Urzędnicy złamali prawo
Handlowcy otrzymali pisma z informacją o podwyżce pod koniec kwietnia. Do części aneksy dotarły na początku maja. Widniała na nich data 31 marca. Każdy otrzymał także faktury do zapłaty: wsteczną za kwiecień oraz za maj i czerwiec. Opłaty wzrosły nawet o kilkadziesiąt złotych. Chodziło głównie o pokrycie kosztów związanych z wywozem śmieci. Pisma podpisał dyrektor Służb Komunalnych, Janusz Ryszkiewicz. W uzasadnieniu właściciele kiosków mogli przeczytać, że dzierżawca będzie płacił zryczałtowane koszty zgodnie z paragrafem 18 regulaminu czystości i porządku na terenie miasta. Zostały one obliczone na podstawie wywożonych odpadów komunalnych. Kłopot w tym, że dokument, na który się powoływano, odnosił się do nowego regulaminu, który jeszcze nie wszedł w życie.
– To wbrew prawu. Powołują się na coś, czego nie ma. Do tego nie podano żadnych kalkulacji, na podstawie których tych wyliczeń dokonano. Mam kiosk z ubraniami, a za wywóz śmieci policzono tyle, że mogłabym cały kontener co miesiąc wywozić. Tyle odpadów przecież nie produkuję – mówi oburzona Marzena Azeri, właścicielka jednego z kiosków.
Swojej decyzji broni jednak szef SKM-u. – Powołanie zapisu z regulaminu czystości miało być przyjęciem prawnego odniesienia do sposobu obliczenia kosztów wywozu śmieci, a nie zapisem przesądzającym o konieczności zapłaty. W związku z tym, że zespół ds. opracowania regulaminu czystości oraz radni nie mieli do tego zastrzeżeń, - zdecydowaliśmy się powołać w aneksach ten zapis – tłumaczy.
Skomplikowane obliczenia
Osoby handlujące na targowisku przy Wyszyńskiego, popularnym Manhatanie, złożyły jeszcze w maju skargę do prezydenta. Ten w odpowiedzi napisał, że wzrost opłat spowodowany jest podwyżką opłaty marszałkowskiej za składowanie odpadów, która wzrosła z 15 do 65 zł za tonę deponowana na składowisku. Do tego według opinii prezydenta, Mieczysława Kiecy, z zeznań naocznych świadków wynika, że odpady na targowisku nie pochodzą jedynie z miejsc sprzedaży, ale przywożone są także z domów. Ilość śmieci była tak duża, że SKM musiał dopłacać do ich wywozu. To rozsierdziło handlujących. Doszło nawet do spotkania, które miało miejsce w czerwcu, ale porozumienia nie wypracowano. Kolejne odbyło się 10 lipca. Sprzedawcy mieli wówczas otrzymać szczegółowe wyliczenia. Niestety, nic takiego dla nich nie przygotowano, a prezydent, który znał szczegóły sprawy, miał akurat ważny wyjazd. Z handlującymi spotkał się zastępca Dariusz Szymczak
– Tracimy tylko czas na przyjeżdżanie tutaj. Przecież my musimy pracować. Chcemy tylko szczegółowych rozliczeń. Mamy prawo wiedzieć, na co dokładnie idą nasze pieniądze – denerwowali się podczas spotkania.
Tymczasem przedstawiciele Służb Komunalnych Miasta nie podzielali ich opinii.
– Nawet jak zrobimy wyliczenia, to i tak tego nie zrozumiecie – odpowiadała Bożena Mazur z SKM.
Punktów zapalnych jest więcej
Wiele emocji wzbudza także zużycie na targowisku wody. Właściciele kiosków zostali zmuszeni do założenia indywidualnych liczników, bo zużycie było tak duże, że i do tego SKM musiał dopłacać. Według opinii pracowników służb, sprzedający na wodzisławskim Manhatanie często wykorzystywali wodę także do mycia samochodów. Liczniki w kioskach nie zmusiły handlujących do oszczędności. Zamiast tego wodę pobierano z kranu w szalecie. Aby ukrócić ten proceder, wprowadzono opłatę za korzystanie z niej. Jednorazowo każdy musi zapłacić 1 zł. Pracownicy SKM poszli dalej. Wodę można wziąć z publicznej toalety, ale tylko, jeśli uiści się 2 zł za wiadro.
– Dziwne tylko, że nikt nie bierze pod uwagę pojemności wiadra. Znowu będą różnice na liczniku głównym i znowu to właśnie my będziemy za to płacili – mówiła zirytowana Ewelina Kajfasz.
Poza tym każdorazowe płacenie za skorzystanie z toalety to czasem spory wydatek.
– Przecież nie zakażę mojej pracownicy korzystania z toalety. Dlaczego na targowisku przy ul. Targowej wystarczy raz zapłacić i paragon obowiązuje przez cały dzień – pytała zastępcę prezydenta Gabriela Kowalska.
Handlowcy mają dość kolejnych obciążeń. – Sami to wszystko wybudowaliśmy. Kioski, przyłącza wody, prądu. Tylko grunt należy do miasta. Nawet nie wiemy, na co dokładnie idą nasze czynsze. A każdy z nas płaci nawet kilkaset złotych miesięcznie – denerwował się Marek Pająk.
Do trzech razy sztuka
Zastępca prezydenta przyznał, że powoływanie się w aneksach na regulamin, który nie wszedł jeszcze w życie było nadużyciem. Zgodził się także na wstrzymanie płatności faktur, które otrzymali handlujący wraz z aneksem. Obiecał także, że przygotowane zostaną szczegółowe rozliczenia tak, aby handlujący mieli w końcu świadomość, za co ile płacą. Kolejne, trzecie już spotkanie odbędzie się 23 lipca.
– Handlujący mają na nim przedstawić swoje propozycje rozliczenia śmieci i wody. Muszą jakoś dogadać się między sobą. My także przygotujemy jakieś rozwiązania. Mam nadzieję, że tym razem uda nam się osiągnąć porozumienie – mówi Dariusz Szymczak.
Justyna Pasierb