Małżeństwo zamieszkało w namiocie
Przez ponad dwa tygodnie przy jednym z bloków przy ul. Wyszyńskiego stał niewielki namiot. Mieszkało w nim młode małżeństwo. Dlaczego musieli opuścić mieszkanie rodziców? – Przyjechała ciocia na urodziny i nie było miejsca – mówi kobieta nocująca na świeżym powietrzu. Jeden z członków rodziny twierdzi, że powód jest zupełnie inny.
Namiot stał przy jednym z bloków przy ul. Wyszyńskiego, w sąsiedztwie placu zabaw. Był niewielki, trudno wyobrazić sobie, że wewnątrz zmieściły się dwie dorosłe osoby. Dlaczego żyli w namiocie? Postanowiliśmy to sprawdzić. Początkowo nikt z sąsiadów nie chciał o tym mówić. – Nie wiem co jest grane. Zastanawiam się tylko jak oni w nocy wytrzymują. Przecież już jest bardzo zimno – mówiła starsza kobieta. Dotarliśmy w końcu do „lokatorki” namiotu. 19-latka na trawniku mieszkała z 28-letnim mężem. Zapewniała, że było im tam dobrze i nie zamierzali przejmować się tym co mówią sąsiedzi. Jeszcze pod koniec sierpnia oboje przebywali w dwupokojowym mieszkaniu u rodziców. – Postanowiliśmy iść do namiotu, bo przyjechała do nas ciocia na urodziny i nie było miejsca. Jest nas sześcioro – ja, trzy siostry i dwóch braci. Jedna siostra mieszka poza domem, druga u rodziców z chłopakiem – mówiła kobieta. Zaprzeczała jakoby do wyprowadzki została zmuszona przez rodziców.
– Niech pan jej nie wierzy. To wszystko fałsz – mówił brat wodzisławianki, który ukradkiem przysłuchiwał się rozmowie. – Prawda jest zupełnie inna. Musieli opuścić mieszkanie bo jej mąż bił ojca. Doskakiwał także do mnie i rodzeństwa. Tego nie można było wytrzymać. Ojciec się wkurzył i wyrzucił go z mieszkania. Siostra mogła zostać, ale chciała iść z nim. Właśnie tak trafili do namiotu – dodała chłopiec.
Po naszej wizycie na osiedlu namiot został sprzątnięty. Gdzie podziali się małżonkowie? Nie wiadomo. Mężczyzna, mieszkający w namiocie nie chciał z nami rozmawiać.
Rafał Jabłoński