Minister uspokaja pacjentów
Poprzednicy rządu Donalda Tuska liczyli, że wystarczy 750 mln zł, aby zrealizować ewentualne podwyżki. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia oszacowało, że na ten cel potrzebnych jest obecnie aż 2,4 mld zł.
Różnica wynika z tego, że najpierw wzięto pod uwagę jedynie podniesienie stawki za dyżury medyczne w związku z uznaniem czasu ich pełnienia za czas pracy, opłacany jak godziny nadliczbowe. W szacunkach nie ujęto występowania medyków z postulatami płacowymi, od których realizacji uzależniają oni wyrażenie zgody na pracę w wymiarze przekraczającym 48 godzin tygodniowo. Zgodnie z prawem możliwość zobowiązania lekarzy do dyżurowania w wymiarze przewyższającym 10 godzin i 5 minut na tydzień wymaga ich indywidualnych zgód. Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że trzyma rękę na pulsie, a szpitalom nie grozi z tego powodu „samozagłada”.
– Na bieżąco monitorujemy sytuację w szpitalach. Narodowy Fundusz Zdrowia uruchomił już środki finansowe, które skierowane zostały do szpitali na pokrycie wydatków związanych z podnoszeniem wynagrodzeń w efekcie prowadzonych negocjacji płacowych – tłumaczy Danuta Jastrzębska z Biura Prasy i Promocji Ministerstwa Zdrowia.
Dodatkowo w celu ułatwienia dyrektorom szpitali organizacji pracy zapewniającej ciągłość opieki nad pacjentami zliberalizowane zostały warunki odbywania dyżurów lekarskich w szpitalach poprzez zmniejszenie wymagań funduszu w zakresie minimalnej obsady dyżurowej lekarzy specjalistów. Umożliwiono również pełnienie dyżurów przez lekarzy rezydentów za zgodą ordynatora oddziału.
– Bez zwiększenia nakładów na służbę zdrowia nigdy nie będzie lepiej. Płace to kolosalny problem. W naszym szpitalu stanowią one 80 proc. wydatków – mówi Henryk Wojtaszek, dyrektor ZOZ–u w Wodzisławiu.
(j.sp)