Obyś żył w ciekawych czasach
Ireneusz Skupień radny z Wodzisławia
Ganianie się z ZOMO po krakowskich Plantach było ciekawszym zajęciem niż biblioteczne mozoły. Do rocznic i wszelakich „oficjałek” podejście mam mało solenne i raczej nieprawomyślne, ale zdarzają się chwile, gdy pamięć o minionych wydarzeniach niesie za sobą autentyczne wzruszenie, które przebija ochronne pancerze cynizmu. Podczas sierpniowej sesji Rada Miejska Wodzisławia Śląskiego przyjęła uchwałę upamiętniającą 20-lecie strajków robotniczych, które doprowadziły do głębokich przemian społecznych i politycznych, utorowały również drogę do powstania autentycznych lokalnych samorządów, czemu wyraz dali radni w przyjętej uchwale. Wprawdzie PRL-owskim, mocno dychawicznym ancien regimem miotały już ostatnie konwulsje, ale bez wydarzeń sierpniowych przemiany nie nabrałyby aż takiego rozpędu.Przyjęcie tej uchwały, poza wymiarem symbolicznym, przynosi również kilka praktycznych konsekwencji. W kontekście bardzo niskiego poziomu wiedzy historycznej młodego pokolenia, przypomnienie tamtych zdarzeń posiada niewątpliwy walor edukacyjny i stanowi okazję do złożenia hołdu prawdziwym bohaterom sierpnia 1988 roku, polskim robotnikom, dziś często anonimowym, nie szukającym przez minione lata splendorów, honorów i gratyfikacji. Jednomyślne stanowisko radnych daje nadzieję, iż pamięć o najnowszej historii może być wspólna i niezawłaszczana przez takie lub inne stronnictwa. Niezależnie od tego, jak kto ocenia tamte wydarzenia i po której stał stronie, wszyscy przyznali, iż strajki doprowadziły do zasadniczych zmian, o których pewnie nawet nie śniło się ich inicjatorom.
Wszak dzisiejsi „złodzieje pamięci” pod pozorem dociekań naukowych tylko historią się wysługują, używając jej do prywatno-politycznych porachunków wynikających z niskich pobudek. Ich mefistofeliczny koncept, żywcem rżnięty z Orwella, omamić ma przede wszystkim młodych, bo to im najłatwiej narzucić wymazaną interpretację najnowszych dziejów. Ta historyczna gangsterka, daleko wykraczająca poza moralną ambiwalencję, ma jednak krótkie nóżki, gdyż stare pryki są zaimpregnowane na ten rodzaj prania mózgów, a pamięć mają jeszcze nielichą.
Dla mnie tamten rok stanowił czas intensywnej inicjacji politycznej, był odkryciem, iż poza prywatnymi troskami są jeszcze sprawy publiczne. Z właściwą neofitom zapalczywością rzuciłem się w protesty studenckie, wszak ganianie się z ZOMO po krakowskich Plantach było ciekawszym zajęciem niż biblioteczne mozoły. A w Wodzisławiu od początku 1988 roku wraz z grupą przyjaciół przygotowywaliśmy się do zorganizowania dużego festiwalu muzyki niezależnej. Wszystko dopięte było już na ostatni guzik. To miał być nasz „śląski Jarocin”. Gdyby nie strajki. Chociaż nikt nie pytał nas o zdanie, odwołanie festiwalu przyjęliśmy ze zrozumieniem. Rozgoryczenie powodowane poczuciem, iż kilka miesięcy naszej pracy poszło na marne mijało, gdy przechodziło się obok głównej bramy oflagowanej kopalni „Marcel”. Wtedy zaklęcie „obyś żył w ciekawych czasach” nabierało swojego rzeczywistego znaczenia.