Dwa słowa do kawy. Nie tylko pałace i zamki: o wartościach ukrytych w zapomnianych artefaktach
W przypadku zabytków mówimy nie tylko o wartości historycznej i artystycznej, ale też o wartości starości, która budzi nostalgię, wspomnienia, emocje…
A jednak czasem bardzo trudno wyjaśnić, dlaczego warto zachować jakiś artefakt, szczególnie jak wymaga to nakładów finansowych – choćby taki stary, sudolski spichlerz. A jest on elementem wartościowej kultury chłopskiej raciborskiej wsi.
Dziecko nie pamięta swoich pierwszych świąt Bożego Narodzenia, ale pamięta emocje, pamięta to ekscytujące oczekiwanie i już z nim kojarzy zapach pierników i grudniowy chłodny wiatr.
Wcale nie jest tak, że ludzi interesują tylko zamki, pałace i insze perły architektury. Historia zaklęta w zabytkach to nie tylko historia sztuki, to też historia społeczeństw. Nie tylko to jest godne zachowania, co jest dziełem sztuki lub architektury i nie tylko to, co jest pamiątką po istotnym wydarzeniu historycznym. Chronimy też zabytki techniki, które pokazują nam rozwój technologiczny. Podobnie – zachowujemy przykłady sposobów budowania, które wymierają. Ale chronimy też naszą pamięć zbiorową i indywidualną, to co nas porusza – i to zwykle nie są oczywiste elementy. Ostatnio bestsellerem okazała się reporterska książka Chłopki Joanny Kuciel-Frydrysiak, podobnie reporterze Zbigniewa Rokity: Kajś, Odrzania… Aż roi się w nich od strzępów notatek, pożółkłych zdjęć, rozmytych już napisów na ścianach, zdartych inskrypcji na pomnikach. Książki te budzą przede wszystkim wielkie emocje, wygrzebują jakieś zatarte wspomnienia. W „Nowinach Raciborskich” cyklicznie pojawiają się wspaniałe artykuły Katarzyny Gruchot z cyklu „Małe jest pięknie”, Adrian Szczypiński podąża szlakiem Psinki i „kriegerdenkmali”, a na Facebooku widziałam, że jeden pan powiesił sobie w domu stary zegar z podraciborskiej stacji PKP.
Dlaczego o tym piszę? Bo taki właśnie jest spichlerz w Sudole. Jest zabytkiem wymierającego budownictwa chłopskiego – i równolegle – budzi emocje. Przejeżdżamy obok i śnimy wspomnienia swoje lub swoich przodków o tym, że ludzie zaczynali tworzyć kulturę od pracy na roli, uczyli się roboty siejąc i żąć, sadząc i wykopując. Czuliśmy jako ludzkość zawsze jedność z ziemią, która od milionów lat karmi nas swoimi płodami. Nasza praca, a jej dary. Joanna Kuciel Frydrysiak w Chłopkach napisała, że jeszcze przed II wojną światową w Polsce 70% społeczeństwa stanowili chłopi. Chłopów już nie ma, są rolnicy, ale zasada została – musimy wydobywać płody z ziemi, żeby żyć. Przejeżdżając obok spichlerza chłopskiego poczujmy spiekotę słońca w dniu żniw, smak chleba, zapach świątecznego obiadu, zobaczmy starkę w mazelonach która wybiera zgniłe kartofle z piwnicy i ocalmy to wspomnienie dla przyszłych pokoleń – bo o pewnych sprawach nie można zapomnieć.
Kultura nie rozwija się ani prostoliniowo, ani jednokierunkowo, w żadnym wypadku nie dwuwymiarowo. Kultura ma swoją wysokość, ale też różnorodną jakość, smak i koloryt. A wszystkie jej odcienie, kierunki, wektory i walory, jakości, są ze sobą powiązane w przebogatą kulturę gatunku ludzkiego – tak więc – spłycając sprawę do truizmu – nie byłoby pałaców, gdyby nie pracujący w szlacheckich majątkach chłopi. Dociekliwym Czytelnikom polecam zapoznać się z twórczością Aby’ego Wartburga, który jako badacz sztuki i kultury tworzył album „Mnemosyne” – wielką księgę pamięci, społeczną mapę myśli w celu ciągłego szukania powiązań między kulturami odległych czasowo i geograficznie epok.
Szacunek broni nam odmawiania pamięci o chłopach, i dobrze, bo bez tej pamięci – w moim przekonaniu – krucho by z nami było. Jedna gruba nić z tego wszechświata kulturowych powiązań została by zerwana, a wartości, które trzyma, by upadły. U nas nie ma bardziej obywatelskich społeczeństw niż na raciborskich i podraciborskich wsiach. Tam nadal każdy sam zamiata kawałek drogi przed swoją posesją, tam mówi się „Witom was z koscioła”, „Boże pomogej”, „Szczęść Boże” i „Dzień dobry”, z szacunku, zawsze i wszystkim.
Maria Olejarnik