Nie dajmy się dzielić.
Choć w pewnym sensie granice między Polską, a innymi państwami strefy Schengen od miesiąca nie istnieją, to na krajowym gruncie, chyba za sprawą tradycyjnej polskiej przekory, mają się całkiem dobrze. Co więcej, kordonów przybywa jak użytkowników portalu Nasza Klasa, niektóre zupełnie nowe, geotermalne, inne niemal archeologiczne. Pogrążając się w usypywaniu miedzy, nie dostrzegamy, że dajemy się wpuszczać w maliny różnej maści manipulatorom.
Czasami odnoszę wrażenie, że gdyby nie politycy i ich absurdalne pomysły, nie mielibyśmy o czym rozmawiać podczas spotkań towarzyskich. Medialne petardy rzucane w tłum wywołują wrzawę nie po to, by szukać rozwiązań, lecz dodać splendoru inicjatorowi zamieszania. Byle figurant pozbawiony talentów potrafi opanować nasze umysły na kilka dni, wywołując temat religii na maturze czy korupcyjnych zachowań „tego pana, który już nikogo nie zabije". My natychmiast podejmujemy temat i spieramy się z powagą, choć to tak istotne dla kraju, jak zeszłoroczny śnieg. Z reguły dowiadujemy się o tym po miesiącu z przedostatniej strony dziennika. Bicie piany ma być może swój walor edukacyjny, ale kończy się z reguły bijatyką słowną i wskazaniem wroga. Że niby zniesiono granice? Właśnie je wytyczamy - na zlecenie, za które nic nie dostaniemy.
Są sprawy, o których należy rozmawiać, ale i takie, w związku z którymi nie warto strzępić języka. Polityka to sztuka rządzenia i nie ma nic wspólnego z wywoływaniem skandali czy afer. W polskich warunkach wygląda to trochę inaczej, choć tę ułomność można wytłumaczyć naszym ciągłym uczeniem się demokracji. Rzadko kiedy opinia publiczna dyskutuje o sprawach ważnych dla państwa i społeczeństwa, a gdy już to robi, polityczny establishment udaje, że nie słyszy. Bo to raczej my mamy reagować na petardy rzucone przez polityków, a nie na odwrót. Gdy damy się wciągnąć w wir prowokacji, granice tworzą się same.
Zrzucanie odpowiedzialności na politykę nie zmieni faktu, że i my sami lubimy sobie pofolgować w temacie dzielenia się. Zasieki z drutu kolczastego rozstawiają uczestnicy forum internetowego Stowarzyszenia Nasz Wodzisław, z zacietrzewieniem psiocząc i obrażając się na Rybnik, jakby nie dostrzegali, że oba miasta są na siebie skazane, a już na pewno nie powinny sobie szkodzić. Całkiem niedawno, na przekór nauce i zdrowemu rozsądkowi, gromko spieraliśmy się, czy homoseksualizm można wyleczyć. Niebawem kraj ogarnie kolejna dyskusja, czy profesor Jan Tomasz Gross w swojej najnowszej książce znieważył naród polski. Prokuratura już się tym zajęła, a my nie dopuszczamy do wiadomości, że przecież każdy może mieć swój pogląd, niekoniecznie mając rację. My wiemy swoje, bo nie interesuje nas dociekanie prawdy, lecz szukanie pretekstu do zatargu.
Otwarcie na Europę niewiele nam da, jeśli będziemy się grodzić na własnym podwórku. Różnice poglądów istnieją w każdym kraju, ale już nie wszędzie eksponowane są tylko po to, by szkodzić i dzielić. Wszędzie tam, gdzie nauczono się odróżniać petardy od faktycznych problemów, wewnętrznych granic systematycznie ubywa.