Kuba Niedbała z Pogrzebienia triumfował w Żerdzinach
Kuba Niedbała z Pogrzebienia złapał kitę lisa w sobotę, 21 września, zostając zwycięzcą tegorocznej gonitwy w Żerdzinach, zorganizowanej w ramach dorocznego Hubertusa, święta jeźdźców. – Było bardzo dobrze, konik bardzo szybki, zwinny. Dobrze, że były zakręty, bo na prostce moglibyśmy gonić do jutra – powiedział zwycięzca tuż przed odebraniem pucharu i nagród.
To już tradycja, że w Żerdzinach (gm. Pietrowice Wielkie) organizowany jest Hubertus. Organizatorzy doliczyli się 70 koni, które w paradzie objechały okolicę. Później uczestnicy wrócili na teren Stajni „Podkowa”, gdzie odbył się doroczny Hubertus. Tam miała miejsce gonitwa „za lisem”, czyli za jeźdźcem z przyczepioną kitą lisa do ramienia. Zadaniem uczestników było złapanie kity, co sprawiło, że jeździec staje się zwycięzcą i za rok to on będzie lisem.
Kitę złapał Kuba Niedbała z Pogrzebienia. Cieszył się ze zwycięstwa, mówiąc po wyścigu, że nie było łatwo. Puchar i nagrody odebrał z rąk Agaty Wawrzinek, szefowej Stowarzyszenia Aktywni dla Lepszego Jutra, oraz Dariusza Franiczka ze Stajni „Podkowa”.
Lisem był Stefan Wawrzinek z Makowa, który w zeszłym roku nie zwyciężył w gonitwie. Organizatorzy musieli zmienić zasady, ponieważ zwyciężczyni, mieszkanka Skoczowa, nie mogła przyjechać do Żerdzin z powodu szkód, jakie poniosła w wyniku ostatnich zdarzeń pogodowych. Pan Stefan przyznał, że dowiedział się o tym, że ma nim zostać chwilę przed gonitwą. – Tak bym trenował co najmniej przez trzy miesiące – uśmiechał się. Przed startem „lis” mówił Nowinom, że czuje się w tej roli bardzo dobrze. – Taktyki wyjdą w trakcie – dodał, dosiadając wałacha krwi arabskiej.
Masterem zawodów, osobą dbającą o prawidłowy przebieg wydarzenia, był Piotr Marcinek z Raciborza, który po ich zakończeniu dziękował uczestnikom za zachowanie dyscypliny. Przyznał, że często kitę łapie ktoś, kto już w poprzednich latach odniósł sukces, ponieważ to jeźdźcy z większym doświadczeniem. Dodał, że nowi uczestnicy również kiedyś do tego dojdą. – Zaskoczył mnie Stefan, bo to jego pierwszy raz na Hubertusie i od razu zostaje lisem, ale zachował się wzorcowo, naprawdę super – ocenił master.
Dariusz Franiczek wyliczał, że Hubertus w Stajni „Podkowa” odbywa się już po raz siódmy. – To wydarzenie przyciąga, to tradycja, spotkanie hodowców koni oraz przyjaciół, którzy się tym interesują. To nasze wspólne święto – mówił tuż po tradycyjnym objeździe pól. Jak dodał, objeżdżanie było krótsze, prowadzone drogami asfaltowymi ze względu na ostatnie warunki pogodowe. – Ale dzięki Bogu dzisiaj dopisała pogoda, więc mogliśmy zorganizować nasze wydarzenie – powiedział w rozmowie z nami.
Wydarzenie miało także charakter pomocowy, ponieważ organizatorzy zorganizowali licytację pamiątkowej statuetki. Zapowiedziano, że zebrane w ten sposób pieniądze zostaną przeznaczone na wsparcie powodzian, a miejscowy samorząd – Pietrowice Wielkie – będzie odpowiedzialny za ich rozdysponowanie, gdyż to właśnie jemu organizatorzy zapowiedzieli przekazanie zebranych środków.
Witold Kolowca, prezes Stowarzyszenia Hodowców i Miłośników Koni Podkowa, które stało na czele tego wydarzenia, poproszony o ocenę tegorocznej gonitwy tuż po jej zakończeniu, powiedział: – Wspaniale, zaskoczył mnie Stefan, który był lisem w ostatniej chwili, bo ubiegłoroczny lis nie przyjechał, a tradycja jest taka, że to on powinien uciekać. Rewelacja, byłem zaskoczony jego jazdą i efektem, jaki widzieliśmy – mówił. Goniących chwalił za zwinność, stwierdzając, że gonili ciekawie i poradzili sobie z zadaniem.
O organizacji wydarzenia mówił, że chcą kultywować tradycję i stwarzać warunki do konkurowania pomiędzy amatorami. Nawiązał do zawodów skokowych, podkreślając, że są one często traktowane po macoszemu. Stowarzyszenie Hodowców i Miłośników Koni Podkowa pragnie wesprzeć to konkurowanie.
Żerdziński Hubertus był dwudniowy. W niedzielę odbyły się zawody Hobby Horse, dedykowane dla najmłodszych. Jak podkreślał Kolowca, to zachęta dla dzieci, aby przyjść do stajni, zobaczyć konia, a później uczestniczyć w zawodach z konikami na patykach. Liczy, że ten sposób zachęci dzieci do późniejszego udziału w prawdziwych zawodach. Zawody, które odbyły się dzień później, to wielki finał spotkań organizowanych co miesiąc od maja.
(mad)