartość. Jako redakcja mamy w tej sprawie własny pogląd.
Nie jest łatwo pisać o ludzkiej krzywdzie. I tak jest również w tym przypadku. Proboszcz z Wojnowic trzy razy znalazł się na pierwszej stronie „Nowin Raciborskich”, bo i trzykrotnie pojawiały się nowe, ważne fakty w tej sprawie. To zdarzenie nie ma precedensu w naszej powiatowej rzeczywistości, sprawa jest głośna na cały kraj. Opisując ją staramy się wypełniać misję informacyjną gazety. Czytelnik właśnie od nas ma prawo wiedzieć o sprawie więcej, a nie karmić się plotkami i kłamstwami.
Umieszczamy duży anons na okładce gazety, bo chcemy by świat usłyszał o tym, co się stało i co było później. Złamano prawo, naruszono normy moralne i miał miejsce czyn niegodziwy. Nie może być ukrywany, bagatelizowany czy wyciszany. Im więcej odbiorców poweźmie wiedzę o tej historii i jej następstwach, tym większa szansa, że nasz tekst stanie się przestrogą.
Od dziennikarzy wymaga się rzetelności i dociekliwości. Czy gdyby Nowiny o niej nie napisały lub poświęciły jej kilka zdań gdzieś na końcu gazety, czy to byłoby w porządku? Czy ksiądz krzywdzący uczennicę jest godzien większej ochrony lub pobłażliwości niż inni, których złe uczynki eksponujemy na okładkach? I wreszcie, czy wybaczanie polega na „nieinformowaniu” (abstrahując od tego, że to chyba nie dziennikarze powinni w tej sprawie księdzu wybaczyć)? Na te wszystkie pytania odpowiadamy „nie”. I z całym szacunkiem dla księdza Jana – solidaryzujemy się w tej sprawie nie z jego kolegą z ław księżowskich, ale z naszymi czytelnikami, oczekującymi od nas przede wszystkim prawdy.
Mariusz Weidner redaktor naczelny „Nowin Raciborskich”