Gdzie jest wójt?
Mieszkańcy gminy narzekają na utrudniony kontakt z wójtem Czesławem Burkiem. Ten wyjaśnia, że wszystko przez napięty plan dnia.
Lubomia Sporym problemem dla mieszkańców okazuje się umówienie na spotkanie z tutejszym wójtem. Już kilka tygodni temu dochodziły do nas sygnały, że spotkanie wójta w urzędzie graniczy czasami z cudem. Sprawdziliśmy i faktycznie niezmiernie ciężko było umówić się z wójtem. Kilka dni prób poszło na marne. – Wójta jeszcze nie ma – mówiono nam, gdy dzwoniliśmy rano około 9.30. – Wójta już nie będzie – tyle udało się dowiedzieć po południu, około godziny 14.00. Próbowaliśmy kilka razy, zawsze w godzinach urzędowania gminy, kiedy teoretycznie wójt powinien w gminie być. W końcu zastępca wójta Maria Fibic poinformowała nas, że wójt jest na urlopie. Urlop ten trwał jednak tylko dwa dni.
Doktorat i co jeszcze?
Czesław Burek w końcu się pojawił – na sesji Rady Gminy. Zapytaliśmy go o powody częstej nieobecności. – Nie uważam, żeby ciężko było mnie w gminie zastać. Czasem faktycznie mnie nie ma, wtedy z reguły jednak jestem gdzieś w delegacji – wyjaśnia wójt. Delegacjami jednak nie można wyjaśnić, ostatnio bardzo częstych nieobecności wójta. Zapytaliśmy go więc czy otwarty przez niego przewód doktorski nie przeszkadza zanadto w pełnieniu urzędniczych obowiązków. – To prawda, że otwarłem niedawno takowy przewód. Uważam, że człowiek musi się kształcić. Ja kładę w moim urzędzie szczególny nacisk na wykształcenie kadr. Sam też jednak muszę świecić przykładem. Zapewniam jednak, że przez to nie zaniedbuję swoich obowiązków urzędniczych – mówi Burek. Plany naukowe wójta to nie jedyne jego zajęcie „po godzinach”. – Przyznam, że ostatnio dużo pracowałem nad dokumentem, w którym gmina przedstawia zasady kompensacji związanych z budową zbiornika w Nieboczowach. Ciężko to było robić w urzędzie, bo zawsze przychodzi do mnie wielu klientów, a na czas prac nad dokumentem potrzebowałem spokoju. Zająłem się tym w domu. Opracowanie tego dokumentu to naprawdę trudna i czasochłonna sprawa, wymagająca zagłębiania się w wiele trudno dostępnych materiałów. Ale przyniosło to efekty, bo dokument jest już gotowy – wyjaśnia w końcu Burek.
Co nas to obchodzi?
Wyjaśnienia te nie wszystkich jednak przekonują. – Dobrze, ze wójt pracuje nad ważnymi sprawami. Ale przepraszam bardzo, jak ja mam jakąś ważną sprawę do wójta to co, mam iść do niego do domu zamiast do urzędu? Przecież po to go wybraliśmy, żeby był dla nas w urzędzie. Tam jest jego miejsce pracy – mówi młody mieszkaniec Lubomi. – Za swoją pracę pobiera niemałe pieniądze. Jeśli ma inne ważne sprawy, to chyba nic takiego by się nie stało, gdyby posiedział nad nimi w domu wieczorami – dodaje mężczyzna.
Artur Marcisz