Za nic na świecie nie wróci do rybnickiego psychiatryka
– Ludzie, którzy tam trafiają to są w większości osoby bezradne. Gdyby mój przyjaciel nie miał na zewnątrz człowieka trzeźwo myślącego, to pewnie by tam został. A tam pomocy budującej człowieka nie ma absolutnie. Wręcz przeciwnie – mówi pani Katarzyna, która nagłośniła jak w rybnickim szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych potraktowano jej przyjaciela.
Wracamy do sprawy pana Janusza z Raciborza, który na początku lutego – jako pacjent Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku – został przypięty pasami do łóżka i naszpikowany silnymi lekami tylko dlatego, że po godzinie 22.00 rozmawiał przez telefon z bliską osobą (pisaliśmy o tym w „Nowinach Raciborskich” z 27 lutego br).
Dobre praktyki?
Tymczasem pracownicy rybnickiego szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych nadal obstają przy swoim. – Po otrzymaniu pytań przesłanych przez pana redaktora wprowadzono postępowanie wyjaśniające, które nie wykazało nieprawidłowości – poinformował nas Dawid Wójcik, rzecznik prasowy Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku. Jednocześnie zauważył, że oficjalnej skargi w tej sprawie nie było. W toku dalszej korespondencji pan Wójcik przekonywał nas, że szpitalne rozwiązania towarzyszące stosowaniu przymusu bezpośredniego zostały ocenione przez zewnętrzne instytucje kontrolne jako dobre praktyki.
Gdy dociekaliśmy, które rozwiązania dotyczące stosowania przymusu bezpośredniego zostały zaliczone w poczet dobrych praktyk, dowiedzieliśmy się, że mowa o profilaktyce antyzakrzepowej. Trudno w tym miejscu nie zauważyć, że ta dobra praktyka nie ma żadnego związku z przedmiotem opisanej sprawy, czyli nadużyciem polegającym na zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego w okolicznościach, które nie usprawiedliwiają sięgania pod tak drastyczne metody.
Przymus jako świadczenie zdrowotne
Dalsza korespondencja z rzecznikiem Dawidem Wójcikiem doprowadziła nas do stwierdzenia, że przymus bezpośredni należy traktować jako świadczenie zdrowotne. Gdy w odpowiedzi poprosiliśmy o wskazanie przepisów zaliczających przymus do świadczeń zdrowotnych, otrzymaliśmy co prawda bogatą bibliografię psychiatryczną, ale bez wskazania konkretnego przepisu.
Podążając tym tropem poprosiliśmy o udostępnienie wewnętrznego szpitalnego regulaminu dotyczącego stosowania środków przymusu bezpośredniego. Po kilku dniach odezwała się do nas pani Justyna Szreter, która przejęła sprawę od pana Wójcika. Wysłała nam zarządzenie dyrektora Andrzeja Krawczyka z 19 stycznia 2018 roku, którym wprowadził procedurę z zakresu stosowania przymusu bezpośredniego (uchylając obowiązujące dotąd zarządzenie z 2016 roku).
W dokumencie wyłuszczono „wskazania do zastosowania przymusu bezpośredniego”. Pokrywają się one z zapisami Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, a więc dopuszczającymi stosowanie tak drastycznych metod wyłącznie w skrajnych przypadkach – gdy pacjent zagraża swojemu zdrowiu i życiu, bezpieczeństwu powszechnemu, niszczy przedmioty w swoim otoczeniu, czy też uniemożliwia funkcjonowanie szpitala. Trudno podciągnąć pod te okoliczności rozmowę szeptem przez telefon w czasie ciszy nocnej.
„Byle nie do Rybnika”
Pan Janusz nie jest już pacjentem Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku. Został z niego wypisany krótko po tym, gdy zainteresowaliśmy się jego sprawą. – W tej chwili jest pod prywatną opieką lekarza–psychiatry z Katowic. Bardzo się cieszy, że w rybnickim szpitalu szybko zdecydowano się go wypisać – mówi pani Katarzyna, przyjaciółka chorego.
– Zaraz po mnie więcej osób odważyło się powiedzieć jasno i głośno co myślą o praktykach stosowanych na oddziale XVIIIa. W ciągu trzech–czterech dni wszystkie te osoby, tak jak ja, zostały wypisane ze szpitala – mówi pan Janusz. Były już pacjent nie kryje gorzkich słów pod adresem personelu placówki, z którym miał kontakt: oni prowokują pacjentów, chodzi o pokazanie, że jest się lepszym człowiekiem.
– Jeśli Janusz kiedyś miałby wrócić do szpitala, to na pewno nie będzie to Rybnik – kończy przyjaciółka chorego.
Wojtek Żołneczko
Ze względu na delikatną materię tematu, imiona pacjenta oraz jego przyjaciółki zostały zmienione na potrzeby artykułu. Ich faktyczne personalia są znane redakcji.