Nie jesteśmy złodziejami
Spór pomiędzy lokatorami a władzami spółdzielni trwa już bardzo długo. Chodzi o prawie 51 milionów długu, który wobec skarbu państwa ma spółdzielnia, a który muszą spłacić mieszkańcy. Za taką kwotę założyciele SM Orłowiec odkupili w 1995 roku od nieistniejącej już Rybnickiej Spółki Węglowej zasoby mieszkaniowe w Rydułtowach, Pszowie i Raciborzu. Pieniądze były tylko wirtualne, nigdy nie zostały przekazane na konto RSW.
– Powtarzam cały czas to samo, to że nie zapłaciliśmy tych pieniędzy nie znaczy, że dług przestał istnieć – tłumaczy Iwona Zganiacz, wiceprezes SM Orłowiec.
Spłata zadłużenia spada na osoby, które chcą wykupić mieszkania od spółdzielni. Do ceny lokalu doliczane jest wówczas nawet kilka tysięcy złotych. Za metr mieszkania chętni do wykupu płacą 345 zł, czyli ok. 10 proc. obecnej wartości rynkowej.
Pytania bez odpowiedzi
Lokatorzy nie chcą się zgodzić na takie rozwiązanie. Zdesperowani zwrócili się z prośbą o wyjaśnienie całej sytuacji do Janusza Tarasiewicza, pełnomocnika Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców. Z inicjatywy jego i posła Adama Gawędy doszło do kolejnego spotkania zarządu SM z mieszkańcami, które odbyło się 30 lipca w Rydułtowach. Zebranie było bardzo burzliwe.
– Już tyle razy pytałam prezesa o co tak naprawdę chodzi i za każdym razem nie uzyskałam odpowiedzi, a przecież należy mi sie wyjaśnienie jako członkowi spółdzielni. Prezes powinien odejść skoro tak traktuje ludzi, z których pieniędzy się utrzymuje – mówiła jedna z mieszkanek.
Rozżalony jest także inny lokator.
– Pomagałem budować te bloki, a teraz żąda się ode mnie tak wysokich kwot za wykup mieszkania. W moim przypadku to prawie 11 tys. zł więcej – denerwuje się Leszek Marczyk.
Władze spółdzielni bronią się jednak przed zarzutami o próby wyłudzania od lokatorów pieniędzy.
– Nie jesteśmy złodziejami. Ja robię wszystko zgodnie z ustawą. Wdrażam co do słowa jej zapisy. Problem w tym, że nie uwzględniają one takiej spółdzielni jak nasza. Sytuacja jest jasna, jeśli chodzi o budownictwo z lat 60. i 70., kiedy budżet do tego dokładał. Ustawodawcy nie wzięli jednak pod uwagę, że istnieją takie twory jak nasze, które przejęły zasoby po upadających zakładach – tłumaczy pani wiceprezes.
Sprawa wyjątkowo zagmatwana
To, że władze SM Orłowiec postępuje zgodnie z prawem potwierdził także minister budownictwa, do którego zwrócono się o opinię. To jednak nie przekonuje mieszkańców.
– To jest w końcu ten dług czy go nie ma? – pytali podczas spotkania. Janusz Tarasiewicz przyznaje, że cała sprawa jest zagmatwana.
– Po tylu latach cała sprawa powinna ulec przedawnieniu. Dlatego razem z posłem Adamem Gawędą skierujemy prośbę o wyjaśnienie tej sytuacji do ministra budownictwa. Na razie spisaliśmy wszystkie pytania od mieszkańców, które skierujemy na ręce zarządu. Prawdopodobnie za miesiąc odbędzie się kolejne spotkanie i wtedy będziemy mogli przekazać lokatorom więcej szczegółów – mówi pełnomocnik.
Tymczasem mieszkańcy zbierają podpisy o odwołanie zarządu spółdzielni.
(j.sp)