To ja zabiłem
Do zdarzenia doszło 1 stycznia pomiędzy godz. 17.50 a 18.00 w Gołkowicach na ul. Granicznej. 21-letni pasażer taksówki Paweł B. zadał kierowcy siedem ciosów nożem - głównie w klatkę piersiową, dwa z nich wylądowały na głowie. Mężczyznę znalazła kobieta, która wyszła z pobliskiego domu. Szła do syna. Jeszcze żył. Natychmiast zadzwoniła po pogotowie. Zanim karetka przyjechała, Stanisław G. z Jastrzębia zmarł.
Droga do Gołkowic
Tragiczna noworoczna podróż rozpoczęła się w Jastrzębiu. Paweł B. zamówił kurs do Czechowic-Dziedzic i z powrotem. Tam jego dziewczyna Marlena miała umówioną wizytę lekarską. Jest w ciąży. Po powrocie kobieta wysiadła pod swoim domem. Paweł B. nie miał pieniędzy, by zapłacić za odbytą podróż. Kurs kosztował ok. 160 zł. Wówczas podjął decyzję o zabójstwie. Miał ze sobą bagnet, który dostał na zakończenie służby wojskowej za osiągnięcia w strzelaniu i pływaniu. Poprosił taksówkarza, by ten udał się do Gołkowic. Miał tam prawdopodobnie pożyczyć pieniądze od znajomego. Tutaj przy jednym z garaży zabił 60-latka. Z jego usług korzystał wcześniej wielokrotnie.
Krew na ubraniu
Zabójca próbował zamazać ślady zbrodni, wyrzucając zakrwawione ubrania do rzeki. Mimo to policjanci znaleźli w jego domu zakrwawioną odzież, co okazało się kluczowym dowodem w sprawie. - Podczas przesłuchania mężczyzna przyznał się do winy - mówi prokurator Rafał Figura z Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu. - Jako powód podał brak pieniędzy na opłacenie zamówionego kursu. Jak się zachowywał? Wyraził żal - dodaje Figura.
Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu mężczyzny.
Paweł B. jest bezrobotnym, utrzymują go rodzice. Już wcześniej był znany jastrzębskiej policji. Jako nieletni był karany za kradzież.
Taka nasza robota
Tragedia wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami regionu, ale przede wszystkim taksówkarzami, którzy pana Stanisława znali od lat. Był emerytem, dorabiał na taksówce. - Z nami opłacał tutaj plac, na którym stoją nasze auta - mówią taksówkarze spod kopalni Zofiówka w Jastrzębiu. - Był spokojnym człowiekiem. Jestem pewien, że nikomu nic nie zawinił. Taka do cholery nasza robota. Nigdy nie wiadomo, kto wsiądzie do auta i jakie ma zamiary - mówi kolega zamordowanego.
Rafał Jabłoński