Sprzątanie po nowemu
–Zostaniemy bez pracy i odpraw. Do tego dyrekcja traktuje nas jak niepotrzebny sprzęt medyczny, który można komuś przekazać – żalą się salowe i sprzątaczki ze szpitala w Rydułtowach.
Oburzenie pracowników wywołał pomysł dyrekcji, która chce zlecić sprzątanie lecznicy firmie z zewnątrz. To ona miałaby przejąć także salowe i sprzątaczki, w sumie 102 osoby. Tymczasem kobiety boją się, że zostaną bez pracy i odpraw.
– Większość z nas ma ponad 15–letni staż pracy. Co się stanie, jeśli nowy pracodawca nas pozwalnia? Kto nas przyjmie? Za co będziemy żyły – pyta Lilianna Heród, która w szpitalu pracuje od 23 lat.
Nikt nas nie uprzedził
Nie tylko to budzi oburzenie załogi. Panie twierdzą, że o planach zostały poinformowane dopiero 10 stycznia. Co innego mówi dyrekcja.
– Już pół roku temu odbywały się pierwsze w tej sprawie konsultacje ze związkami zawodowymi, które wyraziły zgodę na przetarg. Ich przedstawiciele mogli nanosić poprawki do specyfikacji przetargu, aby jak najlepiej chronić pracowników. Informacja przekazana była także radzie społecznej szpitala – wylicza Bożena Capek, dyrektor ZOZ–u w Rydułtowach.
Ludzi dużo, rąk do pracy niewiele
Decyzja o przekazaniu zadań z zakresu utrzymania czystości zapadła ze względów organizacyjnych i ekonomicznych. Od trzech lat coraz częściej spora liczba salowych i sprzątaczek przebywa na zwolnieniach chorobowych. I nie chodzi tu o kilkudniową nieobecność w pracy, ale jak wynika z kart, są nawet półroczne okresy absencji.
– Nikt nie kwestionuje, że pracownik nie może przebywać na zwolnieniu. W takiej sytuacji jednak nie jesteśmy w stanie zapewnić dobrej organizacji pracy, a szpital to specyficzne miejsce, gdzie nie ma mowy o choćby jednym dniu przestoju w zakresie utrzymania porządku – tłumaczy Barbara Matuszek, naczelna pielęgniarka, której podlegają salowe i sprzątaczki. Skarżą się także siostry oddziałowe. Na oddziale geriatrycznym, gdzie powinno być dziewięć osób, sześć przebywa na chorobowym. Przesunięcia z innych działów nie usprawniają pracy. Aby prace porządkowe przebiegały sprawnie, dyrekcja zmuszona była zatrudnić osoby z Powiatowego Urzędu Pracy.
Firma bierze mniej
Bożena Capek nie ukrywa, że na jej decyzje wpłynęły także względy ekonomiczne. Za posprzątanie metra kwadratowego powierzchni firma zewnętrzna bierze w jednym z sąsiednich szpitali średnio od 7,5 do 8,5 zł. Do tego dysponuje lepszym sprzętem i środkami czystości. W rydułtowskim ZOZ–ie obecne stawki kształtują się na poziomie od 13 do 14 zł, a jakość wykonanych prac pozostawia często wiele do życzenia.
– Do tego należałoby już doposażyć osoby sprzątające w odpowiedni sprzęt, a to wiąże się z kolejnymi dość dużymi wydatkami – mówi Barbara Matuszek.
– Czy to, że jesteśmy zakładem publicznym oznacza, że mamy marnotrawić publiczne pieniądze?– pyta Bożena Capek.
Zarzuty ze strony dyrekcji odpierają salowe.
–Jak mamy dobrze pracować, skoro wykorzystywane jesteśmy do wszystkiego. Czasem jest tak, że przez trzy godziny przewożę zmarłych do kostnicy. Trzeba jeszcze wywieźć śmieci, wydać posiłki, a czasem i przy pacjencie pomóc – mówi oburzona Małgorzata Żydek, salowa.
Zmieni się tylko pracodawca?
Dyrekcja szpitala zapewnia, że zadbała o przyszłość salowych i sprzątaczek. Nowy pracodawca będzie musiał przejąć i zatrudnić pracowników na zasadach, jakie obowiązywały także w szpitalu.
– Rozumiem, że są obawy o utratę pracy, ale nawet ja nie mogę w obecnej sytuacji służby zdrowia zapewnić, że nie będzie zwolnień z pracy – dodaje szefowa ZOZ–u.
Salowe i sprzątaczki argumentów dyrekcji nie przyjmują. 30 stycznia spotkają się z adwokatem Jerzym Jeszką, który będzie je reprezentował.
– Jest nam bardzo przykro, że tak nas się traktuje. Kiedyś jak trzeba było ratować szpital, bo były długi, to wiele spośród nas przeszło na 3/4 etatu. Teraz nikt do nas nie wyciąga ręki z pomocą – mówi salowa Justyna Niestrój.
Porozumienia nie przyniosło także spotkanie obu stron, które odbyło się w piątek 25 stycznia. Swoje pomysły na rozwiązanie problemu salowe mają przedstawić na początku lutego.
W Wodzisławiu podobnie
Podobna sytuacja miała miejsce we wrześniu 2006 roku w wodzisławskim szpitalu. Ówczesny dyrektor używał podobnych argumentów co Bożena Capek. Wtedy jednak salowe i sprzątaczki wywalczyły zawieszenie decyzji o przekazaniu prywatnej firmie zadań utrzymania czystości i transportu szpitalnego. Po ich stronie stanęli wówczas radni powiatowi. Być może dlatego, że akurat zbliżały się wybory. Problem powróci, gdy rozstrzygnięty zostanie konkurs na nowego dyrektora, bo szpitale podobnie jak inne firmy, aby utrzymać się na rynku muszą walczyć o wynik finansowy.
Justyna Pasierb