Mariusz Magda: mój sukces zawdzięczam szczerym ludziom
– Szanowni Państwo! Pragnę serdecznie powitać wszystkich na gali dzisiejszego magazynu… Niemal słyszę, jak widownia szaleje przed monitorami komputerów… Czuję również dreszcze emocji przechodzące przez gałki oczne naszych tradycyjnych czytelników… Panie i Panowie, Homer rzekł, iż „rzeczą człowieka jest walczyć, a rzeczą nieba – dać zwycięstwo”. O prawdziwości tych słów przekonają się zawodnicy dzisiejszego pojedynku… W czerwonym narożniku osiemnaście emocjonujących pytań, z którymi zmierzyć się musi narożnik niebieski, czyli Paaana Maaariuuusza Maaagdaaa! Zapraszam Państwa na wywiad niczym z ringu!
– Mariuszu, jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
– Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu, czyli od momentu, w którym związałem się z klubem Olimpia Siła Mysłowice, gdzie trenowałem zapasy przez ponad trzy lata. Następnym przystankiem był klub ROAN FIGHT CLUB Mysłowice, w którym trenowałem ju jitsu. Natomiast zawodnikiem Raciborskiego Klubu Łamator jestem od czterech lat.
– Dlaczego zdecydowałeś się na MMA (ang. mixed martial arts – mieszane sztuki walki)?
– Od zawsze widziałem się w roli zawodnika tej dyscypliny.
– MMA zarzuca się często brak ograniczeń. Czy zawodników rzeczywiście może hamować jedynie ich moralność?
– W tej dyscyplinie, jak w każdej innej, są dość restrykcyjne zasady, choć laikowi może się wydawać inaczej. Problem z takim podejściem wynika pewnie ze złej sławy tego sportu. MMA było kiedyś utożsamiane z nielegalnymi, podziemnymi walkami na śmierć i życie. Do tego dochodzi sprawa ringu, a w tym wypadku metalowej klatki zwanej octagonem, która może się społeczeństwu negatywnie kojarzyć. Na ringu nie ogranicza nas tylko moralność. Podczas walki nad wszystkim czuwa sędzia. To zawodowy sport, w którym najlepsze organizacje mają podpisane umowy z dobrymi stacjami TV. W takiej sytuacji nie ma mowy o czymś niemoralnym lub zakazanym.
– Jak się czujesz na ringu, mając świadomość tego, że wraz z zawodnikiem tworzycie swego rodzaju widowisko sportowe? Utożsamiasz się wówczas z Maximusem z Gladiatora?
– W octagonie czuję się swobodnie. W walce liczy się dla mnie wyłącznie zadanie, które muszę wykonać, a jest nim wygrana. Nie utożsamiam się z Maximusem, ponieważ on walczył o swoje życie, a ja o marzenia.
– Ile czasu poświęcasz swojej pasji?
– Praktycznie codziennie mam jakąś jednostkę treningową, która trwa zwykle dwie godziny.
– Czym różni się Twój zwykły trening od tego przed zawodami?
– Okres przygotowawczy przed walką w zawodowym MMA trwa około ośmiu tygodni. Trener poświęca mi wówczas więcej uwagi niż w czasie zwykłego treningu. Przygotowania te zazwyczaj są ukierunkowane pod konkretnego przeciwnika. W grę wchodzi strategia i taktyka.
– Opowiedz w kilku zdaniach o swoim trenerze, a także o klubie do którego należysz i relacjach jakie panują między zawodnikami.
– Mój trener i menadżer, Dawid Maruniak, jest osobą, której dużo zawdzięczam pod względem tego, co osiągnąłem w MMA. Jest wymagający zwłaszcza podczas przygotowań do walki. Ma ogromne poczucie humoru, przez co bardzo dobrze się rozumiemy. W klubie panuje rodzinna atmosfera, co sprzyja dobrym treningom.
Każdy jest pomocny, otwarty i życzliwy. Tworzymy jeden team, więc nie ma tu miejsca na zazdrość, zawiść.
– Co zyskujesz, a co tracisz, ćwicząc? Czy rozpatrujesz to w tych kategoriach?
– Kiedy trenuję, zyskuję pewność siebie, odwagę, wiarę w to, że z trenerem i kolegami z klubu możemy wiele osiągnąć. Trening umacnia mnie psychicznie, dzięki czemu łatwiej radzę sobie z codziennymi problemami. Wydaje mi się, że trudniej mnie złamać, ponieważ wiem, ile wyrzeczeń mnie to kosztuje.
– Czy z Twoją pasją wiążą się częste wizyty u lekarza?
– W każdym sporcie zdarzają się mniejsze lub większe kontuzje. Mnie też to czasem spotyka, ale dotychczas udało mi się uniknąć poważniejszych obrażeń.
– Opowiedz proszę o swoich sukcesach.
– Do moich sukcesów mogę zaliczyć dwa brązowe medale Mistrzostw Europy w ju jitsu, kilka medali Mistrzostw Polski, udział w Mistrzostwach Świata ju jitsu. Mój amatorski rekord MMA to dziesięć wygranych, zero porażek i jeden remis. W zawodowym MMA mój bilans to dwie wygrane przed czasem, zero porażek.
– Co Cię motywuje?
– Moją największą motywacją są wartościowi ludzie. Ich wiara w mój sukces napędza mnie do cięższej pracy. To oni pomagają mi w tym, by być lepszym zawodnikiem i człowiekiem.
– Wyobraź sobie, że na ringu/w klatce spotykasz swojego przyjaciela z klubu. Podjąłbyś się tej walki?
– Tak, ponieważ do każdej walki podchodzę profesjonalnie.
– Jakimi cechami musi odznaczać się dobry zawodnik?
– Powinien być pewny siebie, sumienny, odporny psychicznie, inteligentny, pracowity, pokorny, ale jednocześnie uparty. Przede wszystkim powinien szanować swojego przeciwnika i mieć serce do tej dyscypliny.
– 16 grudnia 2017 wygrałeś walkę z Draganem Desicem. Jak wspominasz te 40 sekund?
– Ciężko coś wspominać, bo cała walka opierała się na krótkiej kontroli w parterze i technice duszącej (trójkąt nogami). Przyznam szczerze, że mam mały niedosyt, ponieważ moim planem było przewalczenie minimum dwóch rund w stójce (tj. boksie). Niestety nie wyprowadziłem ani jednego ciosu. Nie zmienia to jednak faktu, że wraz z moją drużyną odnieśliśmy kolejne zwycięstwo i to napawa nas optymizmem.
– Czy masz jakiegoś idola wśród zawodników MMA?
– Nie, nie wzoruję się na żadnym zawodniku.
– Czy byłeś kiedyś zmuszony do tego, by wykorzystać swoje umiejętności na ulicy?
– Na szczęście nie, z czego jestem bardzo dumny.
– Jakie jest Twoje największe marzenie?
– Chciałbym walczyć dla najlepszych organizacji MMA na świecie, co wiąże się z możliwością zarabiania pieniędzy na własne utrzymanie. Wydaje mi się, że właśnie to jest w życiu najważniejsze: by robić to, co się kocha i móc za to godnie żyć. To chyba nie są zbyt wygórowane oczekiwania, prawda?
– Swój sukces zawdzięczasz…?
– Dawidowi Maruniakowi, który zawsze mnie wspiera oraz ludziom, którzy bezinteresownie mi pomagają. Są oni dla mnie ogromną motywacją, która przekłada się na siłę, jaką wkładam w trening. Można powiedzieć, że mój sukces zawdzięczam szczerym ludziom.
tekst Aleksandra Piwowarczyk, zdjęcia z archiwum Mariusza Magdy