Antoni Cichowski, ginekolog z inteligencją w dłoniach
Jak się macie moje kochane dziewczynki – witał swoje pacjentki doktor Cichowski i wszystkie obdarzał promiennym uśmiechem. Do jego prywatnego gabinetu w Głubczycach przyjeżdżały pracownice kuźniańskiego Rafametu, raciborzanki i panie, którym medycyna nie dawała już szans na macierzyństwo. Leczył przypadki beznadziejne i często dokonywał cudów.
Praca u podstaw
W rodzinnym majątku Marii i Antoniego Cichowskich, w małopolskich Krzesławicach, dorastało czterech synów, którym wpojono szacunek do ciężkiej pracy na roli i miłość do ojczyzny. Najstarszy Franciszek walczył w wojnie z bolszewikami w 1920 roku i razem z młodszym Stanisławem zginął walcząc w kampanii wrześniowej. Trzeciemu w kolejności Władysławowi, również uczestnikowi tych walk, udało się szczęśliwie powrócić do domu. Najmłodszego Antoniego, który przyszedł na świat 18 listopada 1914 roku, wojna zastała pod Kowlem. Student wydziału medycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i absolwent szkoły podchorążych, tak jak wcześniej jego bracia, toczył walki z armią radziecką. – Ojcu i jego dwóm kolegom udało się uniknąć niewoli i po 11 dniach ucieczki dotarł w końcu do Krzesławic. Dzięki świetnej znajomości języka niemieckiego udało mu się przedrzeć przez kordon nieprzyjacielskich wojsk. Jakimś cudem zdobyli niemieckie dokumenty i udawali zbiegłych z niewoli polskiej żołnierzy Wehrmachtu. Władza ludowa awansowała go potem do stopnia kapitana – tłumaczy syn doktora Jan.
Przed wojną Antoni Cichowski skończył gimnazjum w Wieliczce i miał za sobą trzy lata studiów medycznych w Krakowie. Podczas okupacji przebywał w rodzinnym majątku rodziców, ale cały czas działał w Armii Krajowej. W tym czasie poznał swoją przyszłą żonę – Zofię Murzyn, która przyjechała w rodzinne strony swojej mamy do Krzesławic. – Mama pochodziła z Brzeżan, gdzie jej ojciec Jan dostał za udział w wojnie z bolszewikami działkę. Zmarł w 1934 roku, a babcia, która podczas okupacji zatrzymała się w Warszawie u swego brata Władysława (profesora greki i łaciny), przeżyła tam koszmar Powstania Warszawskiego. Powracał do niej jeszcze wiele lat później, gdy opiekowałem się nią w Krzesławicach – wspomina pan Jan.
Zofia i Antoni pobrali się w 1942 roku. Po roku przyszedł na świat ich starszy syn Wiesław, a trzy lata później młodszy Jan. Obaj urodzili się w Krzesławicach, skąd po wojnie pan Antoni wyruszył na Uniwersytet Jagielloński, by kontynuować rozpoczęte przed wojną studia medyczne. Dyplom otrzymał w 1950 roku, a potem musiał zdecydować, czy objąć posadę lekarza w Szczecinie czy Raciborzu. Drugie miasto było znacznie bliżej rodzinnych stron doktora, więc zdecydował się na staż w raciborskim szpitalu. W rodzinne strony doktor Cichowski powracał całe życie. – Ojciec najlepiej odpoczywał w polu, a ponieważ preferował wychowanie przez pracę, spędzaliśmy tu wszystkie wakacje. To był zimny wychów, ale dzięki temu tak przywiązaliśmy się do ziemi, że cała nasza rodzina powróciła do korzeni. Rolnictwem zajął się mój nieżyjący już brat Wiesław, który nie dostał się na medycynę, w rodzinnym domu pozostał mój najstarszy syn Janusz, a niedaleko niego ma gospodarstwo mój najmłodszy syn Paweł, z którym mieszkam – podsumowuje Jan Cichowski, absolwent Studium Nauczycielskiego w Raciborzu.
Kuźnianki w drodze do Głubczyc
Kiedy doktor Cichowski trafił do Szpitala Miejskiego w Raciborzu kierował nim Antoni Ciemborowicz, który był jednocześnie ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego. To właśnie na tym oddziale pan Antoni zrobił w 1956 roku I stopień specjalizacji z zakresu ginekologii. Zamieszkał przy ul. Staszica w Raciborzu, ale sam, bo rodzina została w Krzesławicach, gdzie żyła jeszcze wymagająca opieki babcia.
Oprócz pracy w szpitalu doktor Cichowski został oddelegowany do Kuźni Raciborskiej, gdzie miał pomagać będącemu już w podeszłym wieku doktorowi Kleskiemu. Pracował w Okręgowym Ośrodku Zdrowia i Ambulatorium Przyzakładowym Raciborskiej Fabryki Metali Rafamet. Mieszkanka Kuźni Róża Choroba pamięta, że przyjmował w budynku Kurzejów przy ul. Drzymały, gdzie zastąpił go potem doktor Ernest Szrama, również ginekolog. – Miał zawsze bardzo dużo pacjentek. Gdy przestał pracować w Kuźni, wszystkie pracownice Rafametu jeździły do jego prywatnego gabinetu, w którym przyjmował w Głubczycach. Był świetnym ginekologiem, do którego trafiłam i ja, ponieważ miałam problemy z zajściem w ciążę. To dzięki niemu w 1973 roku przyszła na świat moja córka Joanna. To był bardzo ciężki poród, przy którym doktor Cichowski asystował. Pamiętam pytanie jednego z lekarzy: ratujemy matkę czy dziecko? I jego odpowiedź: mówiłem wam, że obie! Córka była tak słaba, że położna ochrzciła ją jeszcze w szpitalu, ale dzięki wiedzy i doświadczeniu doktora Cichowskiego wszystko dobrze skończyło się i dla mnie, i dla niej – wspomina mieszkanka Kuźni Raciborskiej Renata Skrzypek.
W sprawozdaniu z działalności Okręgowego Ośrodka Zdrowia w Kuźni Raciborskiej za I kwartał 1954 roku, doktor Cichowski donosił, że przyjął 2380 chorych, w tym 1110 ubezpieczonych, 594 kobiety i 676 dzieci. Wykonał 243 zabiegi i miał 42 wizyty domowe.
Skalpel zamiast papierologii
W październiku 1955 roku raciborskim oddziałem zaczął kierować Stefan Roszczakowski, a 16 października 1956 roku doktor Cichowski został ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Głubczycach. – W tamtych czasach szpital miał tylko jedną salę operacyjną, więc jak się już do niej dostał, to operował przez wiele godzin. Zawsze uważał, że zabiegi chirurgiczne w ginekologii są najbardziej skuteczne. Razem z ojcem w szpitalu pracowali wtedy doktorzy: Kajetan Krysiński, Mieczysław Madej, Ryszard Orzeł, Stanisław Ceglarski, Jerzy Wiśniewski i rentgenolog Sławomir Osiowski – opowiada pan Jan, który do mieszkającego w Głubczycach ojca dołączył jako ostatni z rodziny w 1960 roku. – Tato dostał skromne mieszkanie w bloku na drugim piętrze przy ul. Kołłątaja, gdzie prowadził również prywatny gabinet. Był też powiatowym inspektorem z zakresu ginekologii i położnictwa, dlatego wizytował często istniejące w regionie izby porodowe i dojeżdżał do szpitala w Branicach – tłumaczy pan Jan.
W chwilach wolnych interesował się sportem i polityką, z którą był na bieżąco, bo czytał dużo gazet, ale najważniejszą w jego życiu książką, traktowaną wręcz jak biblia była „Ginekologia”. W towarzystwie uchodził za osobę pełną poczucia humoru i lubianą.
– Nie wiem, czy to ze względu na dużą różnicę wieku między nimi, czy tak dla żartu, ale do doktora Cichowskiego mąż zwracał się zawsze per pan, a ten nazywał go po imieniu. Już na naszym weselu dał się poznać, jako wspaniały kompan do towarzystwa i bardzo dowcipny człowiek. Sławek mówił zawsze o nim, że jest doskonałym ginekologiem, szczególnie jeśli chodzi o operatywę i dodawał, że niektórym lekarzom, nawet jak się bardzo starali, nic nie wychodziło, a doktor Cichowski nie musiał się w ogóle wysilać i wszystko zawsze dobrze szło – tłumaczy żona doktora Sławomira Osiowskiego – Amanda i dodaje, że Cichowskiego nie udało się nigdy zdyscyplinować do noszenia fartucha, którego nie lubił. Pacjentki przyjmował zazwyczaj w białej koszuli i ciemnych spodniach.
To, że pan Antoni podejmował się często leczenia w przypadku, gdy wielu innych lekarzy odmawiało pomocy pamięta też jego syn. – Ojciec był człowiekiem o gołębim sercu, który żadnej pacjentki nie zostawiłby bez pomocy. Obchody robił dwa razy dziennie: rano i po południu, a gdy wchodził na salę, witał zawsze chore uśmiechem i słowami „jak się macie moje kochane dziewczynki?”. Niektóre panie miały po 19, a niektóre po 60 lat, ale nikomu to nie przeszkadzało. O swoich zdolnościach chirurgicznych mówił zawsze, że do tego potrzebna jest inteligencja w dłoniach. I on ją miał – podkreśla pan Jan.
Specjalizację II stopnia z zakresu ginekologii i położnictwa doktor Cichowski zrobił w 1961 roku. Od października 1970 przez dwa lata pełnił też funkcję dyrektora Szpitala Powiatowego im. M. Kopernika w Głubczycach. – Powołaniem ojca był zawsze stół operacyjny. Nie znosił papierologii, dlatego na stanowisku dyrektora długo nie wytrzymał, bo go to męczyło – tłumaczy Jan Cichowski. Aż do przejścia na emeryturę w styczniu 1984 roku, pan Antoni pełnił funkcję ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego. Przez jakiś czas pracował jeszcze na pół etatu w przychodni rejonowej w Głubczycach. Potem powrócił do swoich rodzinnych Krzesławic, gdzie w listopadzie 1987 roku zmarł i został pochowany.
Katarzyna Gruchot
Antoni Cichowski (1914 – 1987) ginekolog-położnik, organizator służby zdrowia w Kuźni Raciborskiej, lekarz szpitala Miejskiego w Raciborzu, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Głubczycach i jego późniejszy dyrektor