Nie chcą, by historia Kobyli przeminęła na ich oczach
Kornowac Kiedy jedna z mieszkanek po śmierci swojej matki spaliła worek starych zdjęć, państwo Zielonkowie postanowili nie czekać, aż historia ich rodziny oraz rodzin bliskiej ich sercu Kobyli zniknie w mrokach przeszłości.
Dla pana Lucjana inspiracją do kolekcjonowania starych rodzinnych fotografii były losy ojca – Franciszka Zielonki, który całą wojnę spędził w niemieckich obozach jenieckich. Przeżycia pradziadka postanowił spisać najpierw dla Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a następnie na konkurs organizowany przez Gimnazjum w Rudach prawnuk Krzysztof Hajder. To wtenczas wspólnie poszukując dokumentów i zdjęć uzmysłowili sobie, jak dużo z nich bezpowrotnie uległo zniszczeniu.
– Kiedy w 1973 r. opuściłem dom rodzinny najpierw w Brzeziu, a potem w Łańcach, niewiele pamiątek dotrwało do obecnych czasów. Ojciec umarł w 1984 r. i nie było już kogo zapytać. Sam przekonałem się, jak historia ginie na naszych oczach – wspomina z żalem pan Lucjan.
Potrzebę zachowania od zapomnienia wielu fotografii i dokumentów z rodzinnej Kobyli dostrzegła też żona pana Lucjana, Krystyna wspólnie z nieżyjącą nauczycielką miejscowej szkoły Małgorzatą Rożnowską. Ponieważ postanowiły zgromadzić ich jak najwięcej, o pomoc zwróciły się do ks. Edwarda Lisowskiego, który o inicjatywie pań powiadomił mieszkańców z ambony. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba zrobić to, jak najszybciej. Dlatego chodziłam od domu do domu i zbierałam stare zdjęcia – wspomina pani Krystyna. Początkowo ludzie obawiali się, że podczas skanowania utracą rodzinne pamiątki, kiedy jednak przekonali się, że wracają do nich niezniszczone chętnie udostępniali je państwu Zielonkom. Pan Lucjan spędził dziesiątki godzin przy komputerze obrabiając i zapisując fotografie. Dziś na jego dysku znajdują się tysiące zdjęć przedstawiających ważne momenty w życiu kobylan. Wiele jest fotografii par młodych, druhen i druhów, weselnych gości, dzieci, wydarzeń żniwnych, kolejarzy, strażaków i pracowników raciborskich zakładów. Oprócz ujęć przedstawiających śluby są też pogrzeby oraz zmieniające się krajobrazy wsi. Sporą kolekcję stanowią zdjęcia klasowe, najstarsze z nich pochodzi z 1924 r. Zawsze na tle tej samej ceglanej ściany szkolnego budynku. Prezentują się na nich uśmiechnięci uczniowie zarówno niemieckiej, jak i – po plebiscycie – polskiej szkoły. Wśród nich zaś nauczyciele, np. Stefan Kulig, który zginął w Oświęcimiu. Na pamiątkę, jego nazwiskiem nazwano jedną z ulic w Kobyli. Do dziś utrzymywane są kontakty z jego rodziną, ale również z synem niemieckiego nauczyciela, który przyjechał do Kobyli, aby znów zobaczyć szkołę. Na zdjęciach dostrzec można pierwszy autobus kursujący z Raciborza do Kobyli, dziesiątki rowerów, które były głównym środkiem lokomocji w tamtych czasach, ale też pierwsze motocykle i samochody – moskwicza i warszawę będące w posiadaniu zamożniejszych kobylan. Osobną historię tworzą zdjęcia z powstania kościoła w Kobyli, którego inicjatorem był Stefan Kulig. Dokumentowaniem – krok po krok – jego budowy zajęli się państwo Zielonkowie.
Pan Lucjan skanował wszystkie zdjęcia które otrzymał, wybierając spośród nich te najbardziej wartościowe historycznie. Najwięcej pracy zajmowały mu kroniki, które wertował stronę po stronie zapisując każde zdjęcie w komputerze. Pani Krystyna pamięta prawie wszystkich ludzi z fotografii, na wielu rozpoznaje swoich dziadków i rodziców. Wybierając te najciekawsze wspólnie z panią Rożnowską wydały piękny kalendarz bogato ilustrowany starymi fotkami. Zdjęcia prezentowane były także podczas wystawy w raciborskim Muzeum oraz wzbogaciły książeczkę „Kobylskie Wesele, czyli jak to downiej bywało”. W domu natomiast państwo Zielonkowie stworzyli własny kącik historii, umieszczając na dwóch tablach zdjęcia ślubne swych dziadków, rodziców oraz własne.
Zgromadzili też cenne dokumenty, a wśród nich wszystkie protokoły z rad pedagogicznych aż do wybuchu wojny. Kolekcję powiększają strony z zeszytów, świadectwa, przepustki stałe, które otrzymywali mieszkańcy, aby przechodzić przez granicę do niemieckiego Raciborza, a także legitymacje powstańcze.
Gromadzą zdjęcia, jeżdżą w góry, kolekcjonują porcelanę
Dzięki uporowi państwa Zielonków udało się uratować i zachować tysiące zdjęć, nawet te mocno nadszarpnięte zębem czasu. To jednak nie jedyna pasja, która łączy interesujących się historią swej wsi kobylan.
O ich wspólnej przyszłości zdecydował przypadek, ponieważ poznali się w autobusie. – Lucjan wrócił z wojska i dojeżdżał do pracy, a ja do szkoły – wspomina pierwsze spotkanie z przyszłym mężem na dworcu. Oboje pracowali w Rafako, a dziś są emeryturze. Mają dwoje dzieci. – Córka ma dwóch synów, a syn córeczkę – cieszy się szczęśliwa babcia. Państwo Zielonkowie zakochali się w Tatrach, w które chętnie zabierają wnuki.
Latem pani Krystyna poświęca się ogrodowi, gdzie hoduje ulubione kwiaty, ma też sporą kolekcję kwitnących kaktusów. W długie zimowe wieczory haftuje piękne obrazy inspirując się m.in. znanymi malarzami: Chełmońskim, Kossakiem, Mehofferem. Posiada też kolekcję starej porcelany.
Oboje nie szczędzą czasu na ratowanie pamiątek po swoich przodkach i tego co zachowało się w kobylskich rodzinach. Świadomi są, że łatwo zagubić się w 800–letniej historii Kobyli. Zapominając zaś o swoich korzeniach, można na zawsze utracić część własnej historii, o którą dziś nie ma już kogo spytać.
(ewa)