Szukają dla siebie miejsca
Nie ma dla nich sali w rodzinnym mieście, z kwitkiem odesłano ich także z radlińskiego klubu gimnastyków. – Lepiej, żebyśmy rozrabiali, albo stali pod budką z piwem– mówią rozżaleni.
Prawie jak gimnastyka
Chłopcy uprawiają martial arts tricks. Dyscyplina wywodzi się ze sztuk walk wschodnich. W przerwach pomiędzy walkami zawodnicy tworzyli własne układy. – To rodzaj gimnastyki akrobatycznej – tłumaczy Dariusz Moc.
Niestety, to co robi grupka młodych ludzi nie spotkało się jak dotąd ze zrozumieniem starszych. Bezskutecznie grupa poszukuje sali do ćwiczeń. Chłopcy muszą trenować na podłożu, które się do tego nie nadaje. Spotykają się na terenie Gimnazjum nr 2, albo jeżdżą do Rybnika.
– Wykorzystujemy asfaltowe lub piaszczyste boiska. Tylko, że na takim podłożu bardzo łatwo ulec kontuzji. Najlepsza byłaby na nasze potrzeby sala gimnastyczna z matą – mówi Tomasz Wójcik.
Szachy lepsze
Poszukiwania odpowiedniego miejsca rozpoczęli prawie dwa lata temu. Byli w Urzędzie Miasta i w radlińskim klubie gimnastycznym „Sokolnia”. Nigdzie nie spotkali się ze zrozumieniem.
– Pani burmistrz powiedziała, że możemy w wolnym czasie pograć w szachy. A my nie chcemy nic za darmo. Zapłacimy jeśli będzie trzeba za wynajem jakiejś sali – twierdzi Michał Mandrysz.
Odmową zakończyła się także ich wizyta w Radlinie. Chłopcy przyznają, że nie potraktowano ich tutaj dobrze. Nie dopuszczono do słowa, ani nie pozwolono zaprezentować swoich umiejętności.
– Usłyszeliśmy, że narobimy szkód i dlatego nie można nas tam wpuścić. A przecież robimy to samo, co gmianstycy, którzy tam trenują – dodaje Daniel Marker.
Nie wszystko stracone
Prezes radlińskiej „Sokolni” pamięta wizytę. Ttłumaczył wtedy chlopcom, że nie mogą trenować na sali, bo znajduje się tam specjalistyczna plansza, na której ćwiczą gimnastycy. To drogi sprzęt, za który trzeba zapłacić nawet 340 tys. zł.
– Jest mi przykro, że musiałem odmówić. Nie możemy jednak użyczać sali. Opłaty za wynajem nie pokryłyby ewentualnych kosztów naprawy uszkodzonej planszy. Dziwne, że tym młodym ludziom nie pomogą lokalne władze – mówi Ludwik Blanik, prezes „Sokolni”.
Burmistrz Rydułtów Kornelia Newy takiej pomocy nie wyklucza, ale twierdzi, że dopiero po raz pierwszy słyszy o problemie. Spotkania w ogóle nie pamięta.
– Musieli być tutaj albo dawno temu, albo rozmawiali z kimś innym. Zapraszam ich znowu do rozmów. Może uda nam się znaleźć jakieś miejsce do treningów – mówi Kornelia Newy.
(j.sp)