Niech zapłacą to ich wpuszczę
Pan Henryk mieszka przy ul. 3 Maja. Transformator na jego działce postawiono na początku lat siedemdziesiątych. Nikt wówczas nikogo o zgodę na taką lokalizację pytać nie musiał, więc pokaźnych rozmiarów urządzenie stało się wątpliwą ozdobą obejścia.
Pisma w obiegu
W 2002 roku razem z małżonką wystosowali pismo do Górnośląskiego Zakładu Energetyki z prośbą o wypłatę zadośćuczynienia.
– Z powodu transformatora musieliśmy cofnąć ogrodzenie. Poza tym płacę gminie spore podatki od nieruchomości, dlaczego tylko ja mam ponosić koszty? – pyta pan Henryk.
Na pisma wysyłane przez państwa Leks GZE odpowiadał bardzo rzadko. Przez lata uzbierało się ich zaledwie kilka, w tym także od firmy Vattenfall administrującej obecnie siecią energetyczną w całym regionie. Na początku GZE tłumaczyło swoją opieszałość tym, że nie umie zlokalizować urządzenia, o którym pisze pan Leks. Potem żądano od właścicieli działki podania dokładnej lokalizacji nieruchomości oraz dokumentu potwierdzającego tytuł prawny do niej. Po uzupełnieniu w 2004 roku korespondencja została przerwana. Rok temu Leksowie wysłali kolejne pisma, tym razem z ostrzeżeniem, że transformator zostanie ogrodzony i dostęp do niego będzie utrudniony.
Prawnicy mają inne zdanie
Niedawno z państwem Leks skontaktowali się prawnicy firmy Vattenfall, którzy uznali roszczenia za bezzasadne. Nerwy panu Henrykowi puściły i od lutego stacja transformatorowa jest ogrodzona taśmą. Na teren działki nie są wpuszczani pracownicy Vattenfalla.
– Na drugiej mojej działce stoi przepompownia. Wodociągi płacą mi za to. To kilka groszy, ale teren jest zadbany i zabezpieczony. Tymczasem tak bogata firma jak Vattenfall mnoży problemy – dodaje Henryk Leks.
Nie odpuszczę
Przedstawiciele firmy Vatennfall zdziwieni są postępowaniem mieszkańca Syryni.
– Nie sprecyzował on swoich wymagań – mówi Ewa Pfutzner–Macionga z biura prasowego Vattenfall. – Sporna stacja została wybudowana na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, natomiast państwo Leks nabyli działkę z istniejącą stacją w roku 1992. Wartość działki w takim przypadku uwzględniała jej istnienie – tłumaczy pani rzecznik.
– Dopóki nikt z kierownictwa firmy się do mnie nie pofatyguje, przy próbie wejścia na teren wezwę policję – grozi.
Z kolei Vattenfall takie postępowanie uznaje za bezprawne.
– Właściciel jest zobowiązany udostępnić nieruchomość w celu wykonania czynności związanych z konserwacją oraz usuwaniem awarii ciągów, przewodów i urządzeń. Obowiązek udostępnienia nieruchomości podlega egzekucji administracyjnej – mówi Ewa Pfutzner–Macionga.
Końca sporu na razie nie widać.
– Nie odpuszczę. Oczekujemy, że Vattenfall zacznie w końcu ze mną rozmawiać i uda się osiągnąć kompromis – dodaje Henryk Leks.
(j.sp)