Kajakiem nad morze
Podróż była dla pana Jana nie lada wyzwaniem. Do tej pory zwiedzał Polskę na rowerze. Jako że wodzisławianin lubi sobie stawiać coraz to nowe wyzwania, w tym roku postanowił pokonać trasę ze Śląska na Wybrzeże właśnie kajakiem. Zainwestował w sprzęt, bo na taką wyprawę nie nadaje się kajak wypożyczany z przystani nad jeziorem. Kajak musi być lekki, żeby móc go w razie potrzeby przenieść.
Zaprawa była konieczna
Do wyprawy, która odbyła się w lipcu przygotowywał się dwa miesiące. Co tydzień w sobotę i niedzielę pływał a to po Zalewie Rybnickim, a to po Jeziorze Żywieckim. Raz nawet udało mu się pokonać Odrą dystans z Chałupek do Koźla.
– Oprócz pracy nad kondycją musiałem także zebrać jak najwięcej informacji o zagrożeniach czyhających na Wiśle. Trzeba wiedzieć, że sporo kłopotów mogą sprawić np. progi wodne, przewrócone drzewa czy znajdująca się na trasie elektrownia Połaniec, która ingeruje w nurt rzeki – wylicza pan Jan.
Poważnym zagrożeniem są także barki. Wpłynięcie przed nią może spowodować, że pęd wody wciągnie niewprawionego żeglarza pod kadłub.
– Ogromnym wyzwaniem jest także przepłynięcie przez Włocławek. Przy wietrznej pogodzie jest w tym rejonie bardzo wysoka fala. Sam tego doświadczyłem. Woda zalewała cały kajak. Myślałem, że nie wyjdę z tego cało – opowiada wodzisławianin.
Złota plaża pośród drzew
Trudy codziennego wysiłku przy wiosłach wynagradzały widoki. Tak przepięknych piaszczystych plaż i zakątków wzdłuż Wisły kajakarz nigdy nie zapomni.
– Nieraz otwierałem usta ze zdziwienia, że takie cudowne krajobrazy się u nas rozciągają – wspomina.
Plaże były nieraz miejscem odpoczynku strudzonego żeglarza, więc o nocleg nigdy nie musiał się martwić. Zwłaszcza, że jego znalezienie mogłoby być trudne, bo wiele wiosek i miast wzdłuż rzeki znajduje się w sporym oddaleniu od koryta rzeki. Bywało więc, że na przykład po żywność trzeba było iśc nawet kilka kilometrów. Wiele razy z pomocą przyszli życzliwi ludzie, któych pan Jan spotykał na swojej drodze.
– Częstowali mnie tym, co mieli. Nigdy nie spotkałem się ze złym traktowaniem. Przeciwnie, im dalej byłem od domu, tym milej mnie witano i przyznam patrzono z niedowierzaniem, że pokonałem taki dystans – mówi kajakarz.
Stolica powinna się wstydzić
Nie zawsze jednak na żeglarza ze Śląska czekały sielankowe widoki.
– To, co zobaczyłem w Warszawie, po prostu mnie załamało. W stolicy Wisła ma drugi dopływ ze ścieków. Na 70-kilometrowym odcinku był smród nie do opisania, a plaże zabrudzone były osadem ściekowym. Nie mogę tego zrozumieć. Jak można budować stadion narodowy, a nie mieć pieniędzy na uregulowanie takich kwestii. To było przykre doświadczenie – wspomina rozżalony kajakarz.
Dla ducha i dla ciała
Mimo takich sytaucji pan Jan zachęca do wypraw Wisłą. Zwłaszcza te osoby, które chcą zrzucić parę kilogramów i popracować nad kondycją fizyczną.
– Ja w ciągu 17 dni schudłem 9 kilo. Wyprawa kajakiem to lepsze niż pocenie się w dusznych pomieszczeniach siłowni. Zwłaszcza, że wiele razy trzeba było przenosić kajak i całą jego zawartość, bo akurat śluzy były nieczynne i nie dało się przepłynąć. Spalałem wszystko co zjadłem. Nawet pochłaniane w dużych ilościach słodycze – mówi.
Spływ Wisłą to także przygoda, którą pamięta się przez całe życie.
– To doskonały i niezbyt kosztowny sposób na wakacje. Poza tym warto podróżować po Polsce, bo mamy wiele przepięknych miejsc. I zapewniam, że każda wyprawa będzie inna i niepowtarzalna – zachęca Jan Frydrych.(j.sp)