Brutalnie zabił narzeczoną,wyjdzie za 13 lat
Sąd Okręgowy w Gliwicach, wydział zamiejscowy karny w Wodzisławiu, wydał wyrok w sprawie zabójstwa 23-letniej Doroty Dworak. Morderca, dziś 28- letni Paweł P., mieszkaniec Jastrzębia i narzeczony dziewczyny zabił, bo nie wyobrażał sobie życia bez ukochanej, która rozstała się z nim trzy miesiące wcześniej.
„Niedługo będziesz na takiej imprezie, na której będą Ci grać piosenki pogrzebowe”
Dorota była związana z Pawłem prawie pięć lat. Rodzice traktowali go jak kandydata na męża swojej córki. Zresztą znali go dobrze, bo to dzięki im Paweł P. dostał dobrze płatną pracę w jednej z wodzisławskich firm. Na początku nic nie wskazywało na to że pomiędzy młodymi ludźmi dzieje się coś niedobrego. Z czasem zaczął traktować Dorotę jak rzecz. Był bardzo zaborczy. Zazdrość i wybuchy złości wywoływały w nim nawet spotkania ukochanej z przyjaciółmi. Bywało, że wobec Doroty używał przemocy: wyzywał, szarpał za włosy. Świadkami takiego traktowania były siostry i rodzice zmarłej. To zdecydowało o tym, że dziewczyna podjęła w końcu decyzję o rozstaniu z chłopakiem. Było to na trzy miesiące przed tragicznym zdarzeniem. Paweł P. z odrzuceniem się nie pogodził. Podczas jednej z rozpraw powiedział: „Nie przewidywałem zakończenia tego związku”. Próbował co prawda nawiązać znajomość z inną kobietą, ale nie była dla niego tak atrakcyjna jak Dorota. Swoją byłą narzeczoną zaczął prześladować. Wysyłał sms– y, dzwonił kilkanaście razy dziennie, krążył wokół domu, straszył, że popełni samobójstwo. Pobił nawet znajomego Doroty, z którym pracowała w miejscowym barze. Na kilka dni przed zabójstwem Dorota otrzymała wiadomość: „Niedługo będziesz na takiej imprezie, na której będą Ci grać piosenki pogrzebowe”. Rodzina starała się, aby dziewczyna nie zostawała sama.
Tragiczny poranek
26 września 2006 roku wczesnym rankiem rodzice Doroty wyszli do pracy. Na piętrze w domu spały jeszcze ich trzy córki. Paweł P. musiał obserwować posesję państwa Dworaków. Otworzył drzwi dorobionym wcześniej kluczem. Martę i Małgosię, siostry ofiary, obudziło wołanie o pomoc dochodzące z pokoju Doroty. Drzwi były zamknięte od środka. Taboretem wybiły szybę i weszły do pokoju. Tego obrazu nigdy nie zapomną. Wszędzie było pełno krwi. Na ich siostrze okrakiem siedział Paweł P. i zadawał kolejne ciosy. Kiedy zobaczył dziewczyny, rzucił się w ich kierunku. Zdążyły wybiec na podwórko i zawołać sąsiadów na pomoc. Zaraz potem zjawiła się policja i pogotowie, ale Dorota już nie żyła. Obok przy jej ciele leżał zakrwawiony oprawca. Sekcja zwłok dziewczyny wykazała potem, że morderca zadał 28 ciosów nożem typu finka. To spowodowało uszkodzenie śledziony i płuc, ale najwięcej ran znajdowało się na sercu. Na ciele były także obrażenia wskazujące, że Paweł P. oprócz tego bił dziewczynę. Podejrzanego 29 września osadzono w areszcie.
Bo nie zaszły okoliczności...
Podczas kolejnych rozpraw rodzina i najbliżsi Doroty wciąż musieli wysłuchiwać wspomnień z tamtego tragicznego poranka. W piątek 12 września morderca usłyszał w końcu wyrok. Skazano go na 25 lat pozbawienia wolności, wliczając w to dwa lata pobytu, w areszcie z możliwością starania się o warunkowe zwolnienie po 15 latach odbycia kary. Biegli orzekli także, że w chwili popełnienia zbrodni oskarżony był poczytalny.
– Kara 25 lat pozbawienia wolności jest adekwatna do stopnia przewinienia. Każde zabójstwo jest okrutne, ale w tym przypadku nie zaszły okoliczności, które kwalifikują postępowanie oskarżonego jako zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem – argumentował sędzia Janusz Chmiel.
Nawet nie usłyszeliśmy przepraszam
Najbliższym ofiary, którzy przyszli na salę rozpraw, trudno było po ogłoszeniu wyroku opanować emocje.
– Jak mogę być zadowolony z wyroku, skoro i tak nic nie zwróci mi córki – mówił Mirosław Dworak, ojciec zmarłej.
– Co trzeba zrobić, żeby taki czyn był traktowany jak zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem? Wyrok nie jest dla nas sprawiedliwy. Za trzynaście lat ten człowiek wyjdzie na wolność. Nawet nie usłyszeliśmy słowa „przepraszam” od rodziców mordercy – mówiły siostry zamordowanej.
– Wolałabym, żeby mój syn umarł wtedy. Więzienie to jest żywe cmentarzysko – mówiła po rozprawie matka Pawła P.
Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżony ma prawo do złożenia apelacji.
– Decyzja o tym należy do mojego klienta – mówi obrońca oskarżonego Leszek Piotrowski.
Sąd zdecydował, że do czasu uprawomocnienia się wyroku Paweł P. pozostanie w areszcie.
Justyna Pasierb