Urzędnicy zaspali
Urząd Miasta w Radlinie będzie musiał zapłacić 24 tys. zł. To efekt przegranej sprawy sądowej przeciwko firmie, która miała doprowadzić do porządku radlińskie jary. Urzędnicy zbyt późno aneksowali umowy na wykonanie inwestycji.
Wybrany przez miasto wykonawca porządku nie zrobił. Zarobił za to na składowaniu w jarach pokopalnianego łupka. Kiedy interes przestał być opłacalny, przerwał inwestycję. Miasto pozwało wykonawcę do sądu, ale przegrało, bo urzędnicy popełnili proceduralne błędy przy podpisywaniu kolejnych aneksów do umowy. Ponadto w obawie przed kolejnymi kosztami miasto zrezygnowało z sądowej walki o dokończenie przerwanej inwestycji.
Prace nigdy nie dokończone
Sprawa ma swój początek jeszcze w roku 1997, kiedy nasz region nawiedziła powódź stulecia. W efekcie ulewnych deszczy ziemia w jarze przy ulicy Młyńskiej zaczęła się osuwać, zagrażając znajdującym się w pobliżu budynkom mieszkalnym. Urzędnicy postanowili więc jar częściowo zasypać, tym samym zagradzając drogę masom osuwającej się ziemi. Wynajęto firmę, która miała to zrobić za pomocą łupka pokopalnianego. Inwestor miał też na nowo ukształtować jar. Mimo że prace trwały kilka lat, wykonawca planowanej inwestycji nie ukończył. Jar został zasypany tylko łupkiem (firma zarabiała na jego odbiorze z kopalni). Nie wykonano natomiast kosztownego ukształtowania górnej warstwy humusem. Czas zakończenia inwestycji (wielokrotnie przesuwany) dawno upłynął, a jej końca nie widać.
Sprawa ma swój początek jeszcze w roku 1997, kiedy nasz region nawiedziła powódź stulecia. W efekcie ulewnych deszczy ziemia w jarze przy ulicy Młyńskiej zaczęła się osuwać, zagrażając znajdującym się w pobliżu budynkom mieszkalnym. Urzędnicy postanowili więc jar częściowo zasypać, tym samym zagradzając drogę masom osuwającej się ziemi. Wynajęto firmę, która miała to zrobić za pomocą łupka pokopalnianego. Inwestor miał też na nowo ukształtować jar. Mimo że prace trwały kilka lat, wykonawca planowanej inwestycji nie ukończył. Jar został zasypany tylko łupkiem (firma zarabiała na jego odbiorze z kopalni). Nie wykonano natomiast kosztownego ukształtowania górnej warstwy humusem. Czas zakończenia inwestycji (wielokrotnie przesuwany) dawno upłynął, a jej końca nie widać.
Spóźnialscy
Urząd Miasta wystąpił w marcu 2006 r. do sądu z pozwem o dokończenie robót. Wyrok Sądu Okręgowego w Gliwicach z 30 czerwca tego roku powództwo oddalił. Jako powód podano przedawnienie terminu. Wszystko przez zbyt późne aneksowanie umowy na wykonanie inwestycji, która miała zostać zakończona do końca 2001 roku. Urzędnicy aneksowali ją dopiero 10 stycznia 2002 roku, a więc 10 dni po terminie. Ten proceduralny błąd zdecydował o przegranej w sądzie.
Urząd Miasta wystąpił w marcu 2006 r. do sądu z pozwem o dokończenie robót. Wyrok Sądu Okręgowego w Gliwicach z 30 czerwca tego roku powództwo oddalił. Jako powód podano przedawnienie terminu. Wszystko przez zbyt późne aneksowanie umowy na wykonanie inwestycji, która miała zostać zakończona do końca 2001 roku. Urzędnicy aneksowali ją dopiero 10 stycznia 2002 roku, a więc 10 dni po terminie. Ten proceduralny błąd zdecydował o przegranej w sądzie.
Koszty mogły być większe
Wobec niekorzystnego wyroku Urząd Miasta wniósł od wyroku apelację. Do apelacji dołączono wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych. – Jako strona, która wniosła pozew i sprawę przegrała, zostaliśmy przez sąd zobowiązani do pokrycia kosztów nie tylko procesu, ale również kosztów adwokata firmy, którą pozwaliśmy – mówi Piotr Śmieja, zastępca burmistrza. Wysokość kosztów sąd ustalił na 24 tys. zł. We wrześniu wniosek o zwolnienie z kosztów został odrzucony. Urząd wniósł na decyzję sądu zażalenie, jednak kolejny wyrok, tym razem Sądu Apelacyjnego w Katowicach, nie pozostawił złudzeń – koszty postępowania miasto zapłacić musi. Dodatkowo Sąd Okręgowy w Gliwicach wezwał miasto do uiszczenia opłaty od apelacji w kwocie 9,5 tys. zł, pod rygorem odrzucenia apelacji. Burmistrz Barbara Magiera zdecydowała o rezygnacji z opłacenia tej kwoty, co jest równoznaczne z rezygnacją z apelacji od niekorzystnego dla miasta wyroku.
– Nie chcemy, by koszty były jeszcze większe – wyjaśnia Magiera.
Wobec niekorzystnego wyroku Urząd Miasta wniósł od wyroku apelację. Do apelacji dołączono wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych. – Jako strona, która wniosła pozew i sprawę przegrała, zostaliśmy przez sąd zobowiązani do pokrycia kosztów nie tylko procesu, ale również kosztów adwokata firmy, którą pozwaliśmy – mówi Piotr Śmieja, zastępca burmistrza. Wysokość kosztów sąd ustalił na 24 tys. zł. We wrześniu wniosek o zwolnienie z kosztów został odrzucony. Urząd wniósł na decyzję sądu zażalenie, jednak kolejny wyrok, tym razem Sądu Apelacyjnego w Katowicach, nie pozostawił złudzeń – koszty postępowania miasto zapłacić musi. Dodatkowo Sąd Okręgowy w Gliwicach wezwał miasto do uiszczenia opłaty od apelacji w kwocie 9,5 tys. zł, pod rygorem odrzucenia apelacji. Burmistrz Barbara Magiera zdecydowała o rezygnacji z opłacenia tej kwoty, co jest równoznaczne z rezygnacją z apelacji od niekorzystnego dla miasta wyroku.
– Nie chcemy, by koszty były jeszcze większe – wyjaśnia Magiera.
Kto odpowie za błędy?
Co zatem stanie się z niedokończoną inwestycją? – Jar porósł już samosiejkami, więc w zasadzie nie ma potrzeby prowadzenia tam dodatkowych prac – przekonuje Piotr Śmieja.
Inaczej sprawę widzi radny Henryk Rduch. – Tak się właśnie gospodaruje w naszym mieście – mówił na sesji Rduch.
Podczas obrad nikt nie wspomniał o odpowiedzialności konkretnych urzędników, którzy popełnili wspomniane błędy i tym samym narazili miasto na straty.
Inaczej sprawę widzi radny Henryk Rduch. – Tak się właśnie gospodaruje w naszym mieście – mówił na sesji Rduch.
Podczas obrad nikt nie wspomniał o odpowiedzialności konkretnych urzędników, którzy popełnili wspomniane błędy i tym samym narazili miasto na straty.
Artur Marcisz