Boso po wiedzę
Żerdziny (niem. Schardzin, od 1936 – 1945 Hohenau, później Szardziny) – wieś położona w gminie Pietrowice Wielkie, leżąca na wysokości 250 m n.p.m., w odległości 4 km od Raciborza w kierunku północno-zachodnim. Przebiega przez nią turystyczny Szlak Husarii Polskiej. Obecnie liczy 422 mieszkańców.
Na pochodzących z lat 20. XX wieku fotografiach, przed szkołą w Żerdzinach pozują uczniowie starszych klas. Na pierwszej dzieciom towarzyszy ich nauczyciel Josef Moik. Franciszek Pientka rozpoznaje na niej swojego ojca Antoniego, córkę właściciela karczmy z salą taneczną Ericha Gerona oraz brata mamy Gerarda Kusnika i jego kuzyna Aloisa (wszyscy rocznik 1920). Gerard został po wojnie w Niemczech, a Alois dostał się we Francji do amerykańskiej niewoli, a że był krawcem, postanowił w kraju mody zostać na dłużej. Poznał tam swoją przyszłą żonę Ivone i założył rodzinę. O Żerdzinach nie zapomniał, odwiedzając je po latach spędzonych we Francji, gdzie został pochowany. Jego żona i syn Bernard utrzymują z Pientkami kontakt do dziś.
Na drugiej fotografii jest jego mama Hildegarda i jej kolega Paul Przybyla (oboje rocznik 1925). Wszystkie dzieci są schludnie ubrane, ale bose. –
Widziałem te zdjęcia wiele razy. Mama opowiadała, że pan Moik, który uczył dzieci starsze, był bardzo łagodny, w odróżnieniu od nauczyciela klas młodszych Hermanna Steyera, który trzymał dyscyplinę. Po wojnie Moik wyjechał z rodziną na stałe do Niemiec, a moja mama przez wiele lat utrzymywała z jego synem kontakt – wspomina pan Gerard.
Na brak dzieci przedwojenne Żerdziny nie mogły narzekać. Klasy liczyły ponad trzydziestu uczniów i choć warunki do nauki były bardzo skromne, szkoła jako jedyna placówka posiadała telefon. – Nasi sąsiedzi, również Pientkowie, mieli jedenaścioro dzieci. Wszystkie rodziny były wielodzietne i raczej biedne. Moi rodzice nie mieli do szkoły ani książek, ani zeszytów. Pisali kredą na łupkowych tabliczkach i opowiadali, że za nieprzygotowanie do lekcji Steyer karał biciem. Ogromną wagę przykładano wtedy do zajęć praktycznych. Każda dziewczynka musiała się nauczyć szyć, haftować, czy cerować – tłumaczy pan Franciszek i opowiada o tym, jak mama pojechała z Żerdzin na wymianę uczniów do Landshut na Bawarii. – Pan Moik przyszedł do dziadków i zaproponował, żeby pozwolili jej pojechać. Długo się zastanawiali nad tym czy taka mała dziewczynka sobie poradzi, ale w końcu ulegli, bo mamie bardzo na tym wyjeździe zależało. Pojechała sama pociągiem do dużego miasta, w którym mieszkała u rodziny naczelnika stacji kolejowej. Zrobiło na niej ogromne wrażenie – podsumowuje pan Pientka, który tak jak rodzice trafił do szkoły w Żerdzinach, gdzie skończył pięć klas. Rocznik pana Franciszka (1952) był ostatnim, który chodził do podstawówki siedem lat. Uczyli go Maria i Emil Podeszwowie, którzy razem z synami Andrzejem i Markiem mieszkali w tutejszej szkole. Potem wyjechali do Zawady Książęcej, gdzie również byli nauczycielami, a po nich przyszła Marta Muszal. – Nie mieliśmy ani sali gimnastycznej ani boiska, a ćwiczyliśmy na łące naprzeciw szkoły. W ciągu tych wszystkich lat byliśmy dwa razy autokarem na szkolnych wycieczkach, raz w Goczałkowicach, a drugi raz w Otmuchowie. Pan Podeszwa zawsze nam powtarzał: możecie przychodzić do szkoły w połatanych koszulach i spodniach, ale zawsze muszą być czyste. Jak ktoś z nas czegoś nie wiedział to musiał zostawać z nauczycielem po lekcjach i powtarzać materiał tak długo, aż uznał, że się nauczył. W domu lepiej się było do tego nie przyznawać, bo byłoby lanie. Nasz nauczyciel potrafił trzymać dyscyplinę i nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby podczas lekcji urządzać jakieś wygłupy – podsumowuje pan Franciszek.
Szkołę w Szardzinach, bo taką nazwę nosiła wieś tuż po wojnie, uruchomiono ponownie w 1945 roku. Nie była ona samodzielną placówką, tylko filią Zbiorczej Szkoły Gminnej w Pietrowicach Wielkich. W latach 80. zaczęto jej gruntowny remont, ale po jego zakończeniu szkoły już nie uruchomiono ze względu na małą liczbę uczniów. Dziś dzieci z Żerdzin dojeżdżają do Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pawłowie, a w budynku po byłej szkole znajduje się świetlica wiejska.
Katarzyna Gruchot