Mogę spojrzeć w lustro
– Gdyby PiS wygrało wybory, wystąpiłbym do rządu czeskiego o udzielenie mi paszportu. Nie chciałbym mieszkać w tym kraju – mówił w rozmowie z Rafałem Jabłońskim prof. Antoni Motyczka senator RP.
– NW: Przed dwoma laty otrzymał Pan w wyborach niecałe 60 tysięcy głosów. Teraz było ich blisko 129 tysięcy. Owacja na stojąco podczas sesji Rady Powiatu. Łatwo chyba w takich sytuacjach wpaść w samozachwyt i osiąść na laurach?
– Antoni Motyczka: Wydaje mi się, że jestem człowiekiem skromnym. Na szczęście udaje mi się do pewnych spraw zachować dystans. Oczywiście wynik osiągnięty w ostatnich wyborach jest dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem. Biorąc pod uwagę powiaty zbliżone liczbowo do powiatu wodzisławskiego, to szósty wynik w Polsce. Myślę, że to zasługa pracy u podstaw. To zaowocowało. Ludzie, którzy poszli do urn wiedzą, że mogą na mnie liczyć nie tylko w czasie wyborów, ale także po wyborach. Jeśli chodzi o zachowanie radnych powiatowych i ich spontaniczną reakcję, to muszę powiedzieć, że chwilami brakowało mi tchu. Byłem autentycznie wzruszony. Zostając senatorem przed dwoma laty, powiedziałem sobie, że nikogo nie odprawię z kwitkiem i będę do dyspozycji mieszkańców. Tak też robię.
– Większość parlamentarzystów mówi podobnie. Po wyborach jest z tym różnie.
– Trzymam się konsekwentnie swojej deklaracji. Powtórzę. Jestem dla ludzi i będę dla nich także po wyborach. Przed dwoma laty spotkałem się w Marklowicach u wójta Tadeusza Chrószcza z posłem Siedlaczkiem. Wójt powiedział nam wówczas w ten sposób: „Nie zmarnujcie tych czterech lat, które są przed wami. Jak je zmarnujecie, to was posprzątają”. Ja odpowiedziałem wtedy tak: „Tadziu, jedną rzecz mogę ci przysiąc, nie wiem, czy to będą cztery lata, ale będę pracował dla tej społeczności. Ludzie mogą na mnie zawsze liczyć, obojętnie czy ktoś przyjdzie z trudnym tematem czy z błahym. Nikogo nie wyproszę, nikomu nie zamknę drzwi przed nosem. Będę dla nich pracował”. Dzisiaj przy porannym goleniu mogę spojrzeć w lustro i powiedzieć, że mam czyste sumienie.
– W 2005 r. po pierwszych posiedzeniach senatu z Pana udziałem, po dyskusjach dwóch największych partii, przepychankach i wzajemnych atakach, był Pan zniesmaczony. Okazało się, że parlament jest inny niż Pan go sobie wyobrażał.
– Dokładnie tak. Zaczęło się źle, jednak myślałem, że po jakimś czasie się to wyprostuje i dojdziemy do porozumienia. Że będzie koalicja PiS – PO i będzie można normalnie żyć. Niestety było inaczej. Byłem zażenowany zachowaniem parlamentarzystów. W kuluarach mówili pewne rzeczy a głosowali zupełnie inaczej. Dostali prikas i ten prikas był realizowany w sposób zły. Niedobry dla wszystkich. Dzisiaj spotykają mnie ludzie na ulicy i mówią: „nareszcie, taki spokój”.
– Kilkanaście dni przed wyborami PiS miało zwycięstwo w kieszeni. Zapowiadało się, że kolejne lata spędzi Pan w opozycji.
– Powiem szczerze. Gdyby PiS wygrało wybory, wystąpiłbym do rządu czeskiego o udzielenie mi paszportu. Nie chciałbym mieszkać w tym kraju.
– Poważnie Pan mówi?
– Słowo honoru. Mówię poważnie. Tu nie byłoby życia dla mnie i wielu, wielu ludzi.
– Wygrane wybory pociągają za sobą większe oczekiwania. Był pan szefem Zespołu Sterującego ds. Budowy Autostrady A1. Drogi to priorytet?
– Tak. Można powiedzieć, że sprawa autostrady jest sprawą zamkniętą. Budowa ruszyła i będzie skończona. Trzeba natomiast wybudować Drogę Główną Południową z Pawłowic przez Jastrzębie, Mszanę, Wodzisław, Pszów do Raciborza. Druga sprawa to Droga Północna, która pójdzie od Kędzierzyna, przez Racibórz, Rydułtowy, Rybnik, Żory, stąd do Pszczyny i dalej do Oświęcimia. Jeżeli te dwie drogi byłyby zrobione, plus autostrada, to 50, a może nawet 80 lat mamy spokój komunikacyjny. Pozostałoby udrożnienie dróg lokalnych i zrobienie z nich dróg klasy pierwszej bez kolein i urwisk na poboczach.
– A Euro 2012? Zdążymy?
– W tej chwili szanse na zorganizowanie tej imprezy oceniam na 90%, przed wyborami nie dałbym nawet 20%. Na Śląsku jesteśmy w stanie wybudować zarówno stadiony, jak i hotele, część tych obiektów już mamy. Jeśli chodzi natomiast o drogi, to popełniono jeden podstawowy błąd. Nie przygotowano dobrze inwestycji. Powiem nieskromnie, jedynym dobrze przygotowanym zadaniem jest budowa odcinka autostrady między Sośnicą a Gorzyczkami.
– Sześć lat temu SLD na sztandarach niosło hasło likwidacji senatu. Kiedy okazało się, że po wyborach mają zdecydowaną większość w senacie, o postulacie tym liderzy partii nie chcieli słyszeć. Temat co jakiś czas nieśmiało powraca. Czy senat jest w Polsce potrzebny?
– Jest potrzebny. Niestety, często z sejmu do senatu trafiają źle przygotowane ustawy.
Senat działa jak filtr, znaczną część błędów udaje się zniwelować. Większość senatorów to osoby z bardzo dużym doświadczeniem życiowym i naukowym. Wiele poprawek, które senat wnosi jest potem przez sejm akceptowanych. Kiedy jako Platforma zbieraliśmy podpisy pod tym, czy ma być senat czy nie, to ja m.in. dopisałem „nie likwidować senatu”. Większość moich pracowników podpisało się pod tym, żeby nie likwidować senatu. Nie dlatego, że ja ich do tego zmusiłem, absolutnie. Tak uważają. W tak młodej i niespokojnej demokracji jak nasza izba wyższa parlamentu jest potrzebna.
– Antoni Motyczka to mężczyzna w sile wieku, na brak pieniędzy nie narzeka, nie pobiera ich z senatu. Po co w takim razie zawraca sobie Pan głowę polityką?
– Nie pobieram wynagrodzenia z parlamentu, ponieważ prowadzę firmę. Poza tym mam pełny etat na uczelni. Nie chcę z tego rezygnować. Mam w tej chwili otwartych pięć przewodów doktorskich pod moimi auspicjami. Muszę tym ludziom zagwarantować, że przez trzy, cztery lata ich wypromuję. Co do polityki. To jest walka o wpływy i walka o to, żeby zrobić coś dla społeczności. Polityka interesowała mnie zawsze, byłem jej fanem szczególnie w latach Solidarności. Gdy Solidarność przeżywała kryzys, postanowiłem, że w życiu do polityki nie wrócę. Zmobilizowali mnie młodzi ludzie. Przekonali, że mam predyspozycje do tego, by się wmieszać w politykę. To jest jednak moja ostatnia kadencja w senacie. Trzeba pomyśleć o następcach i nowych kandydatach na posłów, którzy coś już zrobili, robią i chcą zrobić. Platforma w powiecie wodzisławskim zaczyna się rozrastać. Bardzo dużo młodzieży wstąpiło w jej szeregi. Chcemy połączyć w jedną całość radę powiatową PO z rada miejską PO w Wodzisławiu. Marzy mi się, aby Platforma w powiecie wodzisławskim była najsilniejszą organizacją tego szczebla w skali kraju.
Profesor dr hab. inż. Antoni Motyczka urodził się w Rybniku. Szlify naukowe zdobywał na Wydziale Górnictwa Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Z tą uczelnią związał także swoją karierę zawodową. W latach 70-tych pełnił funkcję dyrektora administracyjnego Politechniki Lubelskiej. Po sześcioletnim okresie pracy w Lublinie powrócił na Politechnikę w Gliwicach. W latach 1990-1996 był Dziekanem Wydziału Budownictwa, zaś w 1992 roku został uhonorowany tytułem profesorskim na Politechnice Śląskiej. Obecnie jest wykładowcą akademickim na Wydziale Budownictwa w Katedrze Komunikacji Lądowej i Geodezji.Od 1988 roku jest właścicielem własnej firmy budowlanej – Zakład Robót Specjalnych Budowlanych z siedzibą w Rydułtowach. Od 1998 roku pełni funkcję Radnego Powiatu Wodzisławskiego. W latach 1998-2002 przewodniczył Radzie Powiatu, w 1999 roku został wybrany Przewodniczącym Zespołu Sterującego ds. Budowy Autostrady A-1.źródło motyczka.pl