Szczury biegają jak koty
Szczury pojawiły się już kilka miesięcy temu i bez skrępowania przechadzają się pomiędzy mieszkańcami. – Córka idąc z pracy w popłochu uciekała do klatki, już nie pierwszy raz – mówi Irena Demeszuk, lokatorka jednego z bloków. – Co kilka dni zdechłe szczury leżą przed klatką lub w piwnicy. Kto je zabija? No my, a co mamy robić? Mój mąż ma nawet specjalną dzidę, na którą je nabija. Przecież to duże niebezpieczeństwo dla nas wszystkich, głównie dla dzieci – dodaje kobieta.
Wersję kobiety potwierdzają inni lokatorzy bloku nr 32. – Ja osobiście kilka sztuk załatwiłem – mówi nastolatek Jacek Dyrda.
Zalepiają dziury
Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Marcel Bronisław Kutnyj twierdzi, że problem występuje w okolicy trzech budynków. Jego zdaniem szczury pojawiają się w kanałach wodociągowych, drążą też tunele w ziemi. – Kierownik administracji pozalepiał dziury czym tylko się da – smołą, żwirem i ziemią. Rozłożył także trutki. O sprawie poinformowaliśmy też wodociągi, które powinny się tym zająć – twierdzi prezes Kutnyj.
– To nic innego jak przykład spychologii – odpowiada Wiesław Blutko, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Wodzisławiu. – Deratyzację powinna przeprowadzić spółdzielnia, a nie my. Od kilku lat nie ma na Wilchwach oczyszczalni ścieków. Jest jedynie przepompownia. Tak więc nie gromadzą się tam nieczystości, które dawałyby szczurom pożywienie i pozwoliłyby się im rozmnażać – dodaje prezes Blutko.
Do broni panie i panowie
Kto więc zlikwiduje szczury? Chętnych brak. Czy mieszkańcom nie pozostaje nic innego jak zaopatrzyć się w dzidy lub inne narzędzia gwarantujące bezpieczeństwo?
Rafał Jabłoński