Nie będę siedzieć cicho
Rafał Jabłoński: Zbigniew Kalinowski w Wodzisławiu jest znany głównie jako autor kontrowersyjnych akcji przeciwko funkcjonowaniu muzeum. Były ulotki i plakaty na mieście. Czy dzisiaj Pan tego żałuje?
Zbigniew Kalinowski: Nie. Nie żałuję. W moim przekonaniu opinia przeciętnego mieszkańca Wodzisławia na temat muzeum się poprawiła. Wiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że muzeum funkcjonuje nie tak jak powinno, jednak nikt nie odważył się tego powiedzieć głośno, ponieważ były już dyrektor jest osobą zasłużoną. Jego następca Sławomir Kulpa potrafi połączyć pasję z dobrą organizacją muzeum. Cieszę się, że taki człowiek jest w Wodzisławiu.
– Nie da się ukryć, że tego rodzaju akcje organizuje Pan, by zaistnieć. Po co, skoro nie ma Pan zamiaru angażować się w życie samorządowe?
– Około pięć lat temu zauważyłem, że poziom zarządzania miastem odbiega bardzo znacznie od średniej krajowej. Podjąłem swego czasu decyzję, że mieszkam w tym mieście, że tutaj wychowują się moje dzieci i mieszka moja żona. Wiedziałem, że jeżeli to się nie zmieni, to na przykład sytuacja edukacyjna moich dzieci będzie zdecydowanie gorsza niż gdziekolwiek w kraju.
– Nie ma innych sposobów, by to zmienić? Trzeba ruszyć na miasto z plakatami, których treść dotyka konkretne osoby?
– Zawsze powtarzałem i powtarzam, że akcja plakatowa nie była zwrócona przeciwko konkretnej osobie, tylko przeciwko temu, co się działo w muzeum. Wydaje mi się dzisiaj, że pewni ludzi awansują, choć się nie nadają, by zajmować konkretne stanowiska, a inni znacznie lepsi nie awansują. Uważam, że należy o tym mówić zdecydowanie. Nie znalazłem innego rozwiązania jak wspomniane akcje.
– Czy jako stowarzyszenie w pewnym momencie nie posunęliście się za daleko? Macie aspiracje wpływać na personalne decyzje prezydenta. Nie tylko w sprawie muzeum. Publicznie informujecie, że odwołanie ze stanowiska dyrektora Wodzisławskiego Centrum Kultury nie było z wami konsultowane. A niby dlaczego prezydent powinien się was radzić?
– Nie wymagamy, aby takie sprawy ktoś z nami konsultował. Uważamy jedynie, że decyzja o odwołaniu dyrektora Andrzeja Sobka była decyzją nieprzemyślaną. Uważamy, że w tym mieście osób, które wykonują swoją pracę gorzej jest zdecydowanie więcej. Drugim argumentem jest to, że ta decyzja nie została obroniona. W wypowiedziach udzielonych „Nowinom Wodzisławskim” przez panią wiceprezydent nie doczytałem się wystarczającej odpowiedzi na pytanie, dlaczego pan Sobek został odwołany. Rozmawiałem z prezydentem na ten temat w rozmowie nieformalnej i sporo mi wyjaśnił, jednak mnie nie przekonał.
– W wielu rozmowach na temat działań prezydenta członkowie Stowarzyszenia mówią o nim jako koledze z podwórka. Mieciu to, Mieciu tamto… Nie wydaje się Panu, że sami obniżacie rangę urzędu prezydenta, który obecnie sprawuje członek waszego stowarzyszenia? Być może chcecie w ten sposób pokazać, że władza to także my?
– W rozmowach prywatnych rozmawiamy ze sobą po imieniu, w kontaktach służbowych powinno być stwierdzenie prezydent Mieczysław Kieca. Staramy się oddzielać te dwie sfery. Absolutnie nie uważamy jak pan to ujął, że władza to my. Prezydent z racji wykonywanych obowiązków ma bardzo mało czasu, więc te kontakty zostały zminimalizowane. Co trzy, cztery miesiące przekazujemy mu swoje uwagi, co naszym zdaniem się nie udało, a co było dobre.
– To chyba za mało. Działacie od trzech lat, więc pytam, gdzie są konkretne propozycje. Nie słyszałem nigdy od prezydenta, aby był przez was zasypywany koncepcjami, które mogłyby to miasto posunąć naprzód. Jedyną inicjatywą godną uwagi jest Uniwersytet Trzeciego Wieku. Dzień Matki organizowany przez stowarzyszenie okazał się niewypałem organizacyjnym. Przyszły głównie rodziny członków stowarzyszenia.
– W tym mieście jest bardzo wiele środowisk wzajemnej adoracji. Wszyscy mówią sobie, że jest fajnie, że mamy świetlaną przyszłość. Racjonalna krytyka jest potrzebna każdemu i tutaj nie ma dwóch zdań. My nie jesteśmy kółkiem wzajemnej adoracji. Nie jesteśmy też ludźmi, którzy czyhają na jakieś stanowiska. Nikt z nas nie pracuje na żadnym etacie w urzędzie miasta. Niektórzy się temu dziwią, ale my nie mamy takich aspiracji. Każdy ma jakiś zawód i robi coś innego. Nie przeceniajmy naszej roli. W stowarzyszeniu jest 20 osób, które w miarę działają a kolejne 20 z nami sympatyzuje i to jest całe stowarzyszenie. Na płytkim rynku Wodzisławia i tak jest to znacząca siła.
–Dwadzieścia osób w stowarzyszeniu, które ma czterech wiceprezesów? W samych władzach, ze skarbnikiem i komisją rewizyjną, dziesięć osób, czyli połowa członków.
– To wynika z tego, że wymieniamy się obowiązkami. Nie jesteśmy tak dyspozycyjni. Każdy ma swoje obowiązki rodzinne i zawodowe. Na tę działalność społeczną nie pozostaje wiele czasu. Przy takim podziale funkcji łatwiej jest funkcjonować.
– Co Pana zdaniem prezydentowi się nie udało, jakie popełnia błędy?
– Błędem było, jak już powiedziałem, odwołanie dyrektora WCK. Poza tym uważam, że zbyt pochopnie prezydent przedstawia pewne projekty jako te, które będą realizowane, nie mają, pewności czy tak się stanie. Mówię chociażby o galeriach handlowych. Z drugiej strony uważam, że jeżeli ktokolwiek pracuje w biznesie wie, że pewnych rzeczy należy próbować cztery i pięć razy aż się uda. Jestem pewien, że mimo wszystko jedna galeria powstanie. Myślę, że sprawa Galerii Wodzisław pomiędzy inwestorem i PKS-em zostanie załatwiona. W przypadku Galerii Odra okazuje się, że część gruntów jest starosty. Nie może być tak, że starosta sobie, a miasto sobie.
– Twierdzi Pan, że starosta przeszkadza w sprawnym zarządzaniu miastem?
– Uważam po prostu, że Jerzy Rosół wykonuje swoją pracę źle. Starostwo z kolei jest przechowalnią ludzi, którzy nie sprawdzili się na innych stanowiskach. Jedną z takich osób jest wiceprezydent poprzedniej kadencji Jan Zemło, dla którego utworzono stanowisko w starostwie. Zatrudnił go Jerzy Rosół, który za prezydentury Zemły bezpośrednio jemu podlegał, był sekretarzem miasta. Drugim przykładem jest Grażyna Durczok, była naczelniczka Wydziału Promocji Urzędu Miasta. Nie jest tajemnicą, że była najsłabszym ogniwem tego wydziału. Starosta zatrudnił ją na stanowisku sekretarza powiatu. To jedno z najważniejszych stanowisk w starostwie. Takie działanie jest niedobre dla mieszkańców powiatu i miasta.
–Powiat wodzisławski powinien zostać zlikwidowany?
– W przypadku naszego powiatu, w którym jest duże zagęszczenie ludności, byłoby lepiej gdyby Wodzisław był powiatem grodzkim. Działania Mieczysława Kiecy w dążeniach do tego celu całkowicie popieramy. Niestety lobby powiatowe w Polsce jest na tyle silne, że na powiat grodzki w Wodzisławiu nie ma szans.
– W pewnym sensie prezydent też poszedł w grę na stołki. Po pierwszej turze wyborów obiecał przecież stanowisko dyrektora Urzędu Stanu Cywilnego Wacławowi Mandryszowi, który w wyborach zajął trzecie miejsce. Ten miał się odwzajemnić poparciem w drugiej turze. Kiedy sprawę opisaliśmy Kieca się wycofał.
– Rzeczywiście w tamtym czasie było silne lobby, które dążyło do tego, by pan Mandrysz został szefem USC. Na pewno byli ludzie, którzy starali się do tego przekonać prezydenta. Później już po wyborach, kiedy okazało się, że pan Mandrysz ma uprawnienia emerytalne, to wszystko zaszkodziłoby prezydentowi. Poza tym nie wiadomo czy by Mandrysz wygrał konkurs. Na szczęście ostatecznie Mieczysław Kieca nie poszedł tą drogą. Uważam, że to dobra decyzja.
– Wiceprezydent Dariusz Szymczak to człowiek zaproponowany na to stanowisko przez Nasz Wodzisław. Mieczysław Kieca go wcześniej nie znał. Sprawdził się?
– Dariusz Szymczak jest moim kolegą z Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Ukończył Wydział Handlu Zagranicznego. Wiedziałem, że człowiek ma potencjał. Powiedziałem prezydentowi: „…jeżeli szukasz wiceprezydenta, to skontaktuj się z tą osobą. Być może jest to interesujący człowiek, zna języki i ma MBA (Master of Business Administration), prestiżowy tytuł uznawany w biznesie. Były chyba dwa lub trzy spotkania i panowie się dogadali. Uważam, że Dariusz Szymczak się sprawdził. W stu procentach spełnił pokładane w nim nadzieje.
– Pani wiceprezydent Aleksandra Chudzik to też osoba zaproponowana przez Was?
– Nie. O tym, że pani Chudzik obejmie to stanowisko, dowiedzieliśmy się w tym samym czasie co dziennikarze i radni. Trudno mi dzisiaj oceniać pracę pani wiceprezydent, myślę, że musimy z tym jeszcze poczekać.
– Jak ocenia Pan szansę Mieczysława Kiecy na wygranie kolejnych wyborów? Rozpoczęliście już kampanię wyborczą?
– W jakiś sposób już o wyborach myślimy i się do nich przygotowujemy. Jeśli chodzi natomiast o prezydenta, to należy stwierdzić, że nigdy nie można być pewnym wygranej. Najlepszym przykładem jest lider PiS, który ogłosił przedterminowe wybory myśląc, że je wygra. Przegrał. Mamy nadzieję, że w ostatnim roku przed wyborami będą widoczne efekty pracy obecnych władz. Ludzie zobaczą różnice w jakości zarządzania miastem nie tylko w odniesieniu do prezydentury Adama Krzyżaka, ale i Ireneusza Serwotki. Wówczas ze spokojem poddamy się osądowi wyborczemu.